25 sierpnia 2015

Piękno niejedno ma imię

    Nie tylko przedmioty materialne są piękne.
Piękne są chwile. Wspomnienia, czyjś uśmiech, gest, spojrzenie, dobroć, wrażliwość, ciepłe usposobienie.
Za każdym razem gdy poznaję kogoś o pięknej duszy, chłonę to, co najlepsze. Mam ostatnio szczęście poznawać dobrych, fantastycznych ludzi, za co dziękuję moim aniołkom każdego dnia...

 
   Uwielbiam naturę. 
Kiedy byłam na Mazurach, miałam okazję podziwiać wspaniałą pełnię księżyca. Żeby dopełnić wrażeń wizualnych na obserwację udałam się nad staw, nad którym unosiły się mgły.
Wdreptałam tam w (o rany...jak dobrze, że je zabrałam!!) kaloszach, choć...i tak zmokłam, gdyż trawa i chaszcze rozmaite sięgały mi do pasa;) I stałam tak w ciszy..do czasu..gdy o mało nie zeszłam na zawał. Coś przemknęło przez trawę w pobliżu mnie. Poświeciłam latarką - żywej duszy!! Kiedy znów coś zatarabaniło i zamlaskało, okazało się, że to psiak sąsiadów... Mała..o ile dobrze pamiętam. Mała moi drodzy sięgała mi również do pasa... ;)) 

W ciszy podziwiałam widoki. Jaśniejące w blasku księżyca niebo, iskierki odbijające się w tafli lekko falującej wody. I cichuteńko wypowiadałam życzenia. Nie wiem...czy ten..tam na górze słyszał......ale wierzę, że się spełnią...gdzieś..tam..kiedyś......... ;))))




24 sierpnia 2015

Bolesławieckie Święto Ceramiki

   Ci, którzy tak jak ja kochają ceramikę bolesławiecką wiedzą, że w miniony weekend w Bolesławcu odbyła się kolejna edycja Święta Ceramiki.
Nie mogło mnie tam zabraknąć;) Co roku w rynku roi się od przeróżnych straganów z rękodziełem i tych z miejscową ceramiką użytkową. Osobiście uwielbiam oglądać wystawiane cudeńka, ale też lubię sam klimat imprezy. Żałuję jedynie, że tym razem nie  mieliśmy okazji podziwiać parady glinoludów... co było wynikiem jakichś tam scysji między władzami miasta. Szkoda...

Tym razem do Bolesławca wybrałam się w sympatycznym gronie babeczek:) Weekend minął mi wspaniale i.. trochę za szybko;))

   Za każdym razem przywożę do domu ceramikę. Tym razem z uwagi na fakt, że jestem dość częstym gościem w Bolesławcu, postanowiłam kupić biżuterię (ceramikę kupuję w sprawdzonym miejscu, na kiermaszu z wyprzedażami; stamtąd między innymi pochodzą moje amfory). Miałam możliwość skompletować sobie korale, co też uczyniłam;) Ach.. i obowiązkowo (tak twierdzi Gosia) musiałam się pomalować... to znaczy.. dać się pomalować, bo te piękne tatuaże wykonują na rynku miejscowe artystki;))

Jeśli mieszkacie gdzieś w pobliżu i dotychczas nie mieliście okazji uczestniczyć w bolesławieckiej imprezie, pojedźcie, naprawdę warto:)










Życzę Wam miłego dnia!!!
:)

19 sierpnia 2015

Balkon 2015

   Już myślałam, że nie zdążę.
Mam w chwili obecnej tyle na głowie, że muszę notować każdy najdrobniejszy szczegół w kalendarzu. Przygotowuję nowe teksty do magazynu, odwiedzam wspaniałe miejsca i poznaję fajnych ludzi, szaleję aranżacyjnie.... a w międzyczasie staram się ogarnąć dziecko, dom, robię prawko...(tak, wyobraźcie sobie, że go nie miałam;)) dotychczas nie było takiej potrzeby, bym je miała...zaś teraz potrzeba jest ogromna;) ), a w wolnych chwilach wyciszam się czytając bądź malując.

