24 grudnia 2018

Boże Narodzenie 2018

  
 Wszystkim czytelnikom Rustykalnego domuwszystkim znajomym, bliższym i dalszym,
 moim przyjaciołom, rodzinie..
życzę
wspaniałych Świąt Bożego Narodzenia 2018 
❋✲❄️✲❋




   Dzielę się z Wami, tak jak obiecałam, pstrykami z naszego tegorocznego salonu, inspirowanego wnętrzami z filmu "Dziadek do orzechów i cztery królestwa".
Kolorystyka nas zachwyca - jest ciemniej niż poprzednio, ale jak przytulnie...!! 

Dobrze nam tu :)
Zaraz kończę ostatnie potrawy i ruszamy do mamy. A dom będzie czekał. Taki piękny, taki odświętny, taki magiczny i taki..nasz...
Świętujcie radośnie!!
:***


























16 grudnia 2018

Na chwilkę...

   Witajcie!!
Wchodzę tu na chwilkę, bo zaraz idę do pracy...
Jak tam Wasze przygotowania do świąt?
U mnie w tym roku zaczęły się wcześniej - ubieram już choinkę, żeby nie pędzić znów na ostatnią chwilę. Zamówiłam w tym roku nowe drzewko (jak wiecie, mam alergię i żywe już nie wchodzi w rachubę..), które przyjechało do nas w tym tygodniu i już pozostało w mieszkaniu.

Nakręcona jestem okropniście, bo tegoroczny wystrój naszego domu jest zainspirowany scenerią salonu z najnowszego "Dziadka do orzechów". Na starociach kupiłam kilka elementów dekoracyjnych, takich jak ramki czy kandelabry. Nadały charakteru wnętrzu i uczyniły go niezwykle klimatycznym. Salon wygląda jak z minionej epoki, czuję się w nim wspaniale. Na bank - jeśli wierzyć w reinkarnację - mieszkałam kiedyś w starym, wiktoriańskim domu. Nie wiem, czy byłam damą, kuchenną czy myszą...ale.. klimat jest bardzo bliski memu sercu ;)
A propos myszy...
Od kilku dni mieszka z nami mysz, mały, czarny Stuart z białymi łapkami. To chomik miniaturowy, ale ja zwę go myszą, bo taki maluśki jest.. Julka zamarzyła mieć to to, a że uczy się dobrze i sprawuje ostatnio, dostała. Śmiałam się, gdy go wybierała - skwitowałam, że bierze czarnego, bo ma biały pokój, więc mysz będzie łatwiej znaleźć, jakby co. No i to "co" się zdarzyło - zwierz pierwszej nocy zwiał z klatki (chwilowo stoi u nas stara klatka, w której powyginały się ścianki). Faktycznie, łatwo było go znaleźć ;)

   Znikam zatem, muszę wyszykować się do pracy. Jakaś osłabiona jestem, trzeba mi przerwy świątecznej.

Miłego dnia Wam życzę!!
♥️♥️


6 grudnia 2018

Łazi mi coś po domu

Budzę się rano. Panuje jeszcze półmrok. Idę do kuchni odpalić ekspres.
Nagle pod stopami widzę, choć ledwie widzę, jakąś czarną plamę wielkości dwóch centymetrów. "Kurde, pająk. Ten gruby. Wieczorem wietrzyłam dom, musiał wleźć" (pająki nie wchodzą, one włażą i nie chodzą, lecz łażą, dla ścisłości). Mam dreszcze. Nie lubię paskudztwa. Niestety, w naszej kamienicy często o tej porze dość spore egzemplarze pojawiają się na ścianach elewacji, a przy nadarzającej się okazji włażą do domu.
Muszę go szybko załatwić, bo jak mi wlezie w niedostępny kąt, to pozamiatane.
Dodam, bohatera domu nie ma w domu. Muszę sama. Dziecko nie wypada prosić... chociaż..... nie, jednak nie wypada.
Myślę, co mam pod ręką. Ciemno jest trochę, ale widzę ściereczkę. Nie, nie dotknę jej potem przecież. Poduszki szkoda, ketchup ma za małą średnicę nakrętki, na pewno nie trafię.
W końcu muszę to przyznać. Muszę papciem. Włos mi się jeży, bo widzę, mimo półmroku, że to jeden z tych włochatych.
Kurka, nie trafię. Muszę zapalić światło, żeby widzieć - jeśli mi zwieje - dokąd zwieje.
Po chwili dociera do mnie, że nie chcę widzieć. Nie zapalę światła. Zrobię to w półmroku.
Mam dreszcze. W głowie świta myśl, że na bank, na milion procent, gdy mój klapek dotknie tego tałatajstwa, to zanim zdążę to zdeptać, wlezie mi na stopę, a później ekspresowym tempem wbiegnie prosto na szyję.
Ale.. zbieram się w sobie.Myślę: są na świecie gorsze rzeczy, bieda, wojny, katastrofy. Trrrrach..!!!
Rany, trafiłam!!!!! Jestem z siebie dumna!!!!! Nie że trafiłam, ale że dałam radę. Jest jest jest!!!!!! Pochwalę się Radkowi, jaka jestem odważna. Też będzie dumny.
Zapalam światło.
Zabiłam lawendę.

