31 lipca 2018

Malowany szyld i wspomnienia wiejskich smaków...

   Ostatnie dni nas nie rozpieszczały. Radkowi skradziono telefon i dokumenty. Biegamy od punktu do punktu zastrzegając co da się zastrzec, żeby żaden artysta na nas kredytów nie nabrał, ani nie ogolił - i tak już prawie pustego - konta. Szukaliśmy telefonu i dokumentów w sobotę, jeszcze grubo po północy. Nawet w śmietnikach.. (rany..jakie rzeczy ludzie wyrzucają...!! )
Zdenerwowanie wzięło górę i niedziela rozpoczęła się nieciekawie. Załatwialiśmy sprawy, nawet nie myśląc o planach, jakie mieliśmy. Obiad zamrożony... bo jak tu myśleć o pichceniu, kiedy na głowie tyle... Tym bardziej ucieszył mnie telefon cioci, która zaprosiła nas do siebie na wieś, na obiad.
I gdy znaleźliśmy się w tak pięknej, wiejskiej scenerii, prawdziwie wiejskiej - bez wypacykowanego trawniczka, za to z wiekowymi drzewami owocowymi i warzywnikiem, w którym kapusty i krzewy pomidorów przeplatały się z wiejskim kwieciem (żółte i pomarańczowe "śmierdziuchy" - tak je nazywa pani babcia), cała złość uleciała. Z błogą ciszą, podmuchem wiatru, zapachem spieczonej słońcem ziemi.
Był taki moment, że domownicy gdzieś się ulotnili, mama z ciocią poszły do warzywnika..a ja siedziałam przy stole słuchając cichych dźwięków skrzypiec. I poczułam się tak........ o rany... Tęsknię za taką magią wsi. Za tym melancholijnym stanem, który towarzyszy Ci gdy spacerujesz letnimi, zarośniętymi ścieżkami. Za łąką.. za nieidealnymi wiejskimi pejzażami. Przypomniał mi się nasz ogród. I przypomniał mi się smak i zapach zupy Pani Rakowskiej.
Pani Rakowska była naszą sąsiadką w Siedlisku. Starowinka już była, kiedy byłam nastolatką. A gdy byłam kilkuletnim dzieciakiem, czasami mnie pilnowała, gdy mama była jeszcze w pracy. I pamiętam, jakby to było wczoraj, dzień, gdy poczęstowała mnie talerzem zupy. To była jakaś jarzynowa, z całymi marchewkami...ale jak one smakowały..boziuniu... jakie prawdziwe, aromatyczne. Nie miały nic wspólnego z tym, co dziś kupuję w markecie. Ba..czasem nawet na targu.
Zupa Pani Rakowskiej smakowała jakoś tak...prawdziwie wiejsko, wyjątkowo. I tak wyjątkowo pachniała... Nie wiem, czy akurat wtedy zachwycił mnie ten smak, ale pamiętam go tak przejrzyście..!! Podała mi ten talerz w kuchni... stały tam na pewno stare, białe meble... i jakiś kredens chyba.....
Za taką wsią tęsknię. Prawdziwą, aromatyczną, cichą, spokojną, trochę zapyziałą, ale szczerą. Dlatego właśnie chcę stworzyć namiastkę tych moich nostalgii dziecińskich tu w Leśnym... Chcę tego doświadczać, przypominać sobie, celebrować.
Zastanawiam się co zrobić, by dodać wiejskiego sznytu mojemu ogrodowi...


♥️

   Dziś malowałam szyld kamienny, który odebraliśmy, wraz z daszkami, od producenta (temu poświęcę osobny post). Chciałam, by rama szyldu odznaczała się na ceglanym słupie, ale środek rozety pomalowałam na kolor starej cegły. Miał wyglądać jak ciut omszały... .


 To surowa rozeta:




A tutaj już prace wykończeniowe...





Tak to sobie wymyśliłam. I nie "No.", lecz "Nr" - po polsku ;) (wybaczcie jakość zdjęcia, ale tak szybko telefonem...żeby się już z Wami podzielić)





   Wiatę już zdemontowaliśmy. Oddaliśmy rodzince - niech im służy. My powoli przygotowujemy miejsce pod wylewkę. Dziwnie tak bez tej wiaty. Pusto. 
Kwiaty musiałam przesadzić, bo znalazłyby się pod zadaszeniem. Cieszę się, że przeżyły rudbekie po pani Mariannie. Lubię je.


