18 stycznia 2018

Trochę ciepła w zimowy wieczór..

   Za mną już pierwszy tydzień ferii. Wreszcie znalazłam czas, by zagospodarować ściany pokoju dziennego. Już od kilku miesięcy za szafą czekały ramy, które miały znaleźć swoje miejsce na ścianie wokół kominka i na tej okiennej.
Zawsze podobały mi się domy, w których półki uginają się od stosów książek i ze ścianami usłanymi ramami ze stylowymi grafikami, z rodzinnymi fotografiami, sentencjami czy po prostu tym, co się domownikom podoba. Nie lubię minimalistycznych wnętrz u siebie jednak.. ;) Piszę "jednak", bo gdy zaczynaliśmy remont, zatęskniłam właśnie za minimalizmem. Nie dla nas on jednak. Niech tam inni się minimalizują. U nas musi być pstrokato, przesadnie, dziwnie.. nieadekwatnie do metrażu (bo przecież w małym wnętrzu powinno być skromnie!!). Jesteśmy dziwni, ale dobrze nam z tym. I miast minimalizmu śmiemy uprawiać maksymalizm, czy wręcz zagracianizm ;)))


   Co jakiś czas buszując w internecie zamawiam jakiś drobiazg dekoracyjny. Zależy mi, by nadać - a, niech będzie!! - Salonowi ;) nutę retro. Z nowoczesnością, taką w szerokim wydaniu, też mi nie bardzo po drodze, więc nadrabiam retro-dodatkami.
Niedawno na wyprzedażach w TkMaxx kupiłam kilka miniaturowych ramek na kominek. Na ścianie powiesiłam oszczędne w formie ramy, w których zamieściłam drukowanie i malowane grafiki. Może za jakiś czas zapełnię je obrazami.

   Szukając dodatków w stylu retro, postanowiłam rozejrzeć się za abażurami do lamp. Znalazłam aukcję polskiego producenta "Abażury Krystyna", istniejącego na rynku prawie tyle lat co ja ;) Przejrzałam ofertę i od razu w oko wpadł mi model abażuru do lampy stołowej. Takiego właśnie kształtu szukałam.
Przyznam, że obawiałam się trochę tego, jak będzie wyglądał na żywo, bo osobiście nie przepadam za abażurami powlekanymi błyszczącymi tkaninami.. Nigdy na przykład nie zdecydowałam się na kupno na starociach, bo albo pasmanteria uszkodzona, albo właśnie ta tkanina... Tylko jeden abażur przywiozłam zeszłego lata ze sklepu z antykami, ale ten pochodzi z Anglii i był niebotycznie drogi, więc wygląda naprawdę wspaniale...
Zamówiłam trzy abażury. Jeden do lampy stołowej w kolorze beżowym, drugi podobny (kształt stelaża inny) do pokoju Julki i jeszcze jeden, który pokażę w kolejnym poście, bo to już projekt indywidualny ;)))
Zamówiłam tkaninę cieniowaną i obawiałam się, czy nie będzie to wyglądało..hmm...nienaturalnie.
Kiedy przyszło moje zamówienie okazało się, że abażury są wielkie :)))) Znałam ich rozmiary robiąc zakupy, jednak co innego wyobrażenie, a co innego rzeczywistość ;) Ich rozmiar oczywiście mnie zachwycił, bo lubię duże formy.
Po zamontowaniu abażurów byłam zachwycona. Wyglądają bosko!!!! :) A po zapaleniu światła..rany... Tkanina jest lekko prześwitująca, więc lampa wieczorem rzuca miękkie światło. Wyglądają oszałamiająco :))) I znów czuję dumę, bo mam w domu coś pięknego i polskiego :)))
   Firma wykonuje indywidualne projekty, więc myślę, że skorzystam z usług za jakiś czas - stworzę lampę w kratę albo w kwiaty do domku na wsi.. tak żeby ta jedna moja nie była taka..odosobniona ;))






















   Noga rzeźbniona to ta od angielskiej lampy, przywiezionej latem. Jest przecudna, masywna i mosiężna. Z abażuru w peonie (z kompletu) jeszcze nie korzystam, bo w mieszkaniu nie pasuje, a będzie zdobił kiedyś domek wsiowy, wykorzystuję więc samą podstawę.






Tu miniatura z wyprzedaży. Teraz już stoi z grafiką w środku.
I słońce poranne. Lubię.......






Tak się prezentuje lampa u Julki - wersja z kokardą..











   Podaję namiar: www.abazury-krystyna.pl, na pewno ktoś z Was skorzysta. Abażury są naprawdę godne polecenia, no i ceny są świetne. No i polskie :) Ach...!!