25 listopada 2018

Comforteo - mała prezentacja oferty firmy, z którą współpracuję

  Jestem bardzo podekscytowana!! Już za moment przyjedzie moja pierwsza sofa firmy Meble Marzenie, dla której wkrótce już zaprojektuję łóżko i sofę. Będę miała okazję sprawdzić sofę na własnej skórze - poznać jakość produktu i jego zalety. Ciekawa też jestem samego wyglądu, bo zdjęcie w sieci to jedno, a zobaczyć na "na żywo" - drugie.
Sofa ma być w kolorze łamanego beżu, w odcieniu podobnym do koloru tkaniny na antycznej sofie. Bez połysków etc., a kolor dobrałam na podstawie przesłanych mi próbek tkanin. Będzie idealnie pasował do wnętrza.


Dziś chcę Wam przybliżyć nieco ofertę firmy, z którą współpracuję.
   Meble Marzenie jest również właścicielem marki Comforteo. Ta druga związana jest ściśle z produkcją łóżek i materacy, poduszek specjalistycznych etc. Ja jestem na etapie pracy nad projektem łóżka tapicerowanego, które ma łączyć wygodę, komfort i styl w jednym.
Dziś jednak chciałabym Wam przedstawić dwa z produktów Comforteo, mianowicie łożko Tessa i łóżko Sierra.

Oto łóżko Sierra:




Mebel ten charakteryzuje się klasycznym designem - pikowany zagłówek, proste linie, klasyczna rama. Fakt, że rama również jest tapicerowana, daje wrażenie przytulności.
Zagłówek łóżka prezentowanego na zdjęciu jest wysoki, sięga aż 120 centymetrów. Do wyboru są także mniejsze, po 106 i 86 cm wysokości.
Wybierając tę wersję łóżka, można skorzystać z opcji dostosowania jego formy do stylu wnętrza. Firma oferuje:
- różne rodzaje nóżek, od nowoczesnych, po retro bądź stylowe (toczone) w pięciu wybarwieniach do wyboru
- dwa warianty szerokości płóz ramy łóżka - standard i slim, czyli ramę szerokości całego zagłówka, bądź nieco węższą
- wybór łóżka ze stelażem albo z pojemnikiem na pościel, przy tym zaznaczając, że mechanizm pojemnika wspierany jest podnośnikami gazowymi, co ułatwia ich funkcjonowanie - brzmi bardzo interesująco, szczególnie dla użytkowniczek ;)
- zaokrąglenie płóz ramy, po bokach lub od góry; mnie bardzo się podoba to "po bokach", gdyż dodaje mebelkowi charakteru retro i jakiejś takiej subtelności..
- szeroki wybór tkanin tapicerskich w różnych grupach cenowych.
Powyższe opcje możecie sprawdzić TUTAJ (link). Rozwijając zakładki przy poszczególnych opcjach, możecie zobaczyć jak wyglądają oferowane formy dostosowania wyglądu łóżka do potrzeb klienta.

Drugim łóżkiem, które chciałabym Wam zaprezentować, jest Tessa:








Ten model przemawia do mnie osobiście bardziej, ze względu na interesujący zagłówek. Jest nieco bardziej stylowy, wyrazisty.
Łóżko Tessa również można dostosować pod względem ostatecznej formy do swoich potrzeb. Mebelek sprawdzi się praktycznie w każdym wnętrzu, od surowych, skandynawskich i industrialnych (jako przełamanie minimalizmu), po klasyczne, nieco cięższe, jako idealne uzupełnienie ich stylistyki.

Gdybym miała wybrać, wybrałabym pewnie wersję Tessa, jednak obydwa modele do mnie przemawiają. Na pierwszy rzut oka widać tu jakość i dbałość o każdy szczegół projektu.
Wersję Sierra widziałabym najchętniej w wersji pasującej do stylu PRL, z ramą w kolorze Kronos 31 (tkanina w kolorze morskim, ciemnym), z nóżkami B10 w kolorze Olchy (zdjęcia?), zaś dla łóżka Tessa wybrałabym toczone nóżki B10 w kolorze orzecha i tkaninę w łamanej bieli.

   Zachęcam Was do odwiedzenia strony firmy Comforteo. Być może ktoś z Was akurat szuka łóżka, albo zwyczajnie szuka inspiracji.
Ja co jakiś czas będę tu prezentować produkty partnerskiej firmy, starając się przybliżyć i Wam, ale i sobie, specyfikę oferowanych mebli.

Już jutro będę mogła zapoznać się bliżej z pierwszym produktem - sofą Dorothy. Moja obecna sofka powędruje do mamy, która (wreszcie) wymieni swoją wersalkę, do której, jak to mama, bardzo się przywiązała :)

   Życzę Wam dobrego dnia, a ja już wkrótce wracam ze zdjęciami nowego nabytku :)))




15 listopada 2018

Nowa miłość

   Salonowa, orzechowa fascynacja. Tak określiłabym coś, co mi towarzyszy od dnia, w którym obejrzałam najnowszego "Dziadka do orzechów". Mowa tu oczywiście o filmie "The Nutcracker and The Four Realms", czyli "Dziadek do orzechów i Cztery Królestwa". Absolutnie i doszczętnie zakochałam się we wnętrzu domu Klary..!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! :)
Film oglądałam z Julką w kinie w miniony weekend. Obejrzałam wersję 3D, na wszystko patrząc z zapartym tchem. Gdybym mogła i miała na to środki, obejrzałabym go ponownie!!
Wszystko za sprawą podróży przez wiktoriańskie uliczki Londynu (kiedy oglądałam je z lotu ptaka, zatapiając się w miejskim gwarze, doszłam do wniosku, że reinkarnacja chyba istnieje, a ja na bank kiedyś żyłam w takich właśnie czasach..) i wizyty w domu, który w stu dwudziestu procentach odzwierciedla wizję wymarzonego salonu.
   Jeśli jeszcze nie widzieliście filmu, bądź wahacie się, czy pójść do kina, to szczerze polecam. Film fantastyczny - scenografie, kostiumy..ach!! Uczta dla oczu.

