Skąd taki tytuł...? To proste, a dla moich stałych czytelników Bardzo oczywiste.
Otóż: Ja + Kino = Katastrofa.
Kilka dni temu zabraliśmy Julkę do kina. Jula chciała obejrzeć nowego
Pioruna, zaś ja zamierzałam obejrzeć jakiś film sensacyjny. Jak zwykle kupiliśmy zagryzkę - popcorn i napoje. Mój napój, na moje nieszczęście, nalano do średniej wielkości kubka (ba, kubła!!), którego moje niewielkie dłonie po prostu nie są w stanie objąć:/ Moje dzieci poszły oglądać bajkę, ja musiałam jeszcze chwilkę poczekać na swój seans.
Postawiłam popcorn i kubeł z napojem obok siedziska. Kiedy nadeszła odpowiednia godzina i zamierzałam pójść na film, chwyciłam kubek nie tak jak trzeba...... (dodam, że ledwie się zgramoliłam obarczona kurtką, szalikiem, wielką torebką z Samymi Potrzebnymi Klamotami)......
i pół mojego napoju rozbryzgało się uroczo...po siedzisku, podłodze..... po mnie naturalnie... i...rany.. chyba po moim sąsiedzie:( Mało tego. Łapiąc w locie kubek, strąciłam popcorn.......................
Pan, który siedział obok mnie, poderwał się gwałtownie i zaraz począł mnie pocieszać mówiąc "nic się nie stało, na pewno zaraz ktoś to posprząta, proszę się nie przejmować". Mnie było okropnie wstyd, nie chciałabym, by ktoś po mnie sprzątał, więc pobiegłam po rolkę ręczników papierowych i zaraz wszystko uprzątnęłam. Bilet też zalałam, ale na szczęście druk jest solidny, nie zmył się;)) Oblałam też siebie całą. Sweter, który miałam przewieszony przez ramię, był mokry i nieprzyjemnie klejący...
RANY.
Pozbierałam się spalona jak żarówka i pobiegłam do bramki. Do sali kinowej prawie biegłam, żeby mnie już nikt nie oglądał. W sali kinowej chciałam zająć wyznaczone miejsce, ale...kiedy się spostrzegłam, że aby tam dotrzeć, musiałabym minąć kilkoro ludzi, których nie chciałam pomoczyć... usiadłam na pierwszym miejscu z brzegu. Rozwiesiłam mokry sweter na fotelu (jeszcze mi klamerek brakowało...) i modliłam się, by nikt nie chciał zając mojego nowego miejsca. I nagle przypomniałam sobie pana, który mnie pocieszał. Jej,.. nawet go nie przeprosiłam.........!! Zrobiło mi się gorąco.
Jak widzicie (po raz kolejny!!), ja NIE MOGĘ CHODZIĆ DO KINA.
Z tego miejsca od razu, na wypadek gdyby któryś ze świadków mojej katastrofy był moim czytelnikiem, chciałabym bardzo, bardzo przeprosić.
I, tak przy okazji, gdyby ktoś mnie kiedyś spotkał w kinie tudzież w jego pobliżu, NALEŻY - UWAGA:
a) zmienić kino
b) zachować ode mnie bezpieczną odległość.
TYLE w temacie.
;)))
Wracając do (bardziej normalnej) rzeczywistości, chciałabym się z Wami podzielić kolejnymi wrażeniami z mojego pobytu w stolicy.
Będąc w Warszawie, miałam okazję przetestować fantastyczny Przewodnik po restauracjach warszawskich. Dlaczego fantastyczny...? Zaraz wyjaśnię...
Przewodnik zawiera informacje o ciekawych punktach gastronomicznych Warszawy. Jest tu trochę o właścicielach, menu, wystroju. Są zdjęcia - miałam więc ułatwioną sprawę przy wyborze miejsca na kolację, bo tak się składa, że przywiązuję dużą wagę do wyglądu wnętrza. Zwracam uwagę na to, czy restauracja jest urządzona ze smakiem i czy mnie w jakiś sposób zainspiruje;)
Restauracje w przewodniku podzielono na trzy rodzaje - od najdroższych do tańszych.