8 stycznia 2018

"Moon Journal", czyli o moim nowym niezbędniku

   Och, jak cudownie spędziłam ostatnie dni 2017-go...
Nie nie, nie byłam na wycieczce w luksusowym kurorcie, nie wygrałam też w "Totka" czy inną grę.. Czego mi było trzeba do szczęścia? Wolnego czasu. Błogiego lenistwa, ciepłego koca, dobrej kawy i wygodnej kanapy z tysiącem poduszek. Spędziłam więc tych kilka dni leniuchując jak nigdy. Do południa oglądałam maratony "Panny Marple" (które zaczynały się o 2:00, a kończyły o 14:00), zaś wieczorami studiowałam mój "Moon Journal".
Przyznam, że z przewodnikiem tym bardzo mi po drodze. Wciągnął mnie niemożebnie, uświadamiając pewne oczywiste sprawy, o których w codziennym zabieganiu zapomniałam,a które mają istotny wpływ na moje życie. Wróc.. nie "wpływ" - "znaczenie". Moja profesor z czasów studiów (tych pierwszych, setki lat świetlnych temu), dr Kuleczka, już by mnie zganiła, bo "wpływ to do rzeki" ;)

"Moon Journal" niesie za sobą interesującą treść. Nie tylko pomaga zrozumieć cykle księżyca i ich znaczenie dla naszego życia, lecz przede wszystkim motywuje i uświadamia, że nie warto przez życie biec. Że czasem trzeba się zatrzymać, podjąć refleksję nad swoim istnieniem, nad otoczeniem i wartościami, które wyznajemy, albo tymi, o których należałoby sobie przypomnieć. Treść dziennika sprawia, że odzyskujesz wiarę we własne siły. Zyskujesz pokłady energii, niezbędnej do realizacji celów. Wreszcie uświadamia też, że czasami warto spojrzeć wstecz. Przypomnieć sobie kim jesteś, dlaczego znalazłeś się w Tym miejscu akurat i zastanowić się, czy chcesz się w nim nadal znajdować, czy może..może właśnie warto zrobić pierwszy krok w inną, nieznaną stronę.
Zacytuję Wam fragment, (właściwie jeden z wielu), który wywołał moje wzruszenie:

"Wyobraź sobie siebie jako dziecko. Sięgnij myślami do etapu dzieciństwa, który wydaje się mieć dla ciebie największe znaczenie. Nie zastanawiaj się za długo. Teraz stwórz wyraźny, mentalny obraz siebie w tamtym wieku. Przypomnij sobie swój dom, wygląd i ludzi, którzy byli wtedy dla ciebie ważni. 
Przywitaj tę młodszą wersję siebie w pokoju, w którym właśnie jesteś. Możesz sobie wyobrazić, że siedzi razem z tobą. Wyobraź sobie waszą rozmowę. Co pomyślałoby twoje wewnętrzne dziecko o miejscu,w którym się teraz znajdujesz?"

Wróciłam na chwilę do przeszłości..
Jestem w swoim pokoju. Bawię się lalkami siedząc na dywanie. Wokół mnie mnóstwo osobistych drobiazgów - drewniane biurko, masywna, ciemnozielona lampka ozdobiona błyszczącymi naklejkami, maskotki, tęczowa sprężyna... ale....... są też drobne plamy krwi na ścianach. I na wezgłowiu łóżka.
Myślę, że tamto dziecko, widząc mój dzisiejszy świat, przecierałoby oczy ze zdziwienia. Dlaczego..? Bo.. biorąc pod uwagę "tamto" życie, trudno byłoby sobie wyobrażać, że los zniesie mnie na tak piękne i spokojne wody. Później tamto "ja" wzruszyłoby się widząc siebie za lat kilkadziesiąt. Może nie lalkę, może z licznymi zmarszczkami wokół oczu, ale... szczęśliwą kobietę. Spełnioną, silną, odważną.
W myślach, siedząc w swoim dzisiejszym azylu, napiłam się z tym dzieckiem kawy. Opowiedziałam o tym, jak mi teraz dobrze i jaka wdzięczna jestem losowi, że jestem teraz właśnie w Tym miejscu. Pokazałam to, z czego jestem dumna. Powiedziałam "Spójrz, to twoja rodzina. Zobacz, jak tu wesoło i ciepło. Jak bezpiecznie i spokojnie. I jak pięknie..."
...



"Moon Journal" nie tylko skłonił mnie do refleksji, ale też stał się dla mnie praktycznym narzędziem do pracy. Prowadzi mnie przez wszystkie fazy i cykle księżyca - prowadzi przez cały rok, miesiąc po miesiącu, dostarczając wskazówek dotyczących aktywności, które warto podjąć w określonym czasie. Czytając przewodnik dowiaduję się kiedy tworzyć, kiedy nawiązywać owocne znajomości, kiedy dać się ponieść uczuciom, emocjom. Kiedy pisać, kiedy rozmyślać, kiedy działać, a kiedy zwyczajnie odpuścić, odpocząć, pozwolić sprawom iść własnym torem.
Jest tu też miejsce na zapiski. Autorka zachęca czytelnika do sporządzania notatek z własnych przemyśleń. Skrobię więc wnioski, snuję plany i je odnotowuję. Jako że jestem typową artystyczną duszą, czyli człowiekiem skrajnie roztrzepanym i często bujającym w obłokach ;), cieszę się na myśl, że mam coś, co pozwoli mi się nieco poukładać, zorganizować. Co daje mi pewność, że nie zapomnę o niczym, co istotne.
Książka uczy, wywołuje emocje, porządkuje, motywuje. Polecam Wam najszczerzej, zajrzyjcie do niej. Ja sama jeszcze się jej uczę.
 Z dziennikiem w dłoni zaczynam nowy rok, który zapowiada się niezwykle interesująco. Przede mną kilka dużych wyzwań, niech się więc dzieje wola nieba, a księżyc niechże mi przyświeca wskazując drogę, którą powinnam podążać... ;)






♥♥

Udostępnij