26 sierpnia 2019

Będą fotki, będą

    Kochani, w odpowiedzi na komentarze - będą zdjęcia, tylko uporam się z bałaganem. Właśnie skończyliśmy remont głównego holu (robiliśmy ściany i sufit) i wstawiamy meble. Pędziliśmy z pracami, bo za moment rok szkolny się zaczyna i wracam do pracy..
 W holu wieszamy ramy ze zdjęciami i obrazy. Chcę, by był miejscem obfitującym we wspomnienia. Dziś oprawiłam zdjęcia z Toskanii. Pięknie wyszły :)
Dajcie mi jeszcze chwilkę. Gdy tylko zniknę bałagan, chwytam za aparat. I za pędzel. Będą filiżanki z Janiołami. Oj będą... I zdjęcia półek kuchennych będą. Zaglądajcie :*

PS Sprzedaję mój piękny stół barowy. Niestety, w nowej kuchni się gubi, zupełnie tu nie pasuje.. Gdyby ktoś z Was był chętny, piszcie maila, albo podajcie info dalej ;) (rustykalnydom@wp.pl)


20 sierpnia 2019

Co tam aktualnie..

   Byłam w salonie sprawdzić jakie listwy nadawałyby się do zamontowania na blacie. Ceny powalają, ale listwy są ich warte. Niestety ;)
Znalazłam też listwę, która pięknie pasowałaby na wykończenie lamperii.
Nie da się wszystkiego od razu, więc rozważam różne opcje, kompromisy. Wiem już, że mój plan zrobienia "szybkich drzwi" do spiżarni się nie powiedzie. O czym mowa?
Stare drzwi od spiżarni wyjęliśmy. Nie domykają się, a ich stan pozostawia wiele do życzenia. Nie są zbyt atrakcyjne, by bawić się w ich czyszczenie. Poza tym naprawy zamków etc.. - cóż, gra nie warta świeczki. Coś jednak w wejściu być musi (póki co wisi zasłona), i to raczej drzwi, bo zimą będzie ciągnęło z niej chłodem.
Jakiś czas temu wpadłam na pomysł, by zamontować parę drzwiczek, takich, jakie mamy w meblach kuchennych, z serii Bodbyn. Zmieściłyby się dwie dwumetrowe czterdziestki. Jednak po przeliczeniu kosztów okazało się, że kilkaset złotych wydalibyśmy na coś, co i tak zapewne w przyszłości będzie wymienione. Zrezygnowałam więc z pomysłu i uznałam, że lepiej odłożyć pieniądze i zamówić porządne, "normalne" drzwi.

   Wczoraj walczyliśmy z kuchennymi półkami ściennymi. Zamontowaliśmy półki ikeowskie, które w kuchni wyglądają masywnie i naprawdę pięknie ją ożywiły. Taka kropka nad "i". Została jeszcze jedna do powieszenia. Jutro chcemy się zabrać za remont holu. Ściany i sufity są w bardzo złym stanie po zalaniu, więc boimy się to ruszać... ale.. kiedyś trzeba. Cieszę się, że mam już kuchnię i mam gdzie gotować czy myć garnki. Zlew jest bardzo przydatny, szczególnie, gdy w łazience nie ma się umywalki ;))


16 sierpnia 2019

Włoska ceramika

   Zasypię Was dziś, zgodnie z obietnicą, zdjęciami porcelany sklepu Leoncini, znajdującego się w San Gimignano. Ja, jak również wspominałam, w tejże ceramice się zakochałam. W jej masywności, rozmiarach (kiedyś od koleżanki usłyszałam określenie "syndrom Napoleona"- ja go chyba właśnie mam), a nader wszystko- we wzornictwie. Szczególnie upodobałam sobie deseń z cytrynami w tle. Snuję się od kilku dni po kuchni i myślę, gdzie by tu wymalować coś podobnego... Dochodzę do wniosku, że jak tylko uporam się z wykończeniem kuchni (półki, listwy etc...), znajdę miejsce na cytryny.

  Oto rzeczona ceramika - UWAGA - grozi uzależnieniem...














   To, co widzicie na samym końcu, pod ścianą, to blaty stołów. Ich ceny liczone są w tysiącach (ała...!!), ale wygląd zwala z nóg..













 Miałam chrapkę na jeden z talerzy. Masywny, rzeźbiony, z cytrynowym motywem. Niestety, dzień wcześniej kupiłam obraz, więc jakby.. ten... ;) Talerz był w cenie 320zł. Ale, niech mnie... Jeśli kiedyś tam wrócę, uciułam co nieco i przywiozę sobie taki. W sumie nasze bolesławce nie odbiegają znacznie od tych cen, więc..


   Nie rozpisuję się więcej, bo pewnie wolicie dziś patrzeć niż czytać, więc..nich Wam ta uczta dla oczu umili dzisiejszy dzień :))








 

11 sierpnia 2019

Nowa kuchnia, która trąci starym dworem ;)

   Pracy jeszcze sporo, ale.. postanowiłam, że się z Wami podzielę już teraz. Tym bardziej, że usłyszałam ostatnio, że czytanie moich wpisów przypomina oglądanie dobrego serialu :)))

Strasznie dużo pracy już za nami. Kuchnia zyskała zupełnie inny charakter i teraz jest przytulniejsza. Początkowo chciałam białej, jednak pomieszczenie jest długie i bardzo wysokie, i w bielach wyglądało bardzo zimno.
 Jeszcze ciut surowa, nieoswojona, bo potrzebuje dodatków, ale na wszystko przyjdzie czas. Póki co wygląda tak:




 Wybaczcie mi uciapaną podłogę, ale zdjęcie robiłam w przerwie pomiędzy gotowaniem obiadu a obrabianiem śliwek.