Ostatnie zdjęcie zadaszenia...




   Furtka, choć jeszcze nie wykończona, już spełnia swoje zadanie. Wreszcie mogę chodzić swobodnie po chacie, nie obawiając się, że mnie widać ze ścieżki. Wolę tak, intymnie.






   Żegnam się z Wami uśmiechem Janioła... jednego z moich ulubionych.. ;)




Dobrego wieczoru!!
♥️♥️

26 lipca 2018

Małe radości

   Jolu spójrz..mam swoje pierwsze, najswojeńsze makówki..!!
:))))))))))))))))))))





   Pomysłem na tworzenie bukietów z makówek zaraziłam się od Joli, autorki "Jolandii" (http://jo-landia-mazurskakraina.blogspot.com), będąc jej gościem na Mazurach. Zauroczyło mnie to, że Jola potrafi stworzyć bukiet z tego, na co zwykle nie zwracamy uwagi i co, wydawać by się mogło, nie jest warte uwagi.
Tęskni mi się za Mazurami, a nie ma kiedy pojechać.. . W tym roku uda mi się chociaż odwiedzić Danusię ze Ściborówki, bo mam wziąć udział w pewnym wydarzeniu w Krakowie, a stamtąd to rzut beretem.

   Przeokropnie dokuczają mi te upały. W taką pogodę to tylko siedzieć w domu pod lasem. Basen by się przydał już..wyremontowany.. żeby się w nim chłodzić... Póki co na jego dnie zalegają glony i z miliard kijanek. I żaba. Jedna. Przytargała ją Julka. "Mamuś ona tam biedna sama na ścieżce stała, zdechłaby." No i ją kijem pogoniła aż do naszego basenu. O losie...a ja tu się chciałam żab pozbyć... ;)))))))))

A skąd makówki..?? Rok temu wiosną wysiałam mieszankę polnych kwiatów, maleńkie opakowanko, kupione w markecie. I rozsiało się to to w tym roku tak, że mam pole makowe przed domem. Na razie się nie pozbywam, niech jest.
Muszę porozsiewać ostróżki.Mam uciąć suchą gałązkę, obrócić do góry nogami i wytrzepać nasionka. W lutym posiać w donicy, w maju - gdy będą miały liście - popikować (cokolwiek to znaczy - e tam, wygogluję..), a w sierpniu wsadzić do ogródka. To rady Doroty, której pozazdrościłam pięknych, kolorowych ostróżek. Ja mam tylko niebieskie (po babci Mariannie) i biało-czarne, zakupione tego roku w centrum ogrodniczym.

   Lecę się szykować. Dziś będziemy demontować płyty betonowe pod starą wiatą, bo jutro przyjadą po nią ciocia z wujkiem. Oddajemy im wiatę, skorzystają jeszcze z niej. Szkoda wyrzucać.

Dobrego dnia Wam życzę i przetrwania tego ukropu okropnego ;)))
♥️♥️

25 lipca 2018

Furtka - wreszcie..

   Dziwnie jest zaczynać renowację działki i domu od ogrodzenia. Bo z reguły to się najpierw grodzi, później wyrównuje ziemię, stawia dom, a na końcu zakłada ogród. A my wszystko na odwrót. Dom nieruszony, ogród się przeradza w nasz ogród, no i pojawiają się elementy, od których się kompletnie nie zaczyna. I to jeszcze nie w całości. Powstała furtka, ale tylko ona, bo dalsza część ogrodzenia powstanie, gdy uda nam się w dobrej cenie kupić przęsła. Trochę się zgapiliśmy, gdyż w zeszłym roku właśnie pojawiły się elementy ogrodzenia w bardzo okazyjnej cenie.. mogliśmy kupić. Ale nic to już, musztarda po.
Robimy po prostu to, na co nam obecnie starsza środków i czasu, dlatego powstała furtka, a w sierpniu wybudujemy wiatę grillową.

