Nie nie, nie będzie o kobiecie, lecz o miejscu. Tatiana to willa, w której mieliśmy okazję gościć podczas naszego pobytu w Zakopanem:)
Dlaczego zdecydowałam, że napiszę post o tym miejscu...? Otóż powodów jest kilka.
Po pierwsze, już od dłuższego czasu marzyło nam się znalezienie wakacyjnego miejsca (czytaj: hotelu/willi/pensjonatu), do którego chciałoby się wracać. Miejsca przyjaznego, w dobrej lokalizacji, estetycznego i z miłą - jakkolwiek to zabrzmi - obsługą. Po drugie, męczy mnie szukanie noclegów przed wyjazdami. Nie lubię marnotrawić czasu na wysyłanie ofert do właścicieli hoteli, którzy albo nie fatygują się odpisać, albo zwyczajnie oszukują - a bo to podadzą błędną cenę, a to przez uwagę poinformują, że do centrum miejscowości jest blisko po czym okazuje się, że blisko to owszem, ale autem, a najlepiej to helikopterem:/
Po trzecie, od jakiegoś czasu zaczęłam bardziej przywiązywać uwagę do wyglądu miejsc, w których się zatrzymujemy. Nie lubię płacić dużych kwot za pokój, który jest zwyczajnie brzydki, nieestetyczny, i w którym nie ma "domowych drobiazgów" - bo właściciele boją się złodziei. Och, od takich miejsc stronię, bo gdybym miała nocować w Takim miejscu, czułabym się jak na celowniku.
Na co zwracam uwagę szukając noclegu...? Otóż:
1. Wielkość/podzielność pokoju. Ważnym jest dla mnie komfort nasz i Julki, tak więc staram się wybierać pomieszczenia, w których jest miejsce dla dziecka.
2. Pościel i czystość pokoju. Jeśli chodzi o pościel, mam alergię na pościele kreszowe, gniecione i bardzo kolorowe. Dlaczego..? Z prostej przyczyny: nie mam pewności, czy jest ona czysta.
Kiedyś miałam okazję nocować w popularnym hotelu w Warszawie. Nadmienię, że nocowałam w jednym pokoju z koleżanką-pedagożką. Dostałyśmy - UWAGA - łoże małżeńskie;) I tam właśnie spać trzeba było na jakimś wyliniałym kocu....na którym koleżanka znalazła...brrrrr!!! nie..... nie będę o tym pisać... ;)))
Dlatego najlepiej dla mnie, gdy pościel jest jasna, najlepiej biała. I wyprasowana.
3. Kolejną istotną sprawą jest dla mnie to, jak zostaję w danym miejscu przyjęta. Jacy są właściciele, jacy pracownicy. Lubię, gdy jest miło, sympatycznie i gdy atmosfera jest zbliżona do domowej.
Dwa lata temu byłam na urlopie w Sudetach. Już mi się wydawało, że znalazłam wręcz idealne miejsce na pobyt - piękna, stara willa, z wielkim ogrodem urządzonym z głową, wspaniałe jedzenie... ale niestety, właścicielka okazała się być osobą baaardzo zdystansowaną, wręcz zimną. Prawie w ogóle się nie uśmiechała, traktując gości bardzo służbowo. Tak, wiem...że to jej praca, ale tak już mam, że lubię, gdy ktoś na uśmiech odpowiada uśmiechem... Sytuację w tymże pensjonacie ratował jedynie pan kelner - starszy mężczyzna, który podawał nam posiłki. Był cudny, a uśmiech miał chyba przyklejony na stałe:) Naszą Julkę codziennie witał radosnym "No i co tam Zosieńka..? Ale masz dziś cudny warkocz!!" Naprawdę chciało się przychodzić do jadalni... zaś rozmawiać z właścicielką - już niekoniecznie;)
4. Wiem, że zdarzają się nieuczciwi goście. Że oszukują, demolują, a czasem wynoszą co nieco z hotelu (bo przecież bez hotelowej szklanki się w swym domu nie obejdzie). Że zużywają tony gratisowych mydełek, bo te są z innego świata niż mydła ogólnodostępne. Ale nie popadajmy w skrajności. Bardzo, ale to bardzo nie lubię, gdy traktuje się moją rodzinę jako potencjalnych złodziejaszków. Nie cierpię mieszkać w miejscach, w których nie ma serwety, donicy czy obrazka na ścianie, bo a nuż ktoś wyniesie... Lubię w hotelu czuć się domowo. I nawet jeśli na ścianie wisi jakiś bohomaz z targowiska za 5zł, to niech wisi!! Niech będzie miło i przytulnie.