   Ja powzięłam zaś postanowienie. Mój tegoroczny salon świąteczny będzie inspirowany salonem Klary. Kolorystykę tapet mam podobną, jest kominek, są obrazy w złoconych ramach. Dostawię kilka cięższych dodatków i będzie idealnie. Takiego właśnie salonu chcę w święta - z choinką zdobioną świecowymi światełkami, skąpaną w złotych dekoracjach. Chcę mnóstwa stożkowych świec.
Ze staroci już przytargałam dużą, owalną ramę, kandelabr z mosiądzu i lampkę, którą wybrał  - o dziwo - pan domu :) Już czuję klimat tego wnętrza............ach...!!!!!




   BAJKA.

Dobrego dnia Wam życzę!!
♥️♥️

6 listopada 2018

Dlaczego ryczałam jak bóbr

Wiecie, wzrusza mnie starość.
Kiedy wracaliśmy jesienią z Krakowa, zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej. Musiałam skorzystać z toalety. Gdy weszłam do przedsionka toalety dla pań, ujrzałam staruszka, stojącego przed jedną z kabin. "Biedak, pewnie pomylił toalety" - pomyślałam. Staruszek był elegancko ubrany, w beżową marynarkę, krawat. Miał okulary w grubej oprawie. Cały wyglądał uroczo, jak prawdziwy dziadzio z filmu dla dzieci.
Na mój widok od razu się uśmiechnął i mówi:
- Nie nie, nie pomyliłem. Czekam na kogoś.
Uśmiechnęłam się rozbrojona jego szczerym rozbawieniem i przesympatycznym wyrazem twarzy. Jaki kochany..- pomyślałam..
Weszłam do kabiny i słyszę znów jego głos:
- I jak? Radzisz sobie? Pomóc ci? Masz się czego trzymać?
Podobnych pytań padło jeszcze kilka. Boże, jaki troskliwy.. Wzruszyło mnie to.
Wyszłam z kabiny. I tu już przepadłam z kretesem.
Co widzę?
Stoją oboje przy umywalkach. Dziadeczek i jego żona. Stareńka taka..jejuniu..jakby ze sto lat miała... Ale piękna, tak jak on. Elegancka bluzka otulała chudziusieńkie ramiona, a spódnica zwiewnie kołysała się nad stopami. Włosy miała - Oczywiście - upięte w klasyczny kok, tzw. banan. Na twarzy mnóstwo zmarszczek, które jakby nadawały wykończenia jej mądremu spojrzeniu.
I stoją tak. Ona roztrzęsiona, próbująca obsłużyć nowoczesne tałatajstwo do mycia rąk. Chwiała się lekko na nogach, ale dziadzio ją przytrzymywał. Podawał mydło, ręczniki. Oboje w tej swojej niezdarności uśmiechnięci, jakby do granic szczęśliwi..Biła od nich taka miłość, która wręcz onieśmielała..
Stałam w ciszy, umyłam ręce. Później wyszłam z toalety i wsiadłam do samochodu. I pękłam.
Rozpłakałam się tak bardzo, że nie mogłam pohamować łez. Radek spytał co się stało, ale nie potrafiłam wydusić z siebie słowa. Ryczałam tak w ciszy z piętnaście minut. Piszę "ryczałam", bo inaczej nie da się tego określić. W gardle ścisnęło mnie tak bardzo, tak mocno, że........
Gdy już złapałam oddech, powiedziałam Radkowi.
- Boże, myślałem, że coś ci się stało. Z siebie tu wychodzę już..- skwitował w nerwach, czemu się wcale nie dziwię.
O czym myślałam? Co czułam?
Współczucie, ale przede wszystkim ogromny podziw, a może i... zazdrość..? Bo zastanawiałam się, czy i mnie, nam, będzie dane doświadczyć tak wiecznej miłości..
Chyba jeszcze nic nigdy nie wzruszyło mnie tak dogłębnie. Byli, są, cudowni. Takich chwil i w takim wieku życzyłabym sobie samej i każdemu z Was z osobna. Bo nie ma większego szczęścia ponad to, które objawia się tak wielkim przywiązaniem dwóch osób do siebie, tak wielkim oddaniem i tak silną miłością...


Uśmiech posyłam wszystkim zakochańcom. Zarówno młodym, jak i tym starym. ;)
♥️♥️

31 października 2018

Znów drzwiowy dylemat.. ..??


rdzo lubię dom wieczorową porą. Nastał wreszcie czas, gdy można palić świece, oświetlać kąty lampkami i zapalać płomień w kominku.
Przede mną wolny weekend, więc poświęcę trochę czasu na dopieszczenie mieszkania. Do zapełnienia mam dwie ramy, planuję namalować pejzaże. Chcę powiesić kilka zdjęć i obrazów na ścianach. Ale już nie w białych, nowoczesnych ramach. Nie pasują mi. Postawię na drewniane. I nie wiem jeszcze, czy zawisną obrazy. Nie bardzo lubię wieszać swoje prace, nie wiem dlaczego. Obraz z bocianem nadal stoi pod ścianą...