   Furtkę zamontowaliśmy wczoraj po południu. Duma nas rozpiera, bośmy ją sami, w dwójkę, od A do Z postawili. Wymaga jeszcze drobnych wykończeń - zamontowania zasuwy, jakiejś klamki.. ale to z czasem. Słupki będą wykończone daszkami, które zamówiliśmy, a które mają być gotowe z końcem miesiąca. Wraz z daszkami zamówiłam małą tabliczkę, na której będę musiała wymalować numer domu. Wcale się z tego nie cieszę.. wcale ;)))))))))



To furtka z zewnątrz...
Celowo nadałam jej nieco gotycki kształt. Miała wyglądać jak drzwi do tajemniczego ogrodu. Kiedyś się pięknie zestarzeje. Słupy pewnie miejscami pokryje mech, bo od lasu mamy go tu całkiem sporo. A wszystko to bardzo przez nas pożądane...




... tu zaś widok od wewnątrz działki..








   Zachwyceni jesteśmy tym, jak wyszła, choć..sąsiedzi ze zdziwieniem spoglądają na słupy, które wcale nowe nie są i ani to równe, ani modne... ;)))
No jest po naszemu. Kiedyś cały ogród będzie utrzymany w rustykalno-angielskim stylu. I cały taki niemodny, taki jakby miał ze sto lat..ale za to z klimatem jak z baśni..

 

   Zastanawiam się już nad tym jak "zrobić" wiatę. Nie wiem, czy nie pomalować ją bejcą przed złożeniem. W tartaku radzono nam, byśmy zrobili to dopiero po dwóch latach, bo drzewo będzie dostatecznie zabezpieczone i wyheblowane.. ale.. jakoś nie widzi mi się korzystanie przez dwa lata z jasnej wiaty, zupełnie nie w naszym stylu. Cóż...trawimy. ;)
Czekamy na dostawę drzewa. Zamówiliśmy już kotwy pod słupy. Pozostało jeszcze zamówić złączki i śruby. Z milion ich trzeba chyba.....
Wiatę oczywiście postawimy sami, z pomocą - nieocenioną zresztą - szwagra. Rany.. nie mogę się doczekać. Kiedy już stanie, zrobimy porządną podłogę (na razie nie wylewkę - tę później - ale kamyczki, bo pod wiatą przechodzić będą w przyszłości rury od szamba..czy coś... ). Wreszcie będę mogła pomyśleć o jakimś porządnym stole i biesiadować ładnie..tak z obrusem i dzbanem kwiatów na blacie. Póki co wszystko się dynda, bo ziemia nierówna, a stoły takie poniszczone, że strach obrus zarzucić, co by się nie porozdzierał.
To będzie pierwszy Nasz zakątek w ogrodzie. A z wiatą będzie o tyle ciekawie, że po jednej z jej stron, tuż za słupami, znajdować się będzie zejście do basenu. Będzie więc można siedzieć sobie na jakimś siedzisku.. może z palet.. i moczyć nóżki w basenie, nie wychodząc praktycznie spod wiaty..


   Obiecałam w poprzednim, że podzielę się resztą mebla, którego koronę już po części odsłoniłam.
To nasz nowy nabytek. Nowy-nienowy w sumie..bo to antyk przecież. Przyjechał aż z Bydgoszczy. Pan domu zachwycony, bo pojemna taka, jakby jakaś magiczna była. Trochę oponował zanim kupiliśmy, bo "może przytłoczy, może się nie pomieścimy w niej"...ale gdy już stanęła, zaczął się uśmiechać od ucha do ucha i teraz już tylko "ochy" i "achy" w jej stronę rzuca. "Jest super. Wiesz, że ja zawsze sceptycznie podchodzę i nie mam wizji, że marudzę, ale jak już coś wstawisz, to zawsze jestem zachwycony. Kocham nasz dom...".
:)))))




♥️♥️

22 lipca 2018

Konsolka po renowacji i nowe stare..

   Dziś króciutko, bardziej zdjęciowo. Będziemy dziś montować furtkę. Słupy już stoją - idealnie nieidealne. Cudne :)))







Dzielę się z Wami metamorfozą konsoli. Po pomalowaniu dodałam jej dekor. Zyskała na urodzie, to na pewno, choć nie jestem pewna, czy powinnam zostawić ją białą, czy nadać jej kolor kremu...

Przed:



Po:





Wkomponowała mi się ładnie pomiędzy ścianą okienną a kominkiem. Na razie stoi na niej lampa, której abażur musiałam wyprać i gdzieś wysuszyć. Abażur zupełnie mi tu nie pasuje, ale jak obeschnie, powędruje do pudła i czekać będzie na wybudowanie domku..











