29 stycznia 2020

Zrywamy podłogi cz.1

   Nie wiem, czy i Wy tak miewacie.. choć myślę, że na pewno zdarza się to komuś, kto jest prawdziwym pasjonatem aranżacji wnętrz.
Czasami bywa, że urządzam jakieś wnętrze w określony sposób i choć tworzę spójną całość, coś mi finalnie nie gra. Coś nie pasuje, nie odczuwam pełni zadowolenia. I zupełnie nie umiem określić, co jest źle zrobione, co nie pasuje, co powinnam zmienić.
Dlaczego się tak dzieje?
Po latach aranżowania różnych wnętrz - wiem.
Otóż czasami wnętrza z góry narzucają nam styl. Zupełnie jakby hulała w nich dusza, która albo rozświetla wnętrze, albo grymasi, że coś jej nie leży.
I tak jest u mnie.
Niby ładnie, niby pasuje, a jednak.. Coś mi tu wciąż zgrzyta.
Zastanawiałam się długo nad tym, co z tym fantem zrobić i pomyślałam, jak urządziłabym salon, gdybym nie miała swoich starych mebli. I wiecie co..?? Wyglądałby Zupełnie inaczej.
Moje meble z poprzedniego mieszkania narzuciły aranżację. I średnio mi ona wychodzi, bo nie każdy z tychże mebelków pasuje do tak dużych pomieszczeń. Wręcz się tu gubią.
   Kiedy oczyściłam dom z moich starych mebli (póki co w wyobraźni), pojawiła się wizja. Wnętrza urządzonego zupełnie inaczej. Nie tylko z antykami w roli głównej, ale przełamanego nowoczesnymi dodatkami. Wnętrza bardziej artystycznego, przyjaznego i ciepłego.
Wcześniej myślałam o tapetach, o ciemnych ścianach, ale zimowe słońce wpadające do salonu przez wielkie okna zachęca do tego, by pozostawić salon właśnie takim, jakim jest teraz - jasnym.

   Postanowiłam sprzedać wszystko to, co mi już nie pasuje. Nie będę się na siłę uszczęśliwiać, wszak to tylko meble..
Na profilu facebook'owym będę sukcesywnie wystawiać przedmioty na sprzedaż.

A co pozostanie u mnie na pewno?
Kominek z lustrem, stół, komoda pod telewizorem. No i nowe fotele, rzecz jasna. A może to one też trochę narzuciły nowy styl..? Być może..
Jaki jest plan?
Stworzenie bogatej w sztukaterię bazy (plan na lata, bo ceny zabijają...) i wstawienie mebli antycznych i nowoczesnych. Całości dopełnią dodatki, z których nie zrezygnuję - nie jestem fanką minimalizmu, bo dla mnie dom musi mieć duszę. Ale ciężkie obrazy w złoconych ramach przełamię nowoczesnymi grafikami. Jedną (zniszczoną) przytargałam już do salonu, postawiłam pod ścianą i poczułam "to coś". Tutaj pasują. Nawet bardzo.
Skujemy też ścianę do cegły w salonie. Być może za kominkiem. I sami chcemy zbudować bibliotekę.

   Póki co zrealizowałam jedną setną planu - zamówiłam dużą rozetę na sufit. Przykleiliśmy ją w zeszłym tygodniu. Wygląda świetnie.



   Zaczęliśmy też ściągać podłogi w garderobie i holu. Na razie zdjęliśmy wszystko w garderobie. W holu mamy duuuży spad w poziomie podłogi i aż boimy się, co znajdziemy pod spodem..
Obecnie trawimy temat - odnawiać sosnowe dechy (w średnim stanie) czy kłaść drewniane panele (plus: wyciszenie i ocieplenie wnętrz).


Podłoga w garderobie. Zdjęte warstwy: panele, pcv, osb, gumoleum.. a na spodzie dechy..











Trudna decyzja..
:)

20 stycznia 2020

Co tam ostatnio.. - obrazy

   Przerwy świąteczne etc. to idealny czas do nadrabiania zaległości.
Udało mi się wreszcie ukończyć obraz "Las" (technika: olej na płótnie). Zastanawiam się nad jego oprawieniem. Malowany jest na grubym podobraziu, więc i bez ramy póki co wygląda fajnie.







Również w czasie przerwy świątecznej namalowałam "Roztopy". Obraz prezentuje iście polską zimę, czyli ni-zimę-ni-jesień ;)
Technika - olej. Malowany na starym drukowanym obrazie. Średnio go lubię, bo to taki tam bohomazek, któremu nie poświęciłam zbyt wiele czasu, ale...






A tu coś " z innej beczki" - obrazek/upominek na zamówienie. Malowany akrylem.
Gdybyście chcieli zamówić coś podobnego, z dedykacją imienną, zapraszam do kontaktu ;)





Miłego dnia Wam życzę :))

9 stycznia 2020

Niedzień. Ten moment, kiedy...

... tylko czekasz, aż Ten dzień się skończy.
Tygrysek od Puchatka miał w jednym z odcinków nieurodziny. Ja mam dziś niedzień.
Bo od rana się coś wali. Jak domino. Znacie to? Na pewno.
To mi tak dziś. Czego się nie tknę, to i tak niedodotknę. Nawet kapuśniak mi nie wyszedł i rodzina musi taki niewyjdźnięty jeść. Poza tym same trudności i krzywizny.

Coś dzisiaj krąży w powietrzu, coś poza wspaniale połyskującymi w blasku słońca drobinkami kurzu.
Moja śp.babcia powiedziałaby: "Pieron jasny..!!"
Jeszcze teraz, wieczorem, czuję ciśnienie dnia dzisiejszego. Myślę sobie: "Co jeszcze?? Haloooo... Boże, czy kto tam mnie jeszcze słucha, masz coś jeszcze dla mnie dzisiaj? Nie chciałabym, ale jak już masz, to dawaj, co bym tak za jednym machem..", po czym wypijam łyk wody i....."ała!!!" - werdykt: opryszczka. Jupiii... mam gratisik!! "Boże, żartowałam, wiedziałeś..??"
Nie no, nie dość, że już wyglądam jak siódme nieszczęście (nawet makijaż nie sprawi, że dowyglądam), bo nie spałam w nocy, takiej alergii dostałam od czegoś, w czym praliśmy pościel.. to jeszcze....ehh..
Pomyślałam, że muszę sięgnąć po coś słodkiego. Wróć. Po słodycz jakiś. Szperam po szafkach. Jedna, druga... - nic. Nigdzie. No tak. Wczoraj robiłam zakupy, ale nie kupiłam przecież żadnych słodyczy, bo noworoczne postanowienia i PRZECIEŻ ŻE DIETA.. Szlag.. Lezę więc do salonu. W którymś z kryształowych pojemników powinno być kilka pierników świątecznych. Są. Twarde, jak diabli, ale Słodkie. Trochę jakby zakurzone, ale nie ważne. Najwyżej mój żołądek będzie w nocy świecił wewnętrznym blaskiem iskrzących drobinek kurzu.


PS
Wracam do zapisków z codzienności. Tu, na blogu. Nie na fb czy innym bf.
:*

Udostępnij