 










   Na starociach ostatnio kupiłam dwie zasłony. Angielskie oczywiście. Masywne, z podszewką. Spodobały mi się, bo są w kolorze szampana, który świetnie współgra ze złotymi pasami na tapecie. Wzór trochę słodki, trochę pałacowy. Idealne. Doszyłam do nich taśmę z pomponami, która dodała im jeszcze większego uroku. Zasłony kosztowały mnie 20zł... ;)
Obrus to prezent od koleżanki mamy, która odwiedziła nas na wsi zeszłego lata. Z sentymentem przetrzymuję w szafie takie upominki..









Pomalowałam ostatnio dwie dynie. Dobrze mi z tymi kolorami.





   Marzą mi się dwie galeryjki (kinkiety do podświetlania obrazów) na ścianach. To póki co odległy temat, bo wydatki się kroją.. Chcemy wymienić drzwi wejściowe, a ja zupełnie nie mam pomysłu. Na pewno chciałabym, by od zewnątrz były w kolorze drewna, by się nie brudziły. A od środka.. cóż.. Wszystkie pozostałe mam w bieli i nie wiem, czy te wyjściowe też zrobić białe (choć i tak będą się różniły strukturą i frezami), czy zrobić w drewnie, by się odróżniały. Mam też możliwość zrobić takie pół na pół - od wewnątrz inne niż od zewnątrz, ale mam wątpliwości, czy nie zacznie mi to z czasem przeszkadzać...Może coś doradzicie..?????

 Drzwi będą częściowo drewniane. Częściowo, bo to drzwi prawie pancerne, przez które nie przedostawać ma się żaden hałas z zewnątrz.
To kolorystyka oklein:





 Rozważam - oprócz bieli - akację, kasztan i jasny dąb, bo są to okleiny najbardziej przypominające drewno naturalne, z wyrazistymi słojami, strukturą drewna, a na tym mi zależy.
Drzwi chcę wykonać w takiej, klasycznej formie:





Myślę, że będą się fajnie prezentować, bo dodamy im ładne, stylowe klamki, kołatkę jakąś może.. A założenie jest takie, że - uwaga - mają pasować do bożonarodzeniowych wianków ;))))))))))))

Doradzicie coś...?? Ciekawa jestem Waszych opinii..
♥️♥️

21 października 2018

Kolory jesieni i spontaniczna zmiana w ogrodzie


astała jesień. Pyszni się kolorami i tą swoją charakterystyczną nostalgią, ciszą, mglistością...Kilka dni temu przed rozpoczęciem prac w ogrodzie, poszliśmy do lasu. Poszliśmy sprawdzić, czy są grzyby.
- I znów ten aparat targasz??
Śmieje się w głos. Ale jak inaczej?? Jak nie chwytać w kadr, kiedy jest tak magicznie..???
Spaceruję w lesie szeroką ścieżką. Pomiędzy gałęziami na siłę przebija się słońce. Zrywa się wiatr i strąca drobne liście. I lecą tak, wirując powoli, przed nami, nad głowami wysoko.
Jest cisza, a wokół unosi się zapach wilgotnego runa. Podziwiam kolory. Czerwień, ochra, żółcienie, przyćmione brązy, zasnuta zieleń.. 
Kocham jesień.
Koleżanka ostatnio wyjawiła, że też kocha tę porę roku, wraz z jej mrocznym klimatem, wilgocią, nostalgią. Śmiała się, bo małżonek twierdzi, że jej rodzina musiała mieć jakieś skandynawskie korzenie, a ona sama winna nazywać się Jędruson. W takim razie ja muszę być Ferguson - oświadczyłam. 























   Prace w ogrodzie powoli dobiegają końca. Ostatnie ciepłe dni już chyba za nami. 
W tym tygodniu przesadziliśmy kilka krzewów i drzewo magnolii. Mam dwa, przesadziliśmy mniejsze, choć i tak jest już sporym drzewem. Mam nadzieję, że się przyjmie. Znalazło miejsce przy kwiecistej ścieżce, którą od niedawna nazywam "kwiaciarnią". Pięknie zamyka przestrzeń, tworząc sklepienie z młodym drzewem wiśni po drugiej stronie ścieżki. 
Zmianom na terenie działki nie ma końca. Nie wiem dlaczego, ale odkąd dokonaliśmy dużych zmian, aranżując ogród po swojemu, bardziej czujemy, że jest nasz. 
Dokonując zmian staram się nie wyrzucać kwiatów i krzewów. Przesadzam je po prostu w inne miejsca.
W głowie powstał ostatnio zarys mniejszego, drewnianego domku, który będzie w przyszłości pełnił rolę domku na narzędzia i letniej kuchni, a wcześniej (podczas rozbiórki i odnowy domu murowanego) będzie nam służył jako miejsce noclegowe. Obecny dom nie nadaje się do tego, by w nim spać. Ciągle coś w nim buszuje. Codziennie łapiemy nornice, myszy. Jest nieszczelny, zawilgocony i nie czujemy się w nim bezpiecznie. Musi być wyremontowany. A prace zaczniemy za ok.2 lata. Na razie, latem, będziemy stawiać domek drewniany.
Miał na początku sąsiadować ze stodołą. Nie podobał mi się jednak ten pomysł ze względów estetycznych. I kilka dni temu zaświtał mi pomysł, by wybudować taką samą stodołę obok tej obecnej i połączyć je prostym łącznikiem. Ta nowa część i łącznik będą zabudowane, zamknięte, a stodoła pozostanie letnią kuchnią. Podoba mi się takie rozwiązanie, bo wydaje mi się, że będzie ładnie i bardziej oryginalnie. 