O co się bałam? A o to, że w natłoku zajęć nie zdążę zrobić zdjęć na Konkurs Mojego Mieszkania na Najpiękniejszy Balkon 2015;) W zeszłym roku spasowałam z uwagi na fakt, że dwa lata temu udało mi się zająć 12 miejsce. W tym roku postanowiłam znów "wystartować" ;)))


   Tegoroczny balkon miał przypominać łąkę. Chciałam, by był kolorowy, z przewagą głębokiej czerwieni, stąd mnóstwo pelargonii. Ławkę zrobiłam na brąz, a krzesełkom nadałam kolor biały (choć etykieta z puszki z farbą uparcie twierdzi, że to ecru;) ).
Miało być sielsko, kolorowo, trochę ludowo, romantycznie... Oczywiście nie mogło zabraknąć Bolesławca (imbryk), mojego hand-made'u (opaska na świecę) i staroci. No właśnie, spójrzcie co mi się udało wyszperać na starociach - ta miska z niezapominajkami skradła moje serce:))) Jest w idealnym stanie, utrzymana w stylistyce, którą kocham. Waza zaś to stara Bawaria, niezwykle elegancka i finezyjna. UWIELBIAM :)))))













   A to mój balkonik przed dokonaniem kolorystycznych zmian - w wersji nieco słodszej... ;)





Kochani, chcę Wam jeszcze podziękować.
Przy okazji nadsyłania zdjęć do naszego Konkursu piszecie do mnie maile, które mnie nierzadko wzruszają do łez...
Dziękuję Wam, że Wam się chce, że poświęcacie swój cenny czas na napisanie słów, które działają na moje serce niczym najbardziej aromatyczny, słodki miód.. :))) Jestem szczęśliwa, że Was mam:))
DZIĘKUJĘ!!!!!!!!!!!!!
:)

17 sierpnia 2015

Na gałązce

   Dziś króciutko - prezentuję mój kolejny obrazek. Tym razem malowany akrylami.
Wpadłam w ciąg... ;))
Dziękuję Wam za wizyty:) Ściskam mocno!!!



15 sierpnia 2015

Łąki pędzlem malowane

   Kiedy o piątej rano spacerowałam po mazurskich łąkach, obiecałam sobie, że po przyjeździe do domu wrócę do pędzla. Siedlisko Joli to niezwykle magiczne i inspirujące miejsce. Nie tylko się tam wyciszyłam, ale też złapałam oddech, przemyślałam parę spraw i poczyniłam plany na przyszłość. Zatęskniłam przy okazji ogromnie do moich pędzli i farb. Tak dawno nie malowałam...!! Pomyślałam, że po powrocie przeleję na płótno to, co mnie zachwyciło.


Zaczęłam malować.
Pierwszy obraz już powstał.
Jako wzór posłużyło mi zdjęcie, które zrobiłam w pobliżu stawu, o to właśnie...






Et voila, mój pierwszy mazurski....... ;)





   Upały doprowadzają mnie już do szału. Nawet okna umyłam ostatnio w nadziei, że spadnie deszcz. Owszem, padał, jakąś godzinę. I znów zaczęło się piekło.
Z drugiej strony może i dobrze, że jest pogoda, bo zabieram się do balkonowej sesji.
Jak tylko skończę, będę znów błagać o deszcz. Może znów umyję okna...? Hmmm.... może po raz kolejny poskutkuje........ ;)))))))


Uściski dla Was Moi Drodzy!!
PS. dziękuję za Wasze zgłoszenia do naszego Konkursu i za piękne zdjęcia:))))

11 sierpnia 2015

Opaska na świecę i zabawa z makro

   No i nastała jesień.
Mój winobluszcz zaczął gubić liście. Nie tylko on zresztą. Kiedy kilka dni temu wracałam z Wrocławia, widziałam całe mnóstwo drzew, z których już spadają liście. Latają na wietrze nad serpentynami dróg, piętrzą się na poboczach...

