31 lipca 2018

Malowany szyld i wspomnienia wiejskich smaków...

   Ostatnie dni nas nie rozpieszczały. Radkowi skradziono telefon i dokumenty. Biegamy od punktu do punktu zastrzegając co da się zastrzec, żeby żaden artysta na nas kredytów nie nabrał, ani nie ogolił - i tak już prawie pustego - konta. Szukaliśmy telefonu i dokumentów w sobotę, jeszcze grubo po północy. Nawet w śmietnikach.. (rany..jakie rzeczy ludzie wyrzucają...!! )
Zdenerwowanie wzięło górę i niedziela rozpoczęła się nieciekawie. Załatwialiśmy sprawy, nawet nie myśląc o planach, jakie mieliśmy. Obiad zamrożony... bo jak tu myśleć o pichceniu, kiedy na głowie tyle... Tym bardziej ucieszył mnie telefon cioci, która zaprosiła nas do siebie na wieś, na obiad.
I gdy znaleźliśmy się w tak pięknej, wiejskiej scenerii, prawdziwie wiejskiej - bez wypacykowanego trawniczka, za to z wiekowymi drzewami owocowymi i warzywnikiem, w którym kapusty i krzewy pomidorów przeplatały się z wiejskim kwieciem (żółte i pomarańczowe "śmierdziuchy" - tak je nazywa pani babcia), cała złość uleciała. Z błogą ciszą, podmuchem wiatru, zapachem spieczonej słońcem ziemi.
Był taki moment, że domownicy gdzieś się ulotnili, mama z ciocią poszły do warzywnika..a ja siedziałam przy stole słuchając cichych dźwięków skrzypiec. I poczułam się tak........ o rany... Tęsknię za taką magią wsi. Za tym melancholijnym stanem, który towarzyszy Ci gdy spacerujesz letnimi, zarośniętymi ścieżkami. Za łąką.. za nieidealnymi wiejskimi pejzażami. Przypomniał mi się nasz ogród. I przypomniał mi się smak i zapach zupy Pani Rakowskiej.
Pani Rakowska była naszą sąsiadką w Siedlisku. Starowinka już była, kiedy byłam nastolatką. A gdy byłam kilkuletnim dzieciakiem, czasami mnie pilnowała, gdy mama była jeszcze w pracy. I pamiętam, jakby to było wczoraj, dzień, gdy poczęstowała mnie talerzem zupy. To była jakaś jarzynowa, z całymi marchewkami...ale jak one smakowały..boziuniu... jakie prawdziwe, aromatyczne. Nie miały nic wspólnego z tym, co dziś kupuję w markecie. Ba..czasem nawet na targu.
Zupa Pani Rakowskiej smakowała jakoś tak...prawdziwie wiejsko, wyjątkowo. I tak wyjątkowo pachniała... Nie wiem, czy akurat wtedy zachwycił mnie ten smak, ale pamiętam go tak przejrzyście..!! Podała mi ten talerz w kuchni... stały tam na pewno stare, białe meble... i jakiś kredens chyba.....
Za taką wsią tęsknię. Prawdziwą, aromatyczną, cichą, spokojną, trochę zapyziałą, ale szczerą. Dlatego właśnie chcę stworzyć namiastkę tych moich nostalgii dziecińskich tu w Leśnym... Chcę tego doświadczać, przypominać sobie, celebrować.
Zastanawiam się co zrobić, by dodać wiejskiego sznytu mojemu ogrodowi...


♥️

   Dziś malowałam szyld kamienny, który odebraliśmy, wraz z daszkami, od producenta (temu poświęcę osobny post). Chciałam, by rama szyldu odznaczała się na ceglanym słupie, ale środek rozety pomalowałam na kolor starej cegły. Miał wyglądać jak ciut omszały... .


 To surowa rozeta:




A tutaj już prace wykończeniowe...





Tak to sobie wymyśliłam. I nie "No.", lecz "Nr" - po polsku ;) (wybaczcie jakość zdjęcia, ale tak szybko telefonem...żeby się już z Wami podzielić)





   Wiatę już zdemontowaliśmy. Oddaliśmy rodzince - niech im służy. My powoli przygotowujemy miejsce pod wylewkę. Dziwnie tak bez tej wiaty. Pusto. 
Kwiaty musiałam przesadzić, bo znalazłyby się pod zadaszeniem. Cieszę się, że przeżyły rudbekie po pani Mariannie. Lubię je.


Ostatnie zdjęcie zadaszenia...




   Furtka, choć jeszcze nie wykończona, już spełnia swoje zadanie. Wreszcie mogę chodzić swobodnie po chacie, nie obawiając się, że mnie widać ze ścieżki. Wolę tak, intymnie.






   Żegnam się z Wami uśmiechem Janioła... jednego z moich ulubionych.. ;)




Dobrego wieczoru!!
♥️♥️

11 komentarzy:

  1. qrcze straszna sytuacja z tymi dokumentami ...

    numer piękny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No... Liczyłam, że może ktoś z litości choć papierki odda - do skrzynki wrzuci czy coś.. Ale niestety. Wyrabiają się już nowe dokumenty, a inteligent, który przytulił telefon, się znajdzie, tylko czasu trzeba.

      Usuń
  2. Piękny ten numer zrobiłaś:)już nie mogę się doczekać kiedy podzielisz się z nami swoim nowym miejscem na ziemi:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;) Oj, zanim podzielę się czymś większym, minie trochę czasu. Powoli oswajamy każdy kąt.
      Ja nie mogę się doczekać postawienia grillowni, bo to będzie pierwszy taki w stu procentach nasz zakątek. A plan mam ambitny - ma to być miejsce bardzo klimatyczne i sielskie.. :))

      Usuń
  3. Szyld jest wyjątkowy.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj tej dawnej cudnej wsi to już coraz mniej...ale wspaniale, że są jeszcze takie romantyczne duszyczki jak Pani, Pani Kasiu;) :) a tabliczka z numerem jest przepiękna:) :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie wyszedł Ci szyld... I dobrze, że po polsku ☺ A takie trudne do opisania wspomnienia atmosfery , smaków i zapachów chyba każdy w sobie nosi, miło, że się nimi dzielisz ☺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są tacy, co powiedzą, że to nie na miejscu tak opowiadać, bo to takie prywatne... ;) ale..skoro piękne, to dlaczego właśnie miałabym się tym nie dzielić..? :)) Kocham swoje (niektóre) wspomnienia z dzieciństwa. Mgłą zasnuwam to, co było złe, a staram się wyciągać z przeszłości to, co wspaniałe..a takich momentów było mnóstwo..Pozdrawiam serdecznie!!

      Usuń
  6. Przepiękny anioł!
    A szyld wyszedł cudnie! :D

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci za poświęcony czas... :)

Udostępnij