 Przed domem chcę stworzyć przestrzeń, która będzie zamknięta za pomocą zieleni. Ma to być miejsce, w którym kiedyś stanie stół z krzesłami, ot tak, pod chmurką. Poprzesadzaliśmy więc bukszpan tak, by nam zamknął tę przestrzeń.
Któregoś dnia wpadłam na pomysł, by w płocie z bukszpanu zrobić przejście, żeby zyskać lepszy widok z okna w przyszłości. W przejściu tym z kolei mogłyby stanąć dwa słupy z cegły, a na nich zamontowalibyśmy oświetlenie.
Na pomysł ten wpadłam niedawno, podczas gdy odpoczywaliśmy z Radkiem na leżakach korzystając z ostatnich ciepłych i słonecznych dni.
- Zobacz, gdyby tu się zrobiło przejście, byłoby więcej widać z okna, większą przestrzeń, przez co ogród z domu wydawałby się większy.
- No, masz rację. To może fajnie wyglądać.
- Tak.. I moglibyśmy tu słupki postawić z lampami. Tylko bukszpan trzeba przenieść, z 3-4 krzaki.
- Ale nie dzisiaj! Dzisiaj odpoczywamy.
- Nie no, nie dzisiaj. Tak tylko mówię co wymyśliłam. Dzisiaj nic nie robimy. Dzisiaj jest lenistwo.
Minęło z 5 minut, Radek poszedł na chwilę do domku. Po chwili wraca - przebrany, ze szpadlem w ręku.
- Mieliśmy nic nie robić! - stwierdzam, ale w duchu cieszę się, bo lubię takie spontaniczne "akcje".
- A idź.. z tobą to... - I biegnie już wykopywać krzaki, z uśmiechem jak stąd do Ameryki ;))))




 Tak więc przejście zrobione. Teraz pora na wymurowanie podstaw pod lampy. Może uda się jeszcze tej jesieni.. czas pokaże.
Podoba mi się koncepcja ogrodu z zakątkami, przejściami, zamkniętymi strefami.
Muszę jeszcze znaleźć miejsce dla kilku świerków. Nie wiem jeszcze gdzie je ulokować, a kupię dopiero wtedy, gdy będę pewna.

   Mam nadzieję, że i Wam ostatnie ciepłe dni upłynęły równie przyjemnie.
Idę parzyć kawę. Dziś maluję dynie. Wymieniam też zasłony. Miałam to zrobić w sobotę, ale źle się czułam. A zmieniam tym razem na zasłony kupione na starociach. Mam tylko dwie, ale... ;)
Miłej niedzieli Wam życzę kochani.

♥️♥️


15 października 2018

Ogród - ścieżka

o czym poznać zmęczenie? A po tym, że chcąc wyłączyć telewizor, szukasz włącznika na ścianie.
No comment.
Miałam długi weekend. I dużo planów. Wyjazd na zdjęcia, spotkania, robienie porządków.
Skończyło się na leżeniem pod kocem, z zapaleniem zatok i bólem głowy tak silnym, że nawet polarowy koc wydaje się być twardym.
No trudno. Będę musiała to nadrobić.

   Podzielę się z Wami w najbliższych wpisach zmianami, jakich dokonaliśmy w ogrodzie.
 Dziś pokazuję ścieżkę, którą zajmowaliśmy się w ostatnim czasie.
Wcześniej po prawej (zdjęcie odwrócone, więc po lewej) stronie ścieżki rosły jedynie dwie wiśnie i maliny. Rósł też żywopłot z ligustru, który rok temu wymieniliśmy na bukszpanowy.






Długo zastanawiałam się, jak zagospodarować to miejsce. Na początku planowaliśmy zrobić drugą furtkę wejściową, ale zmieniliśmy zdanie.
Z czasem przyszło mi do głowy, że przydałoby się wygospodarować miejsce, w którym będą rosły różne kwiaty do bukietów. Wymyśliłam więc ścieżkę kwiecistą, z nasadzeniami piętrowymi, taką jakie występują często w ogrodach angielskich. Kwiaty mają być kolorowe, przemieszane (nie lubię nazbyt uporządkowanych nasadzeń) i mają wyglądać bardzo naturalnie. Rosną tu już: stare hortensje, ostróżki, jeżówki, kosmosy, chryzantemy, lawenda, werbena, szałwia ozdobna, a pomiędzy nimi maliny i mięta. Tak lubię. Wiosną/latem dosadzę jeszcze na pewno lwie paszcze i dalie.
   Teraz ścieżyna prezentuje się mało okazale, bo większość kwiatów przekwitła. Samą ścieżkę będziemy chcieli wyrównać i podsypać kamyczkami. Na jej końcu ma się znaleźć ławka, bo koniec ścieżki jest najbardziej nasłonecznionym miejscem w ogrodzie.






   Lewa strona częściowo pozostaje bez zmian. Rosną tu bukszpany, które z czasem wyrównam w płot, odcinający ścieżkę od części przydomowej. W tej części (przy widocznej ścianie domku) będzie zbudowana weranda, taka z wyjściem z domu. Chciałabym, by z okien salonu widać było świerki, więc myślę teraz intensywnie jak i gdzie je tu zmieścić. A może Wy macie jakiś pomysł..?? :)







   Sobotę spędziliśmy w ogrodzie, bo dopisała pogoda. Czas spędzamy z naszymi mamami, które lubią nam pomagać. Szczególnie moja mamcia (na zdjęciu) uwielbia przyjeżdżać tu razem z nami. 
Niestety w sobotę nie kiwnęłam palcem w ogrodzie.. ze względu na okropny ból głowy. Ale.. pospacerowałam trochę z Julką. Podczas spaceru przywitałam się słowami "dzień dobry" ze strachem na wróble, myśląc, że to sąsiad stojący wśród kwiatów. Później pokazałam dziecku sarnę w lesie, która to sarna okazała się być spacerującym tam sąsiadem ;)







   Dziś znów pięknie świeci słońce. Dopijam kawę i myślę, co dziś................... ;)

♥️♥️

10 października 2018

Nie ma miejsca na zło i fałsz

...w moim życiu.