   Trudno jest w taką pogodę pracować. Dzięki Bogu kocham to, co robię. Inaczej byłoby ciężko... ;)
Dziś rano stworzyłam (na potrzebę sesji stołowej) kolejną opaskę na świecę. Tym razem z niebieskim akcentem. Zainspirowały mnie łąki jolinkowe:))

   Intensywnie oswajam się z nowym sprzętem. Już jutro będę miała okazję go przetestować bardziej...hmm.. profesjonalnie, gdyż jadę na kolejną sesję. Będzie baaaardzo kolorowo i ciekawie;)

Tymczasem chwalę się nowymi poczynaniami - twórczymi i sprzęciarskimi... ;))












Trzymajcie się chłodno Kochani!!!!!
:)

8 sierpnia 2015

Kolorowo i upalnie

   Witajcie kochani.
Ależ dziś upalnie....!!! Jakie macie plany na dzisiejsze popołudnie?
Ja wraz z Julką wybieram się na babskie spotkanko w uroczym ogrodzie Gosi, mojej koleżanki z LO. Pogrillujemy, pośmiejemy się, popluskamy w basenie... może znów coś wspólnie upichcimy;)
W tej świętej trójcy (moi, Anita i Gośka) świetnie spędza się czas;) Przyda mi się mały reset po ostatnich baaardzo zapracowanych dniach...

   Od wczoraj oswajam się z nową zabawką;) Wreszcie przyszedł mój nowy sprzęt. Przepaść między nowym aparatem, obiektywami... a moją starą alfą jest...hmm... pokaźna;) Wertuję więc instrukcję, przeglądam fora... i sama próbuję swoich sił. Już widzę, że z moim nowym przedłużeniem ręki polubimy się baaaaardzo mocno;)) Oto efekty pierwszych poczynań...






   Gosi dziś wiozę świeżutki wianek. Miał być kolorowy, wiosenny. Mam nadzieję, że się spodoba... ;)







Podczas ostatniej wizyty zostałyśmy z Anitą obdarowane cudaśnymi miniaturkami bolesławieckimi. Moja zdobi kuchenną półkę. Śmiałam się, że chyba założę nań sznurek i będę nosić jako wisior;))





  A Wy..? Jak spędzicie dzisiejszy dzień? Co planujecie?


Wysyłam w Waszą stronę dużą garść pozytywnej energii:))))))))))





5 sierpnia 2015

Miasto Aniołów - senna Lanckorona

   Czuję się jak bez ręki:(
Na aparat przyszło mi trochę poczekać... tak więc do jutra jestem "fotograficznie uziemiona".
Tak jak pisałam w poprzednim poście, mój ukochany archaik spadł ze statywu i wymaga serwisowania. Wszystko przez wstrętny, "chybotliwy" statyw. Na szczęście zdążyłam zrobić planowane zdjęcia...
Statyw po rzeczonym wypadku miałam ochotę... och... rozwalić o jakąś baaardzo twardą powierzchnię. Henryk, mąż Joli (u których gościliśmy na Mazurach) nawet zaoferował się, że wypożyczy mi ścianę swojej ukochanej stodoły;)))
Kiedy emocje opadły, odstawiłam niszczyciela do kata, zastępując go takim, którego przewróci jedynie huragan;)

   Wybaczcie mi jakość niektórych zdjęć... ale robiłam je chorym sprzętem...;)

A dziś będzie o kolejnym magicznym miejscu.

