21 czerwca 2011
U schyłku..
Zmęczona jestem przeokropnie. Wszystko za sprawą zakończenia roku szkolnego. Jedna uroczystość za drugą, wciąż trzeba coś załatwiać, o czymś pamiętać... .
Jutro zakończenie roku. Znów opuszczam gabinet, znów się żegnam. Nie jest mi łatwo.. :(
Uwielbiam po takich ciężkich dniach wracać do domu.
Jeszcze w drodze myslę, denerwuję się, przeżywam, czasem złoszczę. Ale otwieram drzwi..
zamykam...
i..
..wszystko znika.
Włączam ulubioną muzykę, siadam wygodnie na kanapie, chwytam ulubione czasopisma. Popijam cappucino. Troski znikają. Pojawia się spokój, cisza. Również we mnie.
Kocham za to mój Dom. Za to, że daje wytchnienie.
Jutro kolejny trudny dzień. Jestem za miękka, pewnie znów się "rozkleję"... ;)
Po powrocie do domu znajdę sobie jakieś miłe zajęcie, potem czeka mnie równie miłe spotkanie z sympatyczną osobą, której będę urządzać poddasze w poniemieckim domku...
Mimo mojej rozlazłości i -częstokroć -rozmazanego make'up'u myslę, że jutro będzie ok. Musi być ;))
13 czerwca 2011
Warsztaty z decoupage'u..
8 czerwca 2011
Pozytywnie..
Odchodząc nieco od tematu... w domku planuję kilka zmian. Normalne. Dość nieudolnie na razie próbuję pozbyć się biurka, bo potrzebuję w pokoju miejsca na podstawę do akwarium. Czekam też na cegły (których zdobycie niemalże graniczyło z cudem) juz około miesiąca. No i najważniejsze. Coby po ostatniej pamiętnej wypłacie został ślad jakiś, zamówiłam kilka Potrzebnych- a jakże- rzeczy, a między innymi zasłony. Cztery wzory, zaszalałam;) Do tego poduchy na krzesła i poszewki do jaśków na kanapę. Z poduchami na krzesła miałam problem, bo generalnie dobrze jest bez nich, ale twardo nieco, więc.. zamierzenie było takie, by były w miarę eleganckie i mało widoczne. Strasznie jestem ciekawa i niecierpliwa. Stresuję się, bo zasłony szyto pod wymiar.. No i w ogóle chciałabym juz wieszać, układać, przestawiać, kombinować, aranżować... Ach, miesiąc bez zmian - miesiąc stracony.
Zdecydowanie ;D
6 czerwca 2011
Niewesoło mi troszkę...
Dziś trochę o życiu. Trudnym życiu.
Zdarzyło mi się, już nie pierwszy raz, że podcięto mi skrzydła. Mam na myśli swoją pracę zawodową. Przykry jest fakt, że idę do pracy z pozytywnym nastawieniem i chęcią nawiązania nowych znajomości, natomiast już na starcie od kilku osób słyszę jakieś nieuzasadnione wyrzuty. Nagle stałam się dla kogoś przeszkodą, obcym kimś kto chce wszystko zagarnąć i robić nowe porządki... Usłyszałam to, choć nie dosłownie, już w pierwszych dniach. Przykre. Te osoby mnie kompletnie nie znają...
Teraz okazało się, że to, że wychodzę do ludzi z czymś nowym, oryginalnym, jest też złe!! Gdybym nic nie robiła byłoby źle, ale to ze robię też nie jest dobre jak się okazuje. Osoby które miały się zaangazować w mój projekt sprawiały wrażenie poobrażanych. Nie czułam wsparcia. Ale to jeszcze nic. Okazało się, że osoba która wydawała mi się bardzo sympatyczną, ciepłą, pomocną, obgadała mnie krytykując to, co robię. Niechcący stałam obok... :(
Usłyszałam później, że niepotrzebnie się przejmuję i poświęcam, że nie ma sensu. Ale ja się nie zgadzam!! Jak mamy uczyć postępując w taki sposób...??
To nie pierwsza taka sytuacja w mojej "karierze". Jakiś czas temu też zachowano się wobec mnie nieładnie, delikatnie mówiąc...