Czasami zastanawiam się, ile jeszcze zniosę.
Nie, nie wydarzyło się w moim życiu nic nadzwyczajnego, czy nadzwyczajnie złego. Na moje odczucia składa się wiele aspektów życia osobistego i życia w ogóle.
Bo życie czasami bywa drogą przez mękę. Potrafi opierać się na nieustannym pokonywaniu trudności, codziennie, nieustannie, do skutku. Na konieczności milczenia, kiedy masz ochotę krzyczeć. Na potrzebie pozostania w miejscu, podczas gdy masz ochotę uciec i biec przed siebie daleko, jak najdalej.. Zaciskanie zębów, nie zwracanie uwagi, tłumaczenie sobie pobudek czyichś zachowań. Ale moją receptą od zawsze było przede wszystkim szukanie pozytywów. We wszystkim.
Gdy ktoś mnie krzywdzi słowem, tłumaczę sobie, że miał zły dzień, albo sam jest niedowartościowany. Gdy o mnie plotkuje w co najmniej dziwny sposób, wiem, że zapewne przeszkadza jemu to, że wciąż idę do przodu i coś czasem mi się udaje. Kiedy próbuje mnie wykorzystać bądź oszukać, dyplomatycznie usuwam się w cień. Wyrosłam już z etapu posiadania dużej ilości przyjaciół. Teraz potrzebuję 1,2. To mi wystarcza i zaspokaja potrzeby, których nie zaspokajała wcześniej cała rzesza ludzi. Nie potrzebuję też aprobaty dla swoich poczynań. Nie muszę dostawać lajków-srajków za to, co robię. Nie mierzę sukcesów ilością falołersów. Do niczego mi to. Ważne jest dla mnie, że jesteście ze mną. Nawet, gdy milczycie. Dla mnie darem jest, że jesteście ze mną, po prostu, i za to codziennie dziękuję losowi.
Owszem, mam za sobą czas, gdy bardzo liczyła się dla mnie opinia innych ludzi, ich aprobata, a w kwestii mediów społecznościowych, w tym i bloga, ruch. Jakikolwiek. Ale przeszło mi to. Nie obchodzi mnie już, że ktoś uznał, że pisanie o sprawach osobistych jest niestosowne i że jako pedagog tym bardziej nie powinnam się wychylać. W nosie mam co się dzieje, skoro ślad, który pozostawiam po sobie w internetach, nie jest moim śladem, a śladem goglepozycji, reklamodawców i postępowania według tego, co ktoś uznał za stosowne. To nie ja, a ja chcę być sobą. Tutaj.
   Zauważyliście, że zmniejszyła się ilość wpisów w ostatnich latach. I choć dostaję od Was maile, które nie raz wycisną ze mnie łezkę wzruszenia, bo czytam na przykład, że czekacie z zapartym tchem na kolejny wpis... ciężko było mi się zabrać do "pióra". Jakoś tak.. te zmiany w moich wnętrzach...to dostosowanie się do trendów, bieg z prądem (bo iść to już za mało..), który to bieg doprowadził mnie do poczucia wejścia w obcą skórę i życia według zasad i estetyki nie będących moimi, i... jakoś tak formuła bloga, taka obdarta z osobistych przemyśleń, doświadczeń... nie leżało mi to. Do powiedzenia mam tyle... ale nie pisałam, bo współczesna blogosfera miała być/jest raczej pozbawiona pierwiastka osobistego, neutralna i nastawiona na - w jakiejkolwiek postaci - sukces.
Nie chcę tak. Chcę być prawdziwa. Chcę bloga takiego, jakim był dawniej. Nie chcę być dłużej modna. Bo przecież ja sama się nie zmieniłam. Dalej jestem babką, która kocha ciepło domowego ogniska. Nadal kocham starą porcelanę i baśniowe wnętrza.

   Jakiś czas temu powzięłam sobie postanowienie, że - niezależnie, czy goglopozycjom się to spodoba czy nie - wracam do dawnego sposobu prowadzenia bloga. Z częstymi wpisami, również o życiu, codzienności. Bez pustych obietnic. Bo nie raz obiecywałam wpis i..cisza... Dlaczego..? Bo miałam o czym pisać, tylko brakowało zdjęć. Ot co. Głupota. Ale przecież do licha mnie się nie tylko ogląda...Przecież pokochaliście to miejsce, jak sami piszecie, za szczerość, za autentyczność, ciepło i SŁOWO.

Wybaczcie mi proszę błędy, złe decyzje. Wybaczcie nieobecność. Ale..
WRACAM.

