Witajcie...
Obraziłam się ostatnio na swój komputer. Zrobił mi psikusa. Napisałam bardzo długiego posta, który - nie wiadomo jak - przed samym opublikowaniem został skasowany :/ Omijałam więc przez kilka dni mój sprzęt szerokim łukiem.
A chciałam Wam zaprezentować moje ostatnie nabytki, gdyż jakiś czas temu buszowałam w czaczowej klamociarni;) Nie przeszkadzała mi ulewa. Nawet mogłabym rzec, że zachęcała do spokojnych spacerów pośrodku namiotów, w których zadaszenia dudniły rozszalałe krople...
Niemożliwością byłoby wrócić do domu z pustymi rękoma. Zakupiłam trochę drobiazgów (które pokażę już niedługo), a z większych rzeczy sekretarz, który obecnie czeka na lifting;) i trzy lampy. Tak, trzy. Ale to nie dlatego, że mam manię na punkcie metalu łączonego z drewnem;) Jedną zakupiłam do kuchni, gdzie dotychczas wisiał kinkiet z 1 żarówką (stanowczo za słabe światło), drugą dla mamy, natomiast trzecią...hmm.. cóż.. coś jeszcze wymyślę;))
Lampa kuchenna prezentuje się świetnie. Wymagała odrobiny szlifu, tylko te żarówki energooszczędne są nienajszczęśliwsze... ale wyjścia nie było, bo świecowych "głową w dół" nie powieszę. Jednak światło lampy jeszcze bardziej ociepliło moją kuchnię, zdaje się przez to, że jest ulokowane niżej.
Zrobiłam kilka zdjęć kuchni, bo nieco się tu zmieniło. Nie tylko zmieniłam lampę, ale też - w końcu!! - odnowiłam stół;) Pomalowałam go szarym akrylem, blat natomiast przetarłam do białego drewna i zabejcowałam. Nie obyło się bez drobnych niedogodności... :/
Otóż polakierowałam blat stołu, który miał schnąć 16h. Zależało mi na czasie, gdyż następnego dnia późnym popołudniem miałam się spotkać z niedawno poznaną sąsiadką, która na codzień mieszka w Londynie. Zaznaczę, że to kobietka starsza ode mnie, przesympatyczna i z ogromnym poczuciem smaku, toteż zależało mi na tym, by na czas naszego kawowego spotknia stworzyć wspaniały klimat...
Hmm...
Ciężko było z tym stołem. Najpierw problem stanowił zapach bejcy, który w nocy stał się nie do zniesienia, w związku z czym ja (okropny zmarźluch) musiałam mieć przez całą noc szeroko otwarty balkon. Spałam zaledwie 3 godzinki. Następnie nazajutrz okazało się, że blat nie schnie... Zmartwiło mnie to, bo zamierzałam ładnie zaaranżować stół. Umówiona byłam na 17-stą.
Uspokoiłam się, gdy około 15:00 zauważyłam, że blat jest całkiem suchutki. Położyłam obrus... sprawdziłam po kilkunastu minutach i ze spokojem stwierdziłam, iż się nie przykleił;)
Wszystko co zaplanowałam się udało. Nawet z porządkami zdążyłam, bo mycia było sporo po szlifowaniu stołu...
Przed 17-tą zapaliłam świece, włączyłam muzyczkę... Chciałam, by mój gość czuł się jak najlepiej.
Wszystko było wspaniale. Poza jednym szczegółem.
Po kilkudziesięciu minutach pogaduch moja sąsiadka...przykleiła się do blatu.....
;)
Powyżej irysy, którymi uraczył mnie mój mąż, zupełnie bezokazjonalnie, co mi się baaardzo spodobało...;)
Cóż, mimo wszystko spotkanie przy kawce było bardzo miłe;)
Ściskam wiesennie!!