   Zmiany, jak widać, są spore. Nie wyszło drogo, bo większość widocznych zmian dokonaliśmy własnymi rękoma. Wykuliśmy między innymi nisze ze starych cegieł, na dwóch przeciwległych ścianach, oraz łuk nad drzwiami balkonowymi. Najwięcej pracy było z czyszczeniem cegieł. Szorowałam je szczotką ryżową godzinami, co okupiłam ranami, pęcherzami i nieprzespanymi nocami z powodu bólu nadgarstków. Na suficie zamontowaliśmy belki, a jego powierzchnię postanowiłam pomalować na kolor cegły i płytek podłogowych. Wymyśliłam też, że pomaluję go w taki sposób, by sprawiał wrażenie łukowego. Wymagało to nie lada wysiłku, bo musiałam wymalować 8 łuków odręcznie (stojąc na baaaardzo wysokiej drabinie, co przysporzyło mi zapewne kilka siwych włosów), ale opłacało się - efekt nas bardzo zadowolił.
Na ścianie przy blacie roboczym (za kuchenką) przykleiliśmy czarne, kamienne płyty. Chciałam odrobiną połysku przełamać surowość wnętrza. Resztę ścian pociągnęłam czernią, choć przyznam, że czarny mat w użytkowaniu może być problematyczny. Jest zaleta - nie widać na ścianach włączników (też czarny mat), trzeba się dobrze przyjrzeć, by je znaleźć. Ale mimo wszystko, w kuchni stawiam na funkcjonalność, zatem jeśli okaże się, że mat jest mało praktyczny, zmienię to w przyszłości.
Blatu za kuchenką jeszcze nie ma, ma przyjechać w tygodniu. Czeka mnie jeszcze wykończenie słupka z koroną - muszę pouzupełniać braki w koronie i ją odrestaurować, a także uzupełnić fugi w cegłach. Staram się codziennie coś zrobić, by prace szły do przodu. To przyniosło skutek. Kuchnię udało nam się w miarę wykończyć, a przynajmniej przygotować do użytkowania, w około dwa tygodnie. 




   
 Zrobiliśmy też spiżarnię. Ja, ja wspominałam, nakładałam tynk i pomalowałam ściany, Radek wykonał masywny i stabilny regał z drzewa. Prezentuje się świetnie. Wymieniliśmy też stare okienko. Wnętrze aż się prosi, by do niego wejść. Mam nadzieję, że zastosowanie środków grzybobójczych przyniesie efekt i już żadna wilgoć nie wyjdzie na ścianach w spiżarni. Pomoże niewątpliwie ocieplenie budynku, a to jeszcze przed nami. Dodam, że w spiżarni stanął stojak na wina, który kupiłam na targu staroci chyba z 7 lat temu. Zawsze marzyła mi się spiżarenka z miejscem na wina i domowe nalewki. I stał tak stojaczek kupę lat u teściowej w piwnicy, aż doczekał się zacnego miejsca. Pasuje nam tu idealnie. Chyba... tak miało być... ;)

   Brakuje mi jeszcze czegoś na ścianach nad blatami - myślę nad białymi półkami z Ikei. Poustawiałabym na nich porcelanę i słoje. Będę też się rozglądać za włocławkami, bo, jak się okazało, one najbardziej pasują do kuchni. Talerze dodały jej blasku, ale gubią się tu. Może z końcem lata wybiorę się na jakieś starociowe łowy. Myślę też, czy po lewej nie sklecić jakiegoś szafkowego ikeowskiego słupka ze szklanymi drzwiczkami. Muszę to przetrawić. Potrzebuję też czegoś do zasłonięcia drzwi - niedługo zaczynają remontować elewację i balkony i trzeba będzie się osłonić. Przymierzałam okiennice ażurowe - nie pasują. W grę wchodzą jedynie zasłony, albo roleta..




Mój elektryk zaszalał i zrobił mi całe mnóstwo gniazdek i lampek. Gdy zapalę wszystkie światła, jest jaśniej niż za dnia ;) Rzecz jasna nie będę zapalać wszystkich, tylko wedle potrzeb, górne bądź kinkiety, które zastąpiły nam tradycyjne oświetlenie nadblatowe. 
Za szafkami mam krater, który muszę zabudować. Żadna listwa przyblatowa mi nie pasuje, bo są zbyt wąskie. Myślę nad zamontowaniem sztukaterii sufitowej. W tygodniu podjadę do salonu i rozejrzę się za czymś, co by się nadawało.

Trawię to wszystko jeszcze i myślę wciąż jak to wszystko jeszcze dopieścić. Jednak wiem z doświadczenia, że pomysły przychodzą same i to w najmniej spodziewanych momentach ;))



Poniżej karafka przywieziona z Florencji. Uwielbiam. Myślałam nad tym, czy nie wymalować gdzieś w kuchni podobnego motywu z cytrynką.. ;)





   Życzę Wam miłej reszty niedzieli. Korzystajcie ze słoneczka i świeżego powietrza. My zalegamy na kanapie, no ale... uznaliśmy, że nam się należy ;)))

Ściskam!!


Udostępnij