   Kiedy byłam z wizytą u pani Ani Sztaudynger w Zakopanem, spotkałam panią Krystynę (która brała udział w plenerze malarskim w Koszystej). Powiedziała mi, że grzechem byłoby nie odwiedzić w drodze do domu jeszcze jednego magicznego miejsca - Lanckorony.
Wprawdzie droga do domu zajęła nam sporo czasu, jednak postanowiłam, że - choć na chwilę - tam pojedziemy.

   Do Lanckorony dojechaliśmy gdzieś koło godziny 11:00. Rynek przywitał nas ciszą. Słońce przyjemnie ogrzewało obolałe od podróży plecy.
Tutaj czas się zatrzymał. Magia miejsca jest niemalże namacalna.
Czasu na zwiedzanie mieliśmy niewiele (po drodze mieliśmy wstąpić na obiad do rodziny ze Śląska), dlatego wiedziałam już, że kiedyś będę musiała tu wrócić i zobaczyć więcej. Pospacerowaliśmy po ryneczku, odwiedzając miejscowe sklepiki z rękodzielniczymi różnościami. Jeden z nich szczególnie przypadł mi do serca. W środku cudownie pachniało lawendą i macierzanką.
Po spacerze udaliśmy się na kawę. Do tej pory uśmiecham się na wspomnienie tej... "Kawiarni" ;)
Kawiarnią bowiem było niewielkie stoisko przed jednym z domów. Stało tu kilka stoliczków, mały bufet, a ekspres do kawy zajmował miejsce na parapecie okna;) Obsługa młoda, piękna i baaardzo miła;) Kawa smakowała wybornie, choć podano nam ją w papierowych kubkach. Wszystko tu było takie... trochę zabawne... niedopracowane... ale JAKŻE UROCZE...!! :))) Dziewczyny zamiast siedzieć w domu i narzekać na brak pracy tudzież gotówki, wymyśliły sobie taką własnie kawiarenkę, super sprawa:)))
Po wypiciu kawy ruszyłam do pachnącego sklepiku. Jako że byłam w Mieście Aniołów, musiałam znaleźć dla siebie jakiegoś Stróża. Uśmiechnął się do mnie taki niewielki, ceramiczny, do zawieszenia. Julce też kupiłam, tyle że w kolorze liliowym. Postanowiłam też zabrać do domu odrobinę magicznego zapachu - skusiłam się na bielutkie woreczki z suszoną macierzanką:) Wyglądają niezwykle sielsko:)))


Zapraszam Was w krótką podróż...

Lanckorona, w rynku

































A tutaj już chwalę się pięknym bukietem od Joli. Ususzony zdobi barek.
Dzięki niemu odrobina magii Mazur zamieszkała w moim domu. I będzie mi przypominać piękne wakacje...oj..piękne........................ :)))





   Na powyższym widać skutki sprzęciarskiego wypadku;)
Mam jednak nadzieję, że już jutro będę mogła eksperymentować z nowym nabytkiem....

Ślę serdecznie uściski!!

2 sierpnia 2015

Magia Mazur

   Cisza. Wszechobecna. Przeplatana chwilami śpiewem żurawi, cykaniem świerszczy, szumem gałęzi. Cudowne przestrzenie, soczysta zieleń. Nieopisane piękno i prawdziwy spokój.
Tutaj kolor jest bardziej kolorowy, niebo bardziej niebieskie..... nawet pola są tu jakieś takie...polniejsze....... ;))
   Tak jest na Mazurach, w siedlisku Joli (autorki bloga Jo-landia Mazurska Kraina). Miałam okazję gościć u niej kilka cudownych dni.
Wcześniej znałyśmy się tylko wirtualnie. Kiedy któregoś dnia do mnie zadzwoniła, po wysłuchaniu opowieści o mazurskim siedlisku przywróconym do życia..o wspaniałych ludziach z którymi sąsiaduje..stwierdziłam stanowczo: muszę jechać!!

