16 kwietnia 2019

Słońce, podłoga i sypialniana konsternacja

 -Fuuuuj....
- Co znowu??
- Brzydko pachnie!!
- Nie marudź.
- Naprawdę, okropnie pachnie..fuujj...Co to?
- To Domestos.
- Aa..
- Wiesz co on zwiastuje??
- Nadejście szatana?
- Głupia. Czystość.

;))


   Od kilku dni szorujemy, pucujemy i końca nie widać. Właściciele zostawili mieszkanie czyściutkie, ale prace remontowe spowodowały, że ciągle jest co robić, a i wypakować się nie ma kiedy i do czego.
Salon już trochę wygląda. Kominek jeszcze nie jest podłączony i lustro nie zawieszone. Muszę im znaleźć idealne miejsce. Reszta gabarytów już stoi gdzie trzeba i podoba mi się tu coraz bardziej.
Dziś w południe piłam kawę przy stole, w słoneczku. Ogromną radość sprawia mi fakt, że mieszkanie jest słoneczne. To poprzednie nie było. Trochę mi tego słońca brakowało.
Poza tym.. jest w tym domu coś takiego.. Nie wiem, dusza jakaś.. że nawet jeśli poustawiam te swoje stare graty w nieładzie, to i tak to dobrze wygląda. I mimo niedokończenia i bałaganu, jest przytulnie. Salon wygląda, jakby tylko czekał na te staruchy moje, one zaś pięknie się w niego wkomponowują. W poprzednim mieszkaniu musiałam się nagimnastykować, by stworzyć klimat i tchnąć "starego ducha". Tu nic nie muszę. Mieszkanie po prostu przyjmuje wszystko pięknie i zachwyca..




   Jeszcze jest bałagan. Dziś myłam część okien. Losie, mam ich teraz trochę i nie mogę nadążyć ;)
Nie wiem ile zdążę zrobić przed świętami. Mowa o Wielkanocy, rzecz jasna :) Ale..nie spinam się. Robimy tyle, na ile mamy sił.

   W chwili obecnej pan domu montuje szafki kuchenne. Ikejowskie. Tak sobie wymyśliłam. Jakoś nie pasowała mi tu stylowa kuchnia na wymiar. Kombinuję jednak, by nie było tu sztampowo. Wstawiłam już stary mebelek, za kilka dni powieszę starą półkę. Nie na wszystko starczyło nam pieniędzy, więc póki co musimy obejść się bez okapu i górnych szafek. Zresztą, nie wiem jeszcze, czy je chcę.
Zmęczeni już jesteśmy. Nie pracą, ale tym, że ciągle Coś. A to materac nie może przyjechać na czas, a to uchwyty do szafek utknęły z przesyłką gdzieś w jakimś gdziesiowie, a już dziś spodziewałam się je odebrać z paczkomatu. Wciąż pod górkę. O, kilka dni temu na przykład pan domu wioząc łóżko ułamał jego koronę, po czym (30minut później) skasował znak na działce. Seria niefortunnych zdarzeń..??

   Dziś zamontowano nam piec gazowy w kuchni. Oczywiście cieknie nam woda. Bo przecież nie może być inaczej ;) Jutro poprawka. Będę musiała z czasem pogłówkować jak go zakamuflować. Holender, nie lada wyzwanie będzie.
Dzisiaj też zamówiłam blaty do kuchni. Niewiele ich będzie, ale miałam kłopot z wyborem. Te, które mi się podobały, będą dostępne dopiero za 2 tygodnie, a to mnie nie urządza. Suma sumarum wybrałam biały blat wyglądający jak beton. Chciałam znów jasny, podobnie jak w poprzednim mieszkanku, bo pięknie się prezentuje, a i z utrzymaniem go w czystości nie miałam problemu. Ten nowy jest biały z delikatnymi maziajami, wygląda trochę surowo. Cóż, mam nadzieję, że dobrze wybrałam, bo nie jestem do końca pewna..
Zmieniliśmy w kuchni podłogę. Płytki nie wchodzą tu w grę na razie, bo podłoga drewniana i mocno pracuje. (Niestety nie doszperaliśmy się pięknych desek pod warstwami paneli i wykładzin). Postawiliśmy na dobrej jakości PCV-kę. Przyznam, że wygląda świetnie, jest przyjemna i ciepła. Żeby ją położyć, musieliśmy zerwać stare panele i warstwy bardzo starego gumoleum. Ogromu pracy wymagało wyczyszczenie starych powłok. Kiedyś stały tu piece kaflowe..







