Nad napisaniem tego postu zastanawiałam się dość długo. Nie bardzo lubię pisać publicznie o swoich emocjach, odczuciach, związanych z codziennym życiem, funkcjonowaniem. Jednak zdecydowałam podzielić się z Wami tym, co myślę, w nadziei, że Wy, moi drodzy czytelnicy, czujecie podobnie, macie podobne doświadczenia, rozumiecie.. i że jesteście z tej samej gliny ulepieni co ja - podobnie wrażliwi na zło, przeciwni temu, co przeczy zwyczajnym ludzkim zasadom.
Ostatnio czuję się zmęczona. Nie pracą, nie sprawami codziennymi, ale życiem w ogóle. W szczególności męczą mnie ludzie. Zawodzę się na nich coraz częściej i jakby..jakby coraz więcej widzę, zauważam..? Mam wrażenie, że ostatnimi laty patrzyłam na świat przez różowe okulary. Teraz się potłukły czy jak..bo ciągle coś mnie złości... Chodzę czasami struta, jakby mi to życie całkiem przestało smakować. Dlaczego...?
Zawodzą mnie ludzie, tak jak wspomniałam. Nie pojmuję niektórych zachowań, ich przyczyn.. Nie rozumiem mechanizmów.
Nie godzę się brakiem wartości. Nie trawię ludzi złośliwych, którzy nie potrafią panować nad emocjami i we wszystkich i we wszystkim dopatrują się spisków i zła. Nie godzę się na brak kultury osobistej. Nie zniosę stania w kolejce za młodym facetem żującym gumę z otwartą buzią i ciamkającym mi nad uchem. Nie zniosę młodych panienek, które wyciągają spracowane matki na zakupy, wybierają najdroższe buty i jęczą, że tych tanich (które matka niesie w nadziei, że uda się namówić dziecię i że starczy tym samym do wypłaty) nosić nie będą, bo tylko te za 400zł wyglądają dobrze. Nie mogę słuchać gadania młodych ludzi, że "tu pracować nie będą, bo nie będą
rypać za marne grosze.." - tymczasem wiem, że nigdy wcześniej nie skalali się ciężką, ba..żadną pracą, a wyrażają takie opinie.. Nie toleruję mówienia o ludziach będących pod wpływem alkoholu "ten pijak, menel, nic nie wart".Nigdy nie powiedziałabym o alkoholikach w podobny sposób, bo mam w sobie zrozumienie. Nie godzę się na przebywanie w obecności kobiet nielojalnych, które kręci kokietowanie czyjegoś męża, ojca. Babek, które nie mają wartości, nie wyznają zasad, nie znają granic dobrego smaku, nie potrafią wykazać się taktem. Nie toleruję facetów, którzy mając u swego boku wartościową kobietę, wciąż szukają wrażeń. Nie zaakceptuję koleżanki, która szczyci się tym, że faceta, z którym obecnie jest, odbiła innej kobiecie. Nie mogę zdzierżyć ludzi zazdrosnych, którzy sami nie mają pomysłu na siebie a Tobie najchętniej podłożyliby nogę, żebyś się przewrócił/-a i straciła to, na co ciężko pracowałeś/-aś. Nie lubię tych, co są niezadowoleni z życia, jednocześnie nie robiąc nic, by to zmienić. Nie mogę przeżyć tego, do czego czasem ludzie są zdolni dla kasy. Tracą rodziny, więzi, których nigdy i nigdzie nie jest się w stanie niczym innym zastąpić, tylko po to, by zabłysnąć przed znajomymi wypasionym mieszkaniem na modnym osiedlu..
Jest we mnie tyle złości ostatnio. Sama się na siebie wściekam, bo nie chcę tak. Chcę cieszyć się życiem tak jak dawniej, przestać się przejmować tym wszystkim..czy to widzieć, tak po prostu.. Ale nie godzę się na świat bez zasad i wartości.