5. Istotną sprawą jest też dla mnie lokalizacja miejsca noclegowego. Nie mam wygórowanych wymagań, jednak cenię właścicieli, którzy są uczciwi. Którzy nie wciskają mi bzdur, że "hotel jest blisko centrum", podczas gdy dojście do centrum zajmuje mi pieszo (szybkim tempem) 40 minut, a droga prowadzi przez osiedla wyglądające jak powojenne pobojowiska. Cenię uczciwość i prawdomówność, po prostu.
Znalazłam.
Znalazłam w Zakopanem miejsce, które sprostało moim wymaganiom.
Willa Tatiana, położona 5 minut spacerem od Krupówek.
Wszystko tu się zgadza. Jest pięknie, miło, domowo, czysto, przyjemnie. Jak znalazłam (już "moje") miejsce..? Dzięki artykułowi z magazynu Voyage, który z kolei wynalazłam w internecie. Gdy przeczytałam tytuł "Do Tatiany goście wracają" - pomyślałam: o rety, skąd ktoś wiedział, że szukam miejsca, do którego chciałabym kiedyś wrócić...??? Przejrzałam ten artykuł, a później znalazłam kolejny - z Werandy Country. Cały artykuł o Tatianie przeczytacie
TUTAJ.
Gdy ujrzałam zdjęcia wnętrz, serce mi się uśmiechnęło, o ile w ogóle serce potrafi się uśmiechać;)
Postanowiłam skontaktować się z Panią Aleksandrą - właścicielką dobytku. Okazało się, że jest osobą bardzo sympatyczną, ciepłą i - o rany...!! - często się uśmiecha:)))
Zarezerwowaliśmy apartament nr 8 w Tatianie Premium. Na wyborze zaważyły.... Schody:)
fot. willa Tatiana
Na zdjęciu poniżej widać antresolę apartamentu, którą okupował najmniejszy członek rodziny;)
fot. willa Tatiana
Postanowiłam, że podczas urlopu wreszcie przeczytam (PRZECZYTAM!! a nie odsłucham audiobook'a) jakąś książkę. Na co dzień nie mam na to czasu. W naszym apartamencie - jak się okazało - czekało na mnie idealne miejsce. To, co widzicie na zdjęciu poniżej, to nie blat jadalniany, lecz mój Kącik Czytelniczy;)))
Podsumowując, nasz apartament sprostał Wszystkim naszym potrzebom. Okazał się być miejscem ciepłym, przytulnym, urządzonym ze smakiem i dbałością o każdy szczegół. Podczas pobytu naprawdę niczego nam nie brakowało. No, prawie niczego;) ale piszę to z przymrużeniem oka.
Otóż któregoś dnia (dodam: dzień po wyprawie w góry, podczas której zrobiliśmy prawie 25km pieszo), postanowiłam sama ugotować obiad (na ogół stołowaliśmy się w karczmie). Rozpakowałam zakupy, po czym bardzo szybko zweryfikowałam zakupowe braki - zapomniałam o bułce tartej do panierki. Na szczęście znalazłam na półce czerstwe bułki. Postanowiłam je zetrzeć.
Jako że ze mnie urządzenie wielofunkcyjne i podzielnouwagowe;) postanowiłam podczas przygotowywania obiadu zadzwonić do mamy. W trakcie rozmowy nagle słyszę:
- Co ty tam robisz? O matko, co tak szeleści??- pyta mama.
- Bułkę tartą robię. To znaczy..trę. A ściślej mówiąc...... trę bułką o bułkę.
- Jak...?? A tarki nie masz?
- Mamuś, jestem w hotelu. Tu i tak jest więcej naczyń niż w standardowym apartamencie.. Dam sobie radę.
- O matko, Pomysłowy Dobromirze ty.
Kilka dni później znów rozmawiam z mamą przez telefon:
- (...) czyli jesteś zadowolona, tak? Wróciłabyś tu kiedyś?
- Tak. Jest świetnie. Wszystko na plus. I naprawdę...jest tu wszystko czego nam trzeba. Właścicielka pomyślała o wszystkim.