   Wczoraj pierwszy raz spaliśmy w naszej sypialni. SYPIALNI. Nie salono-sypialnio-pracownio-jadalni, ale Sypialni. I żeby pójść spać nie musieliśmy: A rozkładać sofy, B odsuwać stołu, by rozłożyć sofę.
Bardzo czekaliśmy na ten moment, gdy już wyśpimy się na wielkim łóżku z wygodnym materacem. Tymczasem wstaliśmy rano i jednogłośnie stwierdziliśmy, że spało się po prostu "normalnie". Nie wiem czego się spodziewaliśmy..jakichś fajerwerków, deszczu meteorytów, latającego dywanu, kołyszących obłoków... ? Śpi się fajnie, ot co. Może to kwestia materaca, co do którego mieliśmy większe oczekiwania.. Jeśli macie jakiegoś godnego polecenia producenta, który zrobi materac na wymiar (OCZYWIŚCIE NIESTANDARDOWY), dajcie znać. Chętnie w przyszłości skorzystam. Nasz nowy nabytek wydaje się być stratą kilkuset złotych. Koleżanka poleciła mi materac termo..coś tam, ale nie znalazłam w sieci żadnego na wymiar naszego Wyjątkowego łoża :P

   Lecę pomagać majstrowi.

Uścisk!! :*



8 kwietnia 2019

Nowe mieszkanie, nowy Dom.

   Miesiąc mnie tu nie było. Rany, jak zleciało...
Kochani, teraz już spieszę, by podzielić się z Wami zmianami, jakie zaszły w naszym życiu.

   Kupiliśmy nowe mieszkanie. Dość niespodziewanie, bo rozglądaliśmy się za większym lokum już od jakiegoś czasu, jednak nie jakoś intensywnie, bez parcia. Po prostu przeglądaliśmy różne oferty, rozważaliśmy za i przeciw. A i nie wpadło nam w oko dotychczas nic, co skradłoby nasze serducha.

   Jakiś czas temu zaczęliśmy szukać tak "na serio". Zamarzyło nam się sypialniane łóżko i wygoda związana z większą przestrzenią.
Przeglądaliśmy ogłoszenia, oglądaliśmy mieszkania. Założenie nasze było takie, by znaleźć coś, co będzie większe metrażem, będzie miało dodatkowe dwa pokoje na sypialnię i na moją pracownię. Dość już mam trzymania farb w walizce i tego ciągłego wyciągania, chowania. To naprawdę uciążliwe.
Mieszkania, które oglądaliśmy, były różne. Braliśmy pod uwagę dwa osiedla i bardzo chcieliśmy znaleźć coś z duszą. Było kilka mieszkań, które nas zainteresowały, ale w każdym z nich było jakieś "coś"... W jednym na przykład, w salonie, znajdował się prysznic i umywalka, o!!
Oglądaliśmy nawet mieszkanie bardzo blisko naszego, jednak cena wydawała się zupełnie nieadekwatna do jego potencjału i jakości wykończenia - najtańsze płytki, panele, schody..
   Znaleźliśmy w pewnym momencie mieszkanie, które było fajne. Nie rewelacyjne, ale też nie zwyczajne. W starym budownictwie, z wielkim salonem i kozą żeliwną. Jednak tu też mieliśmy wątpliwości co do ceny, bo okazało się, że nie ma ogrzewania (piec niesprawny), okna są stare, a nie nowe, jak stało w ogłoszeniu, a i inne elementy niezupełnie zaspokajały nasze potrzeby. Mimo wszystko braliśmy je pod uwagę.
I wtedy właśnie natknęłam się w sieci na jeszcze jedną ofertę. Przejrzałam zdjęcia i od razu pomyślałam, że to mieszkanie idealne, może nawet..zbyt idealne...
Zadzwoniłam do biura. Na oglądanie umówiłam się jeszcze tego samego dnia, pod wieczór. Poszłam sama, bo Radek był w pracy.
Już klatka schodowa zrobiła na mnie wrażenie. Czyściutko, ładnie. Weszłam do mieszkania. Zajrzałam w kilka kątów i już wiedziałam..
Ścisnęło mnie w gardle. Pomyślałam, że pewnie ktoś inny je kupi, bo to zbyt piękne, by mogło być nasze.
Radek wracając z pracy zasypał mnie wiadomościami typu: " I jak?? Fajne???" Następnego dnia z rana poszliśmy obejrzeć razem. Nawet nie obejrzał dokładnie. Też od razu powiedział mi na ucho, że to jest nasze mieszkanie. Julka stwierdziła to samo. To miejsce jest odpowiedzią na wszystkie nasze potrzeby.
Formalności związane z kupnem w zasadzie poszły bardzo gładko. Sprzedający okazali się być fajnymi ludźmi. Rozstawali się z mieszkaniem, bo wybudowali dom. Czekali na kupca, który pokocha te kąty tak, jak oni je kochali. Na kupca, który nie będzie wybrzydzał, że stare podłogi i nierówne ściany.. lecz doceni duszę mieszkania i jego potencjał.

