25 lutego 2013

Wiosenne krzesło, wiosenny tort...

   Dziś było już cieplej. Nie było mrozu, wiatr już też nie tak nachalny.. a na działce, na krzakach, dostrzegłam pierwsze pąki.
   Udało mi się w końcu zrobić krzesło dla Hani (wcześniej pokazywałam białe biurko, które wykonałam dla tej słodziny). Na oparciu namalowałam różyczki..




..jak widać, dorobiłam się wreszcie bolesławieckiego dzbanka na świeże kwiaty -a żeby go kupić, pozbyłam się porcelanowego pojemnika, który już mi się "opatrzył" i..
















...mam dzbanek..i mam wiosnę;))






A tutaj wspomniany w tytule torcik, który wypichciłam dla koleżanki...
Tort również z akcentem wiosennym..


Życzę miłego wieczoru i dobrej pogody w dniu jutrzejszym!!
;)

20 lutego 2013

Kuchenne Rewolucje w naszym mieście..

Tak, i nas dopadła rewolucja;)
W naszym mieście huczy. W radio mówią o kręceniu Kuchennych Rewolucji. Gdy odbierałam wczoraj Julkę z przedszkola, przed jedną z restauracji kilku reporterów, dziś wóz TVN Style..
Fajnie. Dobrze, że coś się dzieje.
Panią Gessler bardzo podziwiam za charyzmę i poczucie smaku. Książka z autografem nadal zdobi półkę w kuchni..

 Ale ja nie o tym... Chciałabym napisać o innym miejscu niż to,  w którym odbywa się rewolucja.

   Panowie operatorzy stali przed stosunkowo niedawno otwartą restauracją o wdzięcznej nazwie Mamma Mia Trattoria Herbu Zielona Pietruszka.  Prowadzi ją prawdziwy pasjonat kuchni, Pan Tadeusz. Wcześniej prowadził pizzerię, która była miejscem pięknych zapachów, smaków i wrażeń estetycznych. Nowa Mamma Mia jest restauracyjką z pysznym, domowym jedzeniem na wagę. Urządzona oryginalnie kusi apetycznymi potrawami, ale też kucharami z prawdziwego zdarzenia - cudny jest widok stojących na wprost wejścia kobietek zwinnie klejących śląskie kluseczki.. ;) Pan Tadeusz zaś cieszy się moim uznaniem za to, że jest osobą, dla której kuchnia jest prawdziwą pasją. Za to, że zawsze wita gości uśmiechem i zachęca do spożywania posiłków. Za to, że dawniej w pizzerii widząc mnie i mamę zasiadające do stolika podbiegł, by położyć na nim różaną serwetę, by jadło nam się przyjemniej. Za to wreszcie, że kiedyś powiedział mnie i mężowi, iż wyznaje zasadę, która nas prawdziwie ujęła:
"Klient nie jest dla mnie zwykłym klientem. To dla mnie Gość, a mam nadzieję - w przyszłości  - mój znajomy" 

:)))

A jeśli już o restauracjach..
Niedawno (jakieś 3 tyg.temu) w drodze do Bolesławca miałam przyjemność posilić się w Opałkowiej Chacie. Zjadłam wspaniałe racuchy i napiłam się grzanego wina. Mój żołądek pozostał całkiem zdrowy, więc zapewne kuchnia ta obfituje w świeże produkty;) Klimat chaty to jak najbardziej mój klimat. Julki, jak się okazało, też... ;))




Pozdrawiam serdecznie wszystkich odwiedzających i szczególnie tych, zostawiających po sobie ślad;)
Wszystkiego dobrego!!

11 lutego 2013

Żółte tulipany

Witam:)
W domu stoją żółte tulipany, które przyniosła mi ostatnio Karina. Niestety, dzbanka bolesławieckiego - takiego jaki sobie wymarzyłam - jeszcze nie mam, ale chyba i tak prezentują się nieźle..
Przeglądając bogatą kolorystykę ceramiki postanowiłam się zdecydować na dwa wzory do kuchni. W następnym poście pokażę, na które.

Dodam, że w moim sklepie można nabyć ceramikę bolesławiecką w kilku pięknych wzorach. W razie czego - zapraszam do kontaktu mailowego.

Na zdjęciach zeszłoroczne suszki z wrzosu (uwielbiam!!), lawendy i róż oraz cebulka wyplatana przez teściową...




Miłego dnia!!
;)

7 lutego 2013

Nowe stare schodki i tchnienie wiosy

    Pochłonięta jestem obecnie pracą nad lawendową walizą, a w przerwach - nad frontami kuchennymi. Przerabiam je dla klientki o dość wysublimowanym guście, tak więc poprzeczka sięga mi aż do ramion;)
    Niedawno wykonałam schodki dla Majki, tej od uroczych pierników. Tak wyszło..