Jak się okazało, nie zawierał on jedynie informacji.
W przewodniku zamieszczono Bony. Jeden bon uprawnia dwie osoby do zakupu tańszego dania obiadowego za symboliczną złotówkę:) Brzmi niewiarygodnie..? Sprawdziłam, to działa!! :)
Pierwszą restauracją, którą odwiedziliśmy w sobotę po kiermaszu, była Bellini (Magdy Gessler), umiejscowiona na starówce. Wybraliśmy ją właśnie ze względu na zachęcające zdjęcie wnętrza.
Już po przekroczeniu progu restauracja wywarła na nas ogromne wrażenie. Mieści się w piwnicy, a wnętrza zdobi stara cegła. Jest tam niesamowicie przytulnie i zachęcająco. Zaznaczam, liście widoczne na podłodze, to nie śmieci, lecz pachnące listki laurowe;))
Zamówiliśmy tutaj makarony. Radek z mlekiem kokosowym, ja z krewetkami. Były... wyśmienite!!
Faktycznie, po okazaniu kuponu, kelner w rachunku tańsze danie uwzględnił jako danie za 1zł:)
O, to zmęczona ale szczęśliwa ja;)
Następnego dnia, w niedzielę, wybraliśmy się na obiad do Fukiera.Tu również skorzystaliśmy z bonu i za obiad zamiast 145zł zapłaciliśmy 75zł :)
Teraz jeszcze jedna ważna informacja. Przewodnik jest aktualny tylko
do końca tego roku, czyli jeszcze przez miesiąc. Jeśli jest wśród Was ktoś, kto chciałby z niego skorzystać, odstąpię go z miłą chęcią. Nieodpłatnie oczywiście. Wyślę pierwszej osobie, która zgłosi się przez e-mail:
rustykalnydom@wp.pl
Wracając do sobotniego wieczora: kolację w Bellini zjedliśmy w przemiłym towarzystwie Agnieszki prowadzącej blog Domowe Klimaty, i jej męża. Było cudnie. Miło, wesoło. W pamięci utknie mi niewątpliwie "boski zwłoczek" zamówiony przez Michała (chodziło oczywiście o "włoski boczek") ;))
Po kolacji wybraliśmy się do Pożegnania z Afryką, gdzie w niemalże magicznej atmosferze wypiliśmy najlepszą na świecie kawę z kardamonem i zjedliśmy wspaniały deser.
W niedzielę rano kawę wypiliśmy w kolejnym lokalu M.Gessler. Cóż, mam słabość do jej wnętrz;)
Byliśmy w Embassy, i przy okazji rzuciłam okiem na AleGlorię - pięęęęęęęękna!!!!! :))) Kelner okazał się bardzo uprzejmy, pozwalając mi na zwizytowanie lokalu w celach czysto poznawczych;)
Obiad, jak już wspomniałam, zjedliśmy w Fukierze. Zachwycona jestem klimatem wnętrz restauracji. Wrażenie na mnie zrobiła nawet... toaleta;) Było pięknie i pysznie. Na pewno wrócę tam z chęcią...
Śmieszne trochę było to nasze zwiedzanie lokali gastronomicznych;) ale okazuje się, że inspiracji można szukać nawet w restauracjach. Odwiedzając nowe miejsca zwracałam bacznie uwagę na dekoracje, kolory, aromaty. Chłonęłam piękno i nastrój. To był bardzo, bardzo piękny weekend.......
:)))))))
Mam nadzieję, że nie zamęczyłam Was opowieściami.
Po pięknym weekendzie ochoczo przystąpiłam do prac nad nowymi bombkami, również 3D.
I powstało kilka nowych, przyznam, całkiem ładnych, sztuk. Oto pierwsza z nich...
Bombka 3D, w całości wykonana ręcznie (nawet pierniczki). Dostępna
TUTAJ. Podoba się Wam??
Życzę Wam pogodnego piątku!!
:)