 Wpadłam ostatnio w wir szycia. U pana, który sprzedaje starocie, widziałam kanapę z pięknymi poduchami w angielskim stylu. Postanowiłam stworzyć dla siebie choć namiastkę. Nie wyszło źle. To moje pierwsze własnoręcznie uszyte poduchy, więc... ;)









Widać już nasz siedzeniowy nabytek. Fajnie się robi. Brakowało mi, nam, staroci...
Uwierzycie, że za ten dębowy stół dałam 100zł..?? :)))












Poniżej kawałek tego, co w kolejnym poście...




 Ściskam Was mocno!!
♥️♥️

16 lipca 2018

Renowacja stolika - konsolki

   Kochane moje, nie odpisuję na razie na Wasze komentarze, bo nie wiem, czy przeczytacie, więc pozwolę sobie tutaj, w poście.
Mysiu, więcej sofy pokażę, gdy się ogarnę z bałaganem. Mamy tu małe zamieszanie, bo przy okazji wymiany mebelków robię duże porządki. Już wkrótce pokażę więcej :)



   Od kilku dni pracujemy nad furtką. Na razie mamy zrobioną wylewkę pod słupy i taką oto extra-artystyczną bramkę ;))





Słupy chcemy postawić masywne, by utrzymały bramkę. Wszystko musi zasłaniać wejście szczelnie, by leśna zwierzyna nie przeskakiwała płotu i nie niszczyła moich roślinek.




Byliśmy też u producenta betonowych detali - oglądaliśmy elementy, którymi moglibyśmy wykończyć słupy. Na razie staną dwa i stanie furtka. W przyszłym roku pójdziemy dalej z ogrodzeniem, bo czekamy na wyprzedaże, by kupić przęsła.

   Budowy mniejszego domku w tym roku nie będzie. Za dużo wydatków się wyklarowało, więc większe inwestycje odpuściliśmy. Ale coś jednak zbudujemy - drewnianą wiatę grillową. Radek czuje potrzebę stworzenia czegoś, co będzie zachęcało do przyjazdu, bo póki co dom odstrasza, a w ogrodzie brak strefy wypoczynku, która w pełni spełniałaby nasze potrzeby.
   Zamówiliśmy już drzewo. Ma być gotowe za trzy tygodnie. Śmiechu było co niemiara przy składaniu zamówienia, bo obsługiwała nas babeczka, która żartuje bez przerwy ze wszystkiego, pogodna i zabawna.. Motała się biedna z naszym projektem, bo Radosław tak to wszystko rozrysował, że nijak się to miało do babskiej wizji wiaty ;) Kiedy już ogarnęła temat i narysowała całość, wykrzyknęła "jupiiii!!" podnosząc ręce do nieba, zupełnie jakby udało jej się wygrać w totka ;)))) Fajna. Po odebraniu zamówienia poleciła nam przy okazji fajny impregnat do drewna - mają nim pomalowane drewno w domku, w którym mieści się biuro. Wygląda obłędnie. Kobietka pozwoliła mi zrobić zdjęcie puszki z impregnatem, który przed nałożeniem ma kolor.. jak pięknie i trafnie określiła - sraczki. Przepraszam ;))))


   Dziś/jutro zaczynamy murować słupy. W dwójkę, rzecz jasna. Wprawę w kładzeniu cegieł już mam, więc.. ;) W oczekiwaniu na zastygnięcie wylewki postanowiłam poddać renowacji stary stolik-konsolkę:







Kiedy go kupiłam (kilka lat temu), miał zniszczony blat, więc wykleiłam do kafelkami - tak było szybko, tanio i stolik mógł z powodzeniem stać na balkonie.
Tym razem postanowiłam do odnowić gruntownie, wymieniając blat na nowy. Chcę, by stanął w pokoju, obok kominka.
Odbiliśmy stary blat, a na nowy kupiliśmy szeroką deskę.




Na początku chciałam zrobić prosty blat, jednak po docięciu dechy pod wymiar zostały mi 3 ścinki szerokości 10cm, z których postanowiłam wykonać ścianki boczne. Jedna - tylna - ma być prosta, a boczne chciałam wyciąć w jakimś ciekawym kształcie. Naszkicowałam więc na okładce starego zeszytu szablon i wycięliśmy te boki. Wyszły pięknie..