♥️♥️

4 października 2018

Do poprawki

   "Właśnie za to cię uwielbiam, za to, że jesteś tak cudownie samokrytyczna" - usłyszałam lata temu od kolegi z klasy.
Wystartowałam w wyborach, ale to już wiecie. Za mną moja pierwsza konwencja wyborcza. Duże wydarzenie, z mediami w tle i brylowaniem w roli głównej ;)
Nie mam problemu z publicznymi występami. Nigdy nie krępowały mnie przemówienia. Z lekkością przychodziło mi prowadzenie szkoleń etc.
Czy jestem zadowolona ze swojego wystąpienia podczas konwencji?
;))
Oglądając zdjęcia, które media w trybie natychmiastowym zaprezentowały na swoich portalach, widzę przede wszystkim to, co jest do poprawki. W głowie tworzę listę: koszula z podwiniętymi mankietami - nie. Spódnica, pod którą odciskają się guziki od koszuli - do wymiany. Buty skórzane - tragedia. W takim świetle Tylko lakierowane. Moje skórzane wyglądają jak brudne. I te pozy...Losie.. Nikt mnie nie uczył jak się zachować w takiej sytuacji. Chociaż należę do osób obytych i raczej łatwo się przystosowuję do określonych sytuacji, zdarza się, że bez zastanowienia, spontanicznie zrobię coś..... jak na przykład prawie-się-przytulenie do kandydata na prezydenta, którego znam osobiście i bardzo cenię oraz podziwiam. No nie powinnam :D Ale to już wiem. Nauczyłam się na własnym błędzie. Odhaczyłam, przemyślałam.
Później przyszedł czas na rozmyślanie nad tym, co wypadło dobrze ;)
Też tak macie??
Ja zawsze najpierw szukam wad, błędów. Zawsze zastanawiam się, co mogłam zrobić lepiej, czego robić nie powinnam. Nie wiem, czy dobrze jest tak nieustannie studiować siebie..ale wydaje mi się, że lepiej tak, niż nadmiernie wierzyć w swoją nieomylność ;)
Tak właśnie mam. Nie żebym nie lubiła siebie. Lubię. Ale czasem mam wrażenie, że każdy dzień mojego życia do nauka. Życia, zachowania, postrzegania, reagowania.

   Mimo wszystko cieszę się, że próbuję nowego. Cenię sobie każde doświadczenie w życiu, nawet jeśli wiąże się z porażką.

O, skoro już o porażce..
Za nami ciężkie tygodnie. Inwestujemy w monitoring w leśnym, bo nas okradziono. Straciłam meble ogrodowe z Belldeco. Przykre, tym bardziej, że większość takich dekoracyjnych elementów kupiłam za ciężko zarobione pieniądze z realizacji zleceń. Cóż..trzeba było się więc zabezpieczać.

W ogrodzie wprowadziliśmy ogromne zmiany. Nie mam jeszcze zdjęć, bo prace skończyliśmy o zmierzchu. Przesadziliśmy trzy krzewy borówki, rododendron, posadziłam tuje, zrobiłam miejsce na świerk. A wszystkie kwiaty kolorowe posadziłam wzdłuż jednego boku ogrodzenia, od najwyższych do najniższych, tak by w przyszłym roku stworzyły piękną, kolorową, wiejską kompozycję. Wygospodarowaliśmy też miejsce na przyszły warzywniczek. Będzie do niego prowadzić wsiowa furtka, zbita z desek.

Wiecie, któregoś dnia pojechaliśmy na wieś i siedzieliśmy chwilkę pod stodołą. Świeciło słońce, oświetlając pięknie starą ramę drewnianego okna. Na dachu odbijały się drgające fale wody, stojącej na dnie basenu. Jakież to było widowisko... Takie momenty sprawiają, że czuję w głębi serca, że to jedno z moich miejsc na ziemi. Uwielbiam. I nawet gdy mnie okradną.... Nawet gdy mam wygniecioną spódnicę i gdy nie taką pozę...... to Nic się już nie liczy. Tylko ta chwila pod lasem...

♥️♥️

18 września 2018

Furtka do ogrodu - jak zbudować ;)

   Tak jak obiecałam, spieszę z wpisem poświęconym powstaniu naszej furtki do ogrodu.
Od dawna marzyłam o takiej, która by przypominała wejście do tajemniczego ogrodu, niczym ta z powieści z dzieciństwa. Zachwyca mnie wszystko, co baśniowe, nadszarpnięte zębem czasu, a jednocześnie nieprzesłodzone, nieco rustykalne, naturalne. W takiej konwencji powstawać będzie zapewne cały ogród. Ale..wracając do meritum:
Furtkę od podstaw zbudowaliśmy sami. Wejście do ogrodu przed przeróbką wyglądało tak:






 Zaczęliśmy od zrobienia wylewki pod dwa słupy, oraz wylewki w formie pasa pomiędzy słupami. Po dwóch dniach, kiedy beton stwardniał, zaczęliśmy murować ceglane słupy. Powstały ze starej rozbiórkowej cegły, którą kupiliśmy w zeszłym roku.
Cegłę murowaliśmy naokoło, środek słupa wypełniając zaprawą. Pomiędzy słupami, po ich zbudowaniu, wyłożyliśmy dwa rzędy cegieł, tworząc próg.
Kiedy powstały słupy, zabraliśmy się za wykonanie bramki.
Użyliśmy do tego zakupionych w markecie desek podłogowych...





 Kupiliśmy je na sztuki, więc nic się nie zmarnowało. (Ze ścinek powstała kapliczka z Maryjką ;) ).
(Zamieszczam zdjęcie na prośbę Doranma)






Kiedy już ustaliliśmy dokładny wymiar drzwi (z delikatnym luzem z obydwu stron, ale naprawdę niewielkim, ok.centymetra), rozłożyliśmy deski na płasko na stole i docięliśmy je na wysokość drzwi.