   W miniony poniedziałek zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy przed siebie. Była to nie lada wyprawa, bo jechaliśmy w sumie ponad dziesięć godzin.
Jola powitała nas z otwartymi ramionami. Jola i jej rodzina, bo tę też mieliśmy okazję poznać.
Wspaniali ludzie.
Poznałam domowników, dom (a w zasadzie dwa domy), otoczenie. Zakochałam się w miejscu.
Jola tak pięknie mieszka, że postanowiłam zrobić u niej zdjęcia. Za jakiś czas przeczytacie o tym czarownym miejscu na łamach magazynu:)

   Wiecie, że jestem miłośniczką książek Kalicińskiej. Serial Nad rozlewiskiem oglądałam z tysiąc razy. Pomijając treść (której fanką nie jestem... w ogóle nie przepadam za serialami), uwielbiam podziwiać magię miejsc i ciepłych relacji międzyludzkich.
I wyobraźcie sobie... tu, u Joli, jest tak w filmie!! Czas płynie wolno, przyjemnie. Ludzie są mili, uczynni, Normalni. Nie sfiksowani na punkcie kasy, nie zawistni. Każdy wita gości z uśmiechem na ustach. Ciężko pracują, jednocześnie wiedząc co to relaks i celebrując każdą wolną chwilę.
Oprócz Joli i jej uroczej familii, poznałam jej sąsiadów - Agę i Pawła (kochani, przy okazji baaaaardzo Wam dziękuję za pomoc w sesji!!), niezwykle kreatywnych i zdolnych artystów. Poznałam też panią Krysię, właścicielkę pensjonatu (od której opowieści zaśmiewaliśmy się przy stole) i Julitę - kolejną wspaniałą, ciepłą i uzdolnioną duszę.
Jola miała rację mówiąc, że miejsce, w którym żyje, jest prawdziwym zagłębiem twórczym.

   Czas w siedlisku spędziłam słuchając cudnych opowieści, popijając jolinkowe naleweczki (głogowa - PYCHA!!), fotografując. Spacerowałam po łąkach o piątej nad ranem bądź późnym popołudniem.
Opowiem Wam jeszcze o moim pobycie, bo jest tego sporo... ;)


Wracając do domu pomyślałam, że mam nadzieję, że zrobiłam w miarę dobre wrażenie..... bo.... och... chciałabym tam jeszcze wrócić...!! :))))













   W drodze powrotnej postanowiłam odwiedzić jeszcze jedno magiczne miejsce. Nie potrafiłam sobie odmówić obejrzenia "na żywo" domu, w którym kręcono Dom nad rozlewiskiem :))
   Poznałam właścicieli. Pani domu zrobiła na mnie baaaaardzo ciepłe wrażenie... pan domu zaś chętnie oprowadził mnie po włościach. Nie chciałam za bardzo zajmować czasu, gdyż w Starym Młynie akurat byli goście, jednak zdążyłam co nieco zobaczyć.
Miejsce mnie oczarowało!!
Myślę, że trzeba tu kiedyś przyjechać na kilka dni. Może w przyszłym roku...? Z chęcią poznam historię i tego siedliska...








Pamiętacie słynny taras, przy którym bohaterowie degustowali naleweczki...? ;)




   Wróciłam do domu pełna energii. Z wspaniałymi wspomnieniami i obrazami, które na długo zakodują się w mojej pamięci.
Teraz układam opowieści o Joli, Agnieszce i Pawle... i innych cudnych osobowościach... żebyście mogli o nich w przyszłości poczytać w magazynie:)


   Przy okazji robienia sesji zdarzył mi się mały wypadek. Choć... może i nie taki mały...
Mój kochany, jakże wysłużony;) aparat, runął ze statywu i na amen się spsuł. Szukam więc intensywnie nowego sprzętu. Za kilka dni przyjdzie mi uczyć się nowego... ale cóż.. nie ma tego złego... ;)))

Ściskam Was baaaardzo mocno!!!
:)





Udostępnij