Nie planowałam więcej ozdobników, ale po docięciu boków pozostały nam fajne końcówki, które połączyłam ze sobą i z których zrobiłam dekor na tylnej ściance..




Po sklejeniu całości zaszpachlowałam wszystkie szczeliny. Dziś je przeszlifuję i mogę zamontować blat. Potem już tylko malowanie. Na biało, bez żadnych przecierek...


   Dopijam kawę. Przerzuciłam się na czarną i dobrze mi z tym.
Nie mogę się doczekać budowy wiaty. Kiedyś stanie pod nią grill... i fajne meble jakieś może.......
:)

♥️♥️



12 lipca 2018

No cóż, że ze Szwecji

   Wakacje rozpoczęłam przednio. Po bardzo intensywnym czerwcu potrzebowałam odpoczynku, ale to takiego prawdziwego odpoczynku, polegającym - dosłownie - na nic nie robieniu. Zrobiłam więc sobie dwa tygodnie wolnego od wszystkiego. Przerwę, acz przymusową, miał też mój mąż, który zaliczył epicki upadek z workiem betonu i musiał pójść na kręgosłupowe chorobowe.
Teraz z kolei czas na pracę.
   Dziś zaczynamy projekt "brama". Będziemy murować słupy pod furtkę na działce. Będę Was raczyć relacjami tu, na blogu, i na Instagramie, który powoli zaczynam ogarniać. O tym projekcie w kolejnym poście, a dziś skupię się na tym, co w domu. W tym miejskim domu. O, umówmy się, że gdy piszę "dom", chodzi o nasze mieszkanie w mieście, zaś gdy napiszę "domek" - będę miała na myśli domek na wsi.