Kolejnym krokiem było obliczenie dokładnej szerokości drzwi i docięcie w takim właśnie wymiarze dwóch desek poprzecznych. Deski te ułożyliśmy na drzwiach, tak, by dobrze wyglądały, a jednocześnie spinały deski w całość. Jedną umieściliśmy ok. 50cm od dołu drzwi, a tę górną nieco więcej od szczytu, bo przewidywaliśmy wycięcie góry drzwi w łuk.




Deski pionowe zaczęliśmy kolejno nabijać na te poprzeczne, zbijając je na zakładkę (cecha desek podłogowych) i wpuszczając w szczeliny dodatkowo klej do drewna.
Najpierw ułożyliśmy deskę na tych poprzecznych, później nałożyliśmy klej, dobiliśmy deskę do poprzedniej młotkiem gumowym, a na końcu przykręcaliśmy do desek poprzecznych.







Deski tutaj montowaliśmy na wkręty.
Po przybiciu (przykręceniu) wszystkich desek pionowych, wymierzyliśmy odległość pomiędzy deskami poprzecznymi i docięliśmy na wymiar dechę ukośną, którą przykręciliśmy śrubami do desek.




   Po zmontowaniu całości, przyszła kolej na docięcie łuku u góry drzwi.
Do tego celu użyłam szablonu, który narysowałam sobie na dużym arkuszu szarego papieru. Narysowałam pół łuku na złożonym arkuszu, dzięki czemu uzyskałam dwie jednakowe, symetryczne połówki.
Szablon odrysowałam na drewnie i wycięliśmy łuk. Następnie zajęłam się bejcowaniem całości. Wybrałam do tego środek przeznaczony do zabezpieczania drewna na zewnątrz oczywiście, i to taki, który uwydatnia słoje drzewa (takie informacje znajdziecie na puszce preparatu).











Jak widać, nie szlifowałam brzegów łuku. Chciałam, by furtka wyglądała na taką hand-made'ową, naturalną.

Ostatnim etapem było zamontowanie żeliwnych okuć do drzwi. Jako że jestem stałą klientką Rustykalnych Uchwytów (www.rustykalneuchwyty.pl), tam właśnie zamówiłam wszelkie elementy. Lubię tego producenta, bo zawsze służy mi radą i realizuje zamówienia na czas. No i - naturalnie - za jakość i wygląd elementów. Potrzebowałam między innymi kilku informacji dotyczących sposobu montażu klamki/uchwytu w furtce, w której drzwi osadzone są dokładnie pośrodku słupów. Musiałam się też upewnić, na czym mogę zawiesić stosunkowo ciężkie drzwi.


Zawias drzwiowy masywny czarny


Zawiasy są dość masywne. Kupiliśmy je w zeszłym roku, więc mogę napisać, że Wreszcie się doczekały montażu ;)
W tym roku domówiliśmy jeszcze kilka niezbędnych drobiazgów. Podpiszę je dla Was, bo wiem, że czasem korzystacie z moich rad i polecanych przeze mnie przydaśków ;)

Klamka drzwiowa (uchwyt z przyciskiem), która służy do otwierania furtki od zewnątrz i od wewnątrz (wewnątrz znajduje się haczyk, który wystarczy podnieść do góry)..


Skobel lekki z uchwytem








Wygląda świetnie i sprawdza się doskonale jako element do zamykania furtki bez konieczności zakładania kłódki. Pod klamką widać skobel KLIK do zamykania drzwi na kłódkę.

Kolejnym elementem jest haczyk do zamknięcia drzwi od wewnątrz..


Haczyk drzwiowy-okienny


Dużo tego, ale wszystko służy wygodzie i bezpieczeństwu, a i - wydaje mi się - udało mi się to jakoś tak dopasować, że ilość elementów nie razi w oczy.

Po zamontowaniu drzwi wraz ze wszystkimi elementami żeliwnymi i metalowymi, pozostało wykończyć słupy betonowymi daszkami i sztukaterią (www.stor.eu - również polecam polskiego producenta).

Tak prezentuje się gotowa furtka:






Jesteśmy bardzo zadowoleni z efektu prac.
Pozostała część ogrodzenia na razie czeka na swój czas (będą to metalowe przęsła z małymi słupkami z cegły). Teraz mamy ważniejsze wydatki, między innymi wykończenie stodoły i montaż monitoringu.

Co do stodoły..
Oto maleńka zajawka:




 Wszystko jeszcze robocze, bo słupy wymagają wykończenia u dołu, a i ściankę jedną zabudowujemy dopiero (no..nie do końca w zasadzie, bo okno na tejże ścianie zajmie znaczną jej część ;) ). Cieszy jednak fakt, że jest się gdzie skryć przed deszczem i mamy wreszcie możliwość zrelaksować się w ciszy, bez towarzyszących zapachów myszy, stęchlizny etcetera...
Dziwnie to wszystko jeszcze wygląda, ale.. dowyglądamy się z czasem. Nic na wariata.
W każdym razie dumna jestem, że sami to wszystko zrobiliśmy... bez użerania się z niesłownymi fachowcami-bombowcami, bez wydawania wielkich sum.. To bardzo cieszy ;)

 Mam nadzieję, że post furtkowy okaże się pomocny. Post, w którym pisałam o tym, jak kłaść płytki z cegły, stał się najczęściej wyszukiwanym, więc.. może i tym razem skorzystacie ;)

Życzę Wam dobrej nocy.

♥️♥️

Udostępnij