   A jakie ono jest..? Stare, z duszą. Kamienica przedwojenna. W mieszkaniu skrzypią podłogi. Dziwnie się po nich stąpa.
Kupiliśmy 110 metrów, które mieszczą: salon, trzy pokoje (pokój Julki, sypialnia i pracownia), łazienkę, kuchnię z balkonem i spiżarnią, pomieszczenie gospodarcze, garderobę i werandę. Jest wysokie i ma wysokie, łukowe okna. Ma wszystko, o czym od dawna marzyliśmy.


   Mieszkamy tu od kilku dni. Przeprowadzka była baaaardzo długa i ciężka. A jeszcze nie przewieźliśmy wszystkiego. Jeszcze się nie rozpakowaliśmy do końca. Moja pracownia na razie mieści przeprowadzkowy balast. Zajęliśmy się póki co szybkim remontem kuchni i pokoju Julki. Choć.. może "remont" to za dużo powiedziane. Bardziej możnaby rzec "dostosowanie".

 
   Oto nasz nowy dom..


Pokój - przyszła pracownia. Światło jest tu wprost cudowne do wszelkich prac twórczych.




Serce domu - kuchnia. Wymarzona. 


Dogadaliśmy się ze sprzedającymi co do lamp - odkupiliśmy je, bo świetnie tu pasują. Kuchnię nieco  przerabiamy. Pomalowałam już ściany, które wymagały odświeżenia. Wymieniamy też podłogę, by drzwi się lepiej domykały. Ściany są teraz białe - będą stanowić piękne tło dla naszych kobaltowych skorup. Kupiliśmy dolne szafki kuchenne. Na razie tylko dolne, bo na więcej nie starczyło nam już środków ;) (musieliśmy zakupić cały sprzęt). Postawiłam na Ikeę. Nie chcę już drewnianej kuchni w zabudowie. Podoba mi się seria Bodbyn. Marzy mi się słup szafek-witryn, sięgających po sufit. Ale to koszt, więc na razie robimy to, co niezbędne.
Nie byłabym sobą, gdybym nie przełamała stylu - ze staroci przytargaliśmy do kuchni pomocnik drewniany. Będzie służył eksponowaniu fajniejszych naczyń i ceramiki.
Na razie nie zajmujemy się spiżarnią. Ona wymaga sporo pracy. To zrobimy w późniejszym terminie, na pewno po wakacjach, kiedy będzie też remontowana elewacja budynku.
A kuchnia sama.. cóż.. Chciałabym ją urządzić w starym, dworkowym stylu. Trochę surowym, a jednocześnie klimatycznym. To pewnie potrwa znów kilka lat, ale powolutku będziemy tu wić nowe gniazdo..

Poniżej widok kuchni od strony balkonu.





To pokój Julki. Też zyskał już białe ściany. Tapetę zastąpimy tapetą z imitacją białej cegły. Jula tak to sobie wymyśliła. Mnie cieszy pomysł z nową tapetą, bo z poprzednią zeszło nam pół tynku.. ;)







Salon. Uwielbiam podwójne drzwi. I światło. Wreszcie mamy w domu słońce. Z salonu jest wejście na werandę. Już stoją tu kwiaty i zioła. Powoli oswajam pomieszczenia, by nie było tak surowo. Kiedyś w jednym z miast, nie pamiętam którym, widziałam werandę w starej kamienicy. Przez okna widać było, że stoją w niej białe meble i wiszą niebieskie, włocławskie talerze na ścianach. Wyglądała obłędnie, a ja pomyślałam wówczas, że gdybym miała taką werandę, to tak właśnie by wyglądała..







 I przedpokój. Właściwie mamy dwa przedpokoje. Ten na zdjęciu jest główny, większy. Mniejszy być może będzie służył jako miejsce na duże szafy.




   Dziwnie nam tu na razie. Trochę obco, trochę zimno. Dom inaczej pachnie, inaczej go słychać. Jest duży, więc gubimy i szukamy siebie nieustannie. Przyzwyczajamy się. Do wszystkiego, co nowe i do przestrzeni.
Myślę, że to wszystko to kwestia czasu. Brakuje mi u jeszcze kaśkowego klimatu. Moich zasłon, obrusów, durnostrojek. Ale to z czasem, na spokojnie się rozpakujemy i rozgościmy.
Póki co oswajamy każdy kąt po kolei. Na pierwszy rzut idzie kuchnia. Musi zachęcać do tego, by w niej spędzać czas.
Staramy się nie pędzić, ale to trudne. Bo chciałoby się, by już było pięknie. A tak się nie da. Na wszystko potrzeba czasu.

Bądźcie z nami, będę się dzielić zmianami, efektami oswajania.

Teraz uciekam spać. Jestem zmęczona. Dziś szorowałam starą podłogę w kuchni. Widać na niej ślad po piecu kaflowym. Myślałam o tym, by poszukać gdzieś starych zdjęć kamienicy. Może znajdę jakieś pstryki mieszkania sprzed wojny..?
Spać...
:*


Udostępnij