Tajemniczo zabrzmiało, prawda...? ;))
Dzisiejszy dzień upłynął nam w biegu. Dosłownie;) Szybkie zakupy, wysyłka zamówienia (żeby dotarło do klientki jeszcze przed świętami), zdjęcia, szybki obiad w mlecznym barze za rogiem... Wszędzie szybko. Ale kocham ten pęd!! Czy to normalne..? ;)))
Dwa dni temu dotarła do mnie ławka balkonowa.
Przed odebraniem jej od kuriera o mało nie osiwiałam...
W dniu dostarczenia ławki od rana martwiło mnie to, jak sobie poradzę z wniesieniem jej na trzecie piętro. Kurier przecież nie ma obowiązku wnosić pakunku pod drzwi. Przywykłam do takich panów, którzy bardzo restrykcyjnie przestrzegają zasad i nie bardzo lubią je naginać. Bałam się, że postawi mi pakę pod klatką i bezgłośnie powie: martw się babo sama. W dzisiejszych czasach, niestety, szarmanckich i rycerskich mężczyzn coraz mniej... Ja jednak pozostałam w bojowym nastawieniu. No przecież nie wtargam tego ustrojstwa, które, nadmienię, w pionie prawie przewyższało mnie wzrostem...!!
Zanim zadzwonił domofon ułożyłam sobie w głowie wypowiedź na wypadek gdybym musiała zawalczyć o swoje. Wiecie, coś w stylu: "wiem, że rycerze wyginęli z dinozaurami, ale jednak mógłby pan..." ;))))
Hmmm.... i tu niespodzianka. Kurier bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Do drzwi zapukał starszy Pan. Zziajany biedny przeokropnie, aż mnie serce ścisnęło... Podpisałam odbiór, złapałam za paczkę, na co Pan kurier zareagował gwałtownie mówiąc: "proszę zostawić, wniosę to pani do środka, przecież nie będzie pani dźwigać" ...
SZOK. Prawdziwi mężczyźni istnieją. Alleluja!! :))))
Do paczki dorwałam się jak wygłodniałe zwierzę. Ławeczka bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Jest zgrabna, pojemna i (och, co za ulga!!) baaaardzo wygodna;))))
Kilka dni temu robiliśmy zakupy w Biedronce. Rzadko w niej bywam, bo jakoś tak mi nie po drodze...
W sklepie natknęłam się na świetne poduchy na krzesła. Od razu pomyślałam o mojej nowej ławce.
Cena poduchy bardzo zachęcała (9,99zł). Miałam kupić, ale czasu było mało...
Kiedy wróciłam do domu w głowie tarabaniły mi te poduchy... a szczególnie żółte w białe grochy. Postanowiłam, że je kupię.
I tak o to powracam do tytułu dzisiejszego postu.
Dziś po południu wybrałam się z Julką na rowerową wycieczkę. To była wyprawa po poduchy do marketu za miastem. Jechałyśmy baaaardzo długo;))) ale było warto. Jak tylko zrobi się cieplej, pomaluję ławkę, wstawię na balkon i położę kropkowe siedziska. Och... już nie mogę się doczekać porannej kawusi na balkonie... :)))
Oto mój nabytek...
Teraz słów kilka o miłym geście...
Całkiem niedawno przeżyłam kilka ciężkich dni. Tak czasami bywa, że problemy się piętrzą, człowiek nie nadąża, a jeszcze w pakiecie choróbsko dostanie...
O swoich rozterkach pożaliłam się w sms-ie mojej kochanej sąsiadce. Minęło dosłownie chwil kilka, jak Justyna zapukała do drzwi. Przywitała mnie z uśmiechem, po czym wręczyła mi maleńką buteleczkę olejku arganowego, przywiezionego przez jej małżonka z Maroka. Dusza mi się rozradowała, bo na dodatek buteleczka została przez nią ręcznie przyozdobiona (Justyna to zdolna osóbka;) )
Przyszła na ploteczki. W jednej sekundzie chmury gdzieś uleciały, zaświeciło słońce, a po pokoju rozniósł się niebiański zapach parzonej owocowej herbaty i malinowej konfitury...
Justynko, Dziękuję. Fajnie, że jesteś;))))
Oby i Wam takie słoneczko świeciło na co dzień!!!!! :))))))))
Macham Wam wesoło zza monitora!!