Staję się aspołeczna, bo coraz trudniej jest mi nawiązywać relacje z ludźmi. Może mam za duże oczekiwania..nie wiem sama.. Lgnę do osób starszych, wychowanych według "starej szkoły". Kulturalnych, wartościowych, niezmanierowanych. Takich, dla których w życiu liczy się coś więcej niż pieniądz i szpan. Takich, którzy potrafią mnie szanować taką jaką jestem, nie próbując się jednocześnie po części stać mną, robić dokładnie to co ja w życiu, "bo to się sprawdziło".
Niedawno spędziłam wspaniały czas z paniami Anną i Dorotą Sztaudynger. Siedząc znów przy słynnym stole w Koszystej popijałyśmy herbatę rozprawiając o swoich przeżyciach. Pani Ania znów zaszczyciła nas wspaniałymi opowieściami, a ja uwielbiam jej słuchać. Kocham jej poczucie humoru, to, jak się wypowiada, a przede wszystkim jej samokrytycyzm. Dorota (wnuczka pisarza) z kolei jest osobą tak ciepłą, że gdybym mieszkała bliżej, wpadałabym na herbatę natrętnie, by chłonąć jej pozytywną energię. Uwielbiam spędzać czas w ich towarzystwie. I w towarzystwie Joli z Mazur, i tego całego tam mazurskiego towarzystwa..które ma w nosie to, kto czym jeździ i ile na co wydaje. Normalni, prawdziwi, szczerzy ludzie, którzy nie muszą próbować się przypodobać i nadskakiwać, by zyskać aprobatę czy sympatię innych, w tym wypadku nas, z dalekiego miasta w nie aż tak pięknym zakątku Polski ;) No i oni wszyscy (no, prawie..) starsi ode mnie, a ja młodsza od nich. Ale jakby byli moimi rówieśnikami. Wyznajemy podobne wartości, widzimy świat podobnie.
Jestem jakaś inna.Odstaję, tak czasem czuję.. Ale czy to dobrze,czy źle..? Nie wiem już sama.. W głębi ducha myślę, że to dobrze, a rzeczywistość czasem pokazuje, że lepiej wtopić się w zachowania ludzi spotykanych na co dzień.
Jestem jaka jestem. Jestem wrażliwcem. Nie potrafię krzywdzić innych. Nie umiem szpanować tym, co mam. Może dlatego, że zdobyłam, zdobyliśmy to własną pracą..? Nie wiem.. Nie potrafię być arogancka, wyrachowana.
I to nie tak, że ostatnio nie cieszy mnie nic. Nie nie.. Nie chciałabym, żeby ktokolwiek z Was zrozumiał mnie źle. Nadal mam w sobie wrażliwość, wewnętrzną radość i dziecko, które cieszy się i płacze na widok rozkwitającego bzu w ogrodzie. Tylko mój próg cierpliwości na ludzkie zachowania znacznie się skurczył. Kiedyś bardzo zabiegałam o to, by wszyscy mnie lubili. Teraz doszłam do takiego momentu w życiu, że sama wybieram, który kontakt jest dla mnie wartością, a resztę zostawiam za sobą, upłynniam, nie patrzę, nie widzę, nie chcę...
Kiedyś wypowiedziałam życzenie dotyczące ogrodu i..spełniło się. Więc teraz też sobie czegoś zażyczę. Życzę sobie nie czuć się odosobnioną. Chcę spotykać ludzi myślących jak ja. Chcę odzyskać wiarę w ludzi, po prostu..
Ciekawa jestem, czy jest wśród Was ktoś, kto czasami czuje się równie wyobcowany...??
Tymczasem uciekam do robienia porządków. W kolejnych postach podzielę się z Wami wrażeniami z kolejnej edycji Święta Bzów w Siedlisku, pokażę, co zmalowałam i rewolucje, jakie dzieją się w leśnym domu i coraz to bardziej barwnym ogrodzie.
Mimo wszystko z uśmiechem.... :)