Ostatnimi czasy nie wiem w co ręce wsadzić. Nogi też. I co do całej reszty mam podobny dylemat ;)
Cierpię na chroniczny brak czasu, dopadło mnie okropne zmęczenie. Podupadłam zdrowotnie dosłownie z dnia na dzień. Zapadła więc decyzja - wyjazd na krótki urlop. Góry, spacery na łonie przyrody, masaże. Tego mi było trzeba.
Nic na to nie poradzę, że tak bardzo lubię zaglądać za cudze płoty. Przy okazji wyobrażam sobie nasz domek w przyszłości, otoczony wysokimi choinkami. Lubię, gdy wokół domu jest "ciasno" - gdy dom zatopiony jest w gąszczu zarośli. Swoich się musiałam pozbyć, gdyż przeszkadzały w remoncie. Kiedyś jednak posadzę tu drzewka, drzewa, krzewy.
Przesadziliśmy stary winogron. Rósł tuż przy froncie. Pozostał po nim kawałek ziemi, w którym kiedyś posadzę jakieś drzewko, albo pnącze.
To wszystko jest jeszcze dalekim planem.
Domek zaczyna mieć dach. Na razie wygląda dziwnie. Dach jest znacznie wysunięty po bokach. Z czasem proporcje powinny się wyrównać, bo będziemy ocieplać mury grubym styropianem...
Chłopaki spieszą się z tym dachem. Czas i pogoda gonią jak szalone.
Po pokryciu dachu przyjdzie czas na wylanie podestu przed frontem i zrobienie szachulca na frontowej ścianie.
A mnie stuknęła czterdziestka. Jestem stara, wielka jak trzydrzwiowa szafa, ale... Szczęśliwa 😄