Muszę koniecznie zajrzeć do kwiaciarni.Dziewczyny podobno dostały mnóstwo pięknych drobiazgów. Kiedy zbliża się wiosna, kuszą klientki świeżym kwieciem i kolorami, a my - czyli klientki - całkowicie temu poddane, tylko się łapiemy za nasze wychudłe już portfele.. ;)



Te maleńkie słoiczki zakupiłam właśnie w Galerii Kwiatów na Armii Krajowej. Były w nich świeczki, które szybciuteńko wypaliłam. Dodam, że kosztowały niewiele, a stanowią piękną dekorację w kuchni.
Lubię drobiazgi.
Nasunęło mi się na myśl jedno wspomnienie. Kiedy wpadliśmy z mężem do kwiaciarni i oznajmiliśmy Karinie (właścicielka), że zakup domu po raz drugi nie wypalił, była w szoku. My zaś byliśmy już pogodzeni z tym faktem, ba, nawet się podśmiewaliśmy, że kiedyś o nas książkę napiszą;) Powiedzieliśmy, że właśnie odświeżamy kuchnię (przemalowałam kafelki). Karina na wyjście wręczyła nam pliczek żeliwnych kluczyków mówiąc "to ode mnie, na nowe mieszkanie" :) Wspaniały gest. Wspaniała osoba..

Och, a to moje łobuziaki, jeden długowłosy, drugi nieco bardziej.. kudłaty;)



Tośka z Heleną

Miłego dnia, kochani!!

6 lutego 2013

Zmiany..


W powietrzu czuć zmiany.
Odbyłam wczoraj przymusowy spacer na drugi koniec miasta. Wędrowałam do sklepu z Julką, która dzielnie zniosła dwugodzinny marsz (no, może częściowo przekupiłam ją pączkiem z najlepszej cukierni). Idąc poczułam powiew świeżości. Roznegliżowane panienki (za takie o tej porze roku uważam kobietki biegające w rozpiętych ekoskórkach i pantoflach), takie wymalowane, wyfarbowane i pachnące spacerują  po ulicach, zaglądając  do każdej napotkanej drogerii. Lubię to. Widać, że ludzie, a już szczególnie kobiety, przygotowują się do nadchodzącej wiosny.
Idąc przez przejście podziemne słuchałyśmy Bacha wygrywanego na skrzypcach przez młodą dziewczynę, zapewne studentkę. Miałam dreszcze.. Krocząc spokojnie, łapiąc każdy najmniejszy nawet promyk słońca, zwracałam uwagę na mijane wystawy sklepowe. Doszłyśmy do starego zapyziałego sklepiku, do którego zaglądałam jeszcze jako mała dziewczynka z śp.Babcią Irenką. Wtedy sklep zachwycał asortymentem – był to jeden z tych, w których można było kupić  wszystko- począwszy od mebli, po gary, porcelanę, deski do prasowania czy plastikowe miski we wszystkich możliwych kolorach i rozmiarach. Weszłyśmy. Od czasów mojego dzieciństwa nic się nie zmieniło. Fajne to . Córcia zachwycona była emaliowanymi garnkami w pomarańcze i truskawki. Wychodząc moja sześcioletnie córka wprawiła mnie – matkę -  w oszołomienie i zachwyt. Powiedziała: „mamo, zaimponowała mi tamta szafa”. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc pocałowałam małą rączkę i skwitowałam , że mam mądrą dziewczynkę.. ;)
                Teraz siedzę, maluję i robię karneto-bilety na zamówienie. W domu cisza. Jula w swoim pokoju maluje. Dziś dostała swoje pierwsze farby akrylowe. Czasem rozmawiamy. Jula śmieje się gdy mówię, że nasza Tośka to.. w sumie Teodora. „A Tom? To Tomasz?” – pyta. „Tak” – odpowiadam. Dodaję, że Jerry to..chyba Dżerosław ;)
Cisza. Słychać tylko szum pompki w akwarium. W środku akwarium przyklejony do szyby glonojad. Na zewnątrz akwarium przyklejona do szyby Tośka…

Dziś za oknem sceneria rodem z Królowej Śniegu. Płatki śniegu wolniuchno tańczą za oknem, a ja zmarznięta popijam gorącą czekoladę.

Oto bileciki, które już powędrowały do klientki. Miałam wykonać wedle własnego uznania. Bilety przeznaczone są dla kobiet, postawiłam więc na kwiaty. Długo kombinowałam ze sposobami zdobienia. W rezultacie wygrała prostota.. ;)






Dziękuję za odwiedziny i ściskam wieczornie!!
;)

Udostępnij