- Nie.
- Ja to nie??
- Tarki nie ma.
;))))))))))))))
Tu naprawdę wspaniale się wypoczywa, a goście są traktowani z szacunkiem i sympatią. Pani Aleksandra, którą miałam okazję poznać osobiście, jest odpowiednią osobą na odpowiednim stanowisku. Pani Ewa zaś, która dogląda willi, sprawiła, że nie czuliśmy się tu jak w hotelu, tylko jak gdyby gościła nas dobra, kochana ciocia. Wspaniale!!
Powtórzę słowa z podróżniczego artykułu: Tutaj chce się wracać:)))
Pani Aleksandra jest właścicielką trzech willi: Tatiany Premium (w której gościliśmy), Tatiany Lux i Tatiany Boutique. Postanowiłam skorzystać z możliwości obejrzenia pozostałych budynków.
Mam więc dla Was kilka pstryków. Spójrzcie sami, z jaką pieczołowitością zaaranżowano ich wnętrza...
A tutaj wille z zewnątrz...
Tatiana Premium, fot. willa Tatiana
Tatiana Lux, fot. willa Tatiana
Tatiana Boutique, fot. willa Tatiana
Kochani, k woli ścisłości: nie jest to post sponsorowany. Nie nocowałam w Tatianie za darmo:) Jednak postanowiłam o niej napisać, bo jest to miejsce, które zasługuje na to, by o nim mówić i aby je polecać. Być może wśród Was znajdą się osoby, które szukają dobrego miejsca na nocleg, a przy okazji tychże poszukiwań zwracają uwagę na wysoki komfort wypoczynku.
Przyjedźcie, przekonajcie się. Ja tu na pewno wrócę... :)
Teraz kilka słów "z innej beczki".
Jakiś czas temu - przyznam się bez bicia - zaczęłam tracić serce do blogowania. Pisanie przychodziło mi z trudem, robiłam to raczej niechętnie. Utraciłam poczucie celu, radość.
Długo się zastanawiałam skąd wziął się taki stan rzeczy. Żeby otrzymać odpowiedź musiałam wyjechać, odpocząć. Od wnętrz, malowania, bloga, sklepu, aparatu (no...tu nie do końca;) ). Trzeba mi było wyciszenia, spacerów wśród zieleni, słuchania szelestu strumyków, śpiewu ptaków, wsłuchania się w nostalgiczną ciszę gór i we własne myśli.
Odpowiedź przyszła.
Straciłam chęć, gdyż... straciłam wiarę w marzenia.
Po kilku nieudanych próbach kupna wymarzonego domu (o tym już powstaje książka..), wypaliłam się. Straciłam poczucie sensu, przyszłości.
Co mi przywróciło wiarę...?
Kiedy któregoś dnia usiadłam przy drewnianym blacie w wynajętym apartamencie, poczułam pustkę. Poczułam, że brakuje mi bloga, kontaktu z czytelnikami. I że brakuje mi...czegoś jeszcze. Zaświeciło słońce. Ubrałam się i pobiegłam do Empiku w poszukiwaniu jakiejś książki...czegoś o...marzeniach... . Oczywiście!! Katarzyna Michalak. Znalazłam regał z powieściami i od razu chwyciłam w dłoń "Rok w Poziomce".
Wróciłam do pokoju. Przeczytałam prawie jednym tchem. Kiedy skończyłam, długo wpatrywałam się w duże okno i wysoką choinkę, rosnącą tuż za nim. Pomyślałam od razu: tak, takie drzewa rosnąć będę w moim ogrodzie. MOIM!! Boże, zatraciłam się gdzieś i straciłam nadzieję... a przecież... marzenia się spełniają!!
Tak, chcę domu. Wymarzonego, takiego, jaki czasem śni mi się w nocy.
Skonsultowałam sprawę z mężem. On też nie przestał marzyć. Tyle że tym razem - stwierdziliśmy zgodnie - wszystko musi przebiec bez wariactw, bez pośpiechu, rozsądnie, po kolei. Zrobiliśmy plan. Mam cel. I zaczęłam znów wierzyć:)
Pomogły mi słowa odnalezione w książce:
"Jeśli o czymś bardzo marzysz, tak bardzo, że aż boli,
to cały świat pochyli się nad tobą, by spełnić twoje marzenie..."