   No więc tak jak wspominałam, powoli zaczynamy wracać do dawnych klimatów w domu. Brakuje nam... hmm..tego "czegoś". Specyficznego klimatu, który tworzą antyki, ze swoją dostojnością, zapachem, ponadczasowością.
Od jakiegoś czasu odwiedzam targowiska staroci. Nie szukam niczego konkretnego, po prostu gdy wpadnie mi coś w oko ( i będzie to coś innego niż owocówka) - zabieram ze sobą do domu.
Jakiś czas temu przytargałam ze staroci stół dębowy. Mój stół z Ikea nie bardzo się sprawdza, bo zaczął się bujać na prawo i lewo i okazał się za delikatny jak na moje prace artystyczno-wszelakie. Nie planowałam go wymieniać już w tej chwili. Przypadkiem trafił się po prostu na starociach...staroć ;) Przykuł moją uwagę, bo jest niewielki, bardzo masywny, ma idealny kolor i intrasje na blacie. Kiedy zapytałam sprzedawcę o cenę i po krótkim "hmm...mmm...." odpowiedział: "stówka" - nawet się nie zastanawiałam. Drapnęłam pod pachę i już go zamieszkałam w naszym domu. Wygląda naprawdę świetnie. Do tego jest rozkładany i bardzo stabilny. Ten ikeowski powędrował na wieś, będzie służył do prac w domku.
   Kiedy stanął tu stary, stylowy stół, zamarzył mi się jeszcze jakiś fotel. Tak żeby zrobiło się tu bardziej..przytulnie, kameralnie. Postanowiłam poszukać w internetach jakiegoś fajnego ludwika.
Przebuszowałam internety wzdłuż i wszerz. Znalazłam parę fajnych foteli, ale kiedy przeglądałam zdjęcia, znalazłam sofy ludwikowskie, które mnie zachwyciły formą. Pierwsza myśl, która się nasunęła: będą za duże. Ale gdy poczytałam o szczegółach, okazało się, że są niewielkie i idealnie się wpasują w nasz dzienny. Mają zaledwie 140cm długości, a i nie są głębokie. Wprost idealne. Przerzuciłam się więc w poszukiwaniach z foteli na sofy. Bo na niej usiądą już dwie osoby, no i piękne są.. i poduchy można tak na nie rzucić...ach...bajka..!! :))
Szukałam intensywnie sofy, która 1: nie będzie wymagać wielkiej renowacji, bo na to teraz nie mam czasu 1: będzie miała tkaninę w dobrym stanie i w jasnych, neutralnych kolorach, najlepiej bez motywów kwiatowych, by nie zobowiązywała 3: która mieszka stosunkowo niedaleko, by móc podjechać i ją zobaczyć na żywo przed kupnem.
Znalazłam kilka modeli, w tym jeden mi się baaardzo spodobał. Piękny, delikatny staruszek, który spełniał wszystkie wymagania. Miałam tylko jedną wątpliwość - na zdjęciu tkanina się błyszczała. Bałam się, że może okazać się tandetną satyną. Musiałam ją obejrzeć. Postanowiliśmy, że za kilka dni pojedziemy to sprawdzić. Mieliśmy to zrobić w tym tygodniu.
W minioną sobotę z kolei wybrałam się na giełdę staroci w Lubinie. Chciałam tak o, poszperać tylko, za porcelanką jakąś, może jakimś imbrykiem, może karafką, których nam brakuje... Zeszłam prawie cały targ, ale nic nie wpadło mi w oko. Kiedy już dochodziłam na koniec targowiska, patrzę na lewo - moja sofa z allegro!! O rety, ale że jak..tutaj..?? Podeszłam do sprzedawcy - okazało się, że pierwszy raz przyjechał tu na giełdę. Co za zbieg okoliczności.. ;)))))))))
Od razu poddałam ocenie sofkę. No i przepadłam. Tkanina okazała się być pięknym żakardem w świetnym stanie. Kolor - gołębie tło i kremowe ornamenty - idealnie!! A stan ogólny..hmm.. Wyglądała, jakby na niej nikt nigdy nie siedział. I pewnie tak było. Sprzedawca przywiózł ją ze Szwecji. Powiedział, że Szwedzi tak właśnie dbają o meble. Wszystko w stanie idealnym. Sofa prawdopodobnie po prostu była ozdobą jakiegoś pomieszczenia. Ku mojej uciesze :)))
Umówiłam się ze sprzedającym, że przywiezie mi mebel. Stoi już w domu i pyszni się tą swoją urodą i czeka na moją wenę - chciałabym pomalować drewnianą ramę, która obecnie ma kolor ciemnego orzecha, co nie bardzo mi w niej pasuje. Nie wiem tylko jeszcze, czy biel, czy łamany, bardzo jasny beż..
   W drodze do domu zajechałam od razu po farby do ulubionego salonu z farbami, tapetami i sztukaterią w Lubinie - Room Color. Tym, którzy mieszkają niedaleko szczerze polecam to miejsce. Zaopatruję się tu od lat w farby. Mają tu Fluggera i Tikkurilę. Pan prowadzący sklep ujmuje pogodnym usposobieniem i zawsze świetnie doradzi, pomoże, porozmawia. Podaję namiar: ul. Wyszyńskiego 16b. A to namiar na profil na fb:
https://www.facebook.com/ROOM-color-farbytapetynarz%C4%99dzia-240296476168271/
Być może komuś z Was się przyda. Czasem w mailach pytacie mnie np. gdzie kupiłam angielskie listwy podłogowe - właśnie tu. Naprawdę polecam :)

   Teraz pokażę Wam kawałek mojej sofki. Kawałek na razie, bo chwilowo nie mam jak sfotografować całość - mam tu małe zamieszanie w związku z robieniem dużych porządków w szafach ;) No bo jeszcze... jeszcze szafę przygarnęliśmy ze staroci - ta przyjechała do nas z daleka. Potrzebna była dodatkowa szafa na ubrania pana domu, który zażyczył sobie szafek w dziennym. Rozważaliśmy nowoczesne, składane, ale po przetrawieniu tematu uznaliśmy, że staruch będzie i pojemniejszy, i trwalszy i będzie bardziej wyglądał. No i już jest. A pojemny taki, jakby był zrobiony ze skóry-wsiąkiewki.
:)))))

   Oto sofa właśnie:





   A teraz podzielę się z Wami jednym z najnowszych malowideł - moją pierwszą Mateczką. Sama wystrugałam, zbiłam, no i namalowałam oczywiście. A zbiłam z desek pozostałych po furtce :D  Prezentuje się naprawdę pięknie. Gdyby ktoś z Was chciał ją przygarnąć, proszę o maila: rustykalnydom@wp.pl.








   Hmm... Zaraz dopijam kawę i jedziemy na wieś. Nie wiem, czy uda się zacząć prace, bo dziwnie jakoś, jakby miało padać. Cóż, zobaczymy.
Do usłyszenia!!
♥️♥️


Udostępnij