Wczoraj, chyba z nadmiaru emocji, których dostarczyły mi ostatnie dni, wzięłam się za nadrabianie domowych zaległości. Umyłam okna (więc dziś od rana leje, normalne), uprzątnęłam balkon, na którym nowi lokatorzy pozwolili sobie zrobić bałagan nie z tej ziemi i zrobiłam parapet.
No właśnie, co do lokatorów. Chodzi o takie małe, latające, upierzone zielonkawo cuda. Zagościły u nas na dobre. Każdego ranka budzi mnie stukanie dziobem o metalową donicę, przeplatane delikatnym szczebiotem. Przylatuje ich po 2-5 sztuk. Wchłaniają ziarenka łapczywie, rozrzucając łuski po całej podłodze, a mnie przyprawiając o białą gorączkę. Ale co tam, pani posprząta...;) Szczerze mówiąc nie wiedziałam, że takie małe ptaki mogą tak dużo zjeść.. ;) Nawet jakieś takie.. grubsiejsze się zrobiły... ;)
Chcąc rozładować napięcie, zabrałam się za zrobienie drewnianego parapetu w pokoju dziennym. Wcześniejszy tylko udawał drewniany, co powodowało, że czułam wewnętrzny niepokój;) Dorwałam więc dechę, docięłam, oszlifowałam, zabejcowałam na tikowo-palisandrowy kolor i osadziłam na miejscu. Prezentuje się całkiem nieźle. A wszelkie niepożądane emocje uleciały gdzieś.. z energią przeznaczoną na szlifowanie;)
Powoli kończę prace nad ostatnimi świątecznymi dekoracjami. Być może udam się jeszcze na jakiś kiermasz. Udało mi się stworzyć kilka bombek 3D, kilka malowanych, złoconych.. Z tymi ostatnimi było najwięcej pracy. A propos bombek, muszę się z Wami podzielić tym, co mnie spotkało podczas kiermaszu głogowskiego;)
Otóż zdarzyło mi się, że moje stoisko odwiedziło kilka pań, które po zapytaniu o cenę, delikatnie acz niekoniecznie taktownie, kręciły nosem;) Że drogo bardzo. Bo bombka za 35 czy 38 złotych. Wytłumaczyłam więc, że materiał na takową to jakieś.. 15zł. Reszta, czyli ok.20zł to zapłata za moją - uwaga - blisko czterogodzinną pracę :D Szaleństwo, prawda..? ;) Panie bez ogródek spytały, czy mam coś za 5 złotych. Nadmienię, że nie były to staruszki-emerytki, skromnie odziane z powodu pobierania niewątpliwie skromnej emerytury (takim to ja często daję coś za darmo, od serca..).
Uśmiechnęłam się pod nosem, nie rozumiejąc zupełnie dlaczegoż to takie osobistości nie udadzą się po prostu do sklepu typu "Wszystko po 5 złotych"..?
Ja swoją pracę cenię. Czasem bardziej, czasem mniej, ale cenię. Pomysł, włożone serce, wysiłek.
Na szczęście klientek nie brakuje. I większość jednak docenia. Za estetykę, oryginalność. To mnie uszczęśliwia:)
O, a żeby nie pozostawiać po powyższym fragmencie niesmaku, wspomnę o jeszcze jednej kiermaszowej klientce. Pani o bardzo sympatycznej aparycji zatrzymała się przy moim obrazie z Calineczką. I patrzyła tak i się zachwycała. W końcu uśmiechnęła się do mnie szeroko i powiedziała: "Jest śliczny... A ta dziewuszka to zupełnie jak pani" :) No nie pomyślałam wcześniej, że obraz mógł wyglądać jak autoportret... Może faktycznie...;) Pani po jakimś czasie po raz kolejny przechodziła obok mojego stoiska. Z córeczką. I znów ze szczerym uśmiechem rzecze do niej: "O, tu jest ta nasza pani, zobacz, jakie ma cuda..." NASZA PANI. No uwielbiam:))))
Uwielbiam być dla innych źródłem inspiracji. I strasznie lubię, gdy klienci wracają. Bo lubią. Bo, jak twierdzą, u mnie zawsze znajdą coś "innego", magicznego... To bardzo motywuje. Bardzo!!!!! :)
O, to wspomniane bombki. Zdobione płatkami złota i miedzi oraz malowane...
A tutaj już moje najkochańsze obżarciuszki :)
Cudownej niedzieli Wam życzę. Wypocznijcie przed jutrem. Za mnie też, bo ja na to czasu mieć nie będę ;)
Do następnego kochani!!