Jak ona pachnie......... !!!!!
Toskania - podróż, o której marzyłam od lat. Byliśmy tam kilkanaście dni temu. Za nami dni spędzone na zwiedzaniu, doświadczaniu, chłonięciu klimatu, smaków, zapachów.. Wrażenia niezapomniane. Toskania, moja ukochana, wymarzona, teraz już zaznana, choć mało nam i czujemy, że jeśli będziemy mogli, wrócimy.
Toskania ma tak specyficzny zapach...
Tuż po przyjeździe, napisałam na prędce wiadomość do Roberta, który spędza tam kilka tygodni w roku od lat. Spytałam, co tutaj tak pachnie. On na pewno wie. Czy drzewa jakieś, czy krzewy, a może kwiaty..? Zapach, który się unosi nad uliczkami jest słodki, jakby nieco migdałowy. "To zapach Toskanii, piękny, prawda..??" - odpisał :)
Tak, to piękny i niezapomniany zapach. Choć ulice Montecatini Terme, w którym nocowaliśmy, pachną zupełnie inaczej niż na przykład Siena, ale o niej (zrobiła na mnie takie wrażenie, że przepadłam z kretesem..) będzie osobny post.
Tuż po przybyciu do hotelu dorwałam się do zielonych okiennic w pokoju. Dotknęłam, rany, wreszcie dotknęłam tych słynnych, zielonych okiennic..!! O, i figa z makiem, wcale nie są takie, jak się je czasami opisuje w Polsce, czy na jakie się stylizuje tutejsze. Nie są przecierane, nie są oliwkowe. Te wszystkie oryginalne wyglądają podobnie, a malowane są grubo, ba, rzekłabym, że zdrowo walnięte są olejną farbą, i to nie w kolorze zgaszonej, jasnej zieleni, ale mają kolor ciemny, głęboki, coś pomiędzy grynszpanem (bardzo ciemny turkus) a zielenią feldgrau.
Otwieramy okiennice, wychodzimy na balkon z metalową balustradą. Na dole, w uliczce, bardzo głośno kłóci się dwóch facetów. Krzyczą coś w nerwach, żywo gestykulują. Żaden nie odpuszcza. Ranyyyy....jestem WE WŁOSZECH..!! :)))
Nie ma to jak samemu dotknąć, zobaczyć własnymi oczyma, jak to wszystko, co dotychczas znałam z ukochanych filmów, wygląda.
O, a propos filmów. Oczywiście nasza podróż nie mogła być zwyczajna. Miałam okazję poczuć się jak Frances z "Pod słońcem Toskanii" (film puszczono nam podczas podróży, widziałam go więc 1762687 raz), jadąc autokarem z przewodnikiem-gejem, który swoją osobowością baaaardzo ubarwił nasz pobyt we Włoszech ;))) Sączyłam też w autokarze wino z plastikowego kubka. Bezcenne ;)
Chcę się z Wami podzielić wrażeniami, milionem zdjęć. Może będzie ciut chaotycznie, wybaczcie mi zatem, ale.. nie da się ot tak, po prostu. Po głowie wciąż kołacze mi się tysiąc myśli i wspomnień na minutę, ciągle czuję tamten klimat. Wiedziałam, że kiedy już tam trafię, to się zakocham. I zakochałam. W widokach, zapachach, jedzeniu, rytuale picia wina zawsze, wszędzie i do wszystkiego, w ludziach i ich nonszalancji, ich luzie i pozytywnym usposobieniu. Zakochałam się też w odrapanych domach z ogromnymi bramami wejściowymi, włoskiej ceramice (aaaaaach..!! zobaczycie zdjęcia.. ) i "mamma mia!!", wykrzykiwanym przez zmęczonych upałem Włochów. Starałam się łapać każdą chwilę i mimowolnie wyłączałam się ilekroć przewodniczka opowiadała o zabytkach.
- To właśnie o tej rzeźbie była mowa.
- Co..? Jakiej rzeźbie..??
- Nie słuchałaś, jak przewodniczka mówiła o tych proporcjach?
- No.. no tak..
- Nie słuchałaś, nie wiesz, o czym mówię - Radek kwituje z uśmiechem. - Słuchaj, co opowiada.
- Ja słucham, tylko.... - i już, znów, mnie nie ma. Głos ze słuchawki cichnie, a ja już stoję obok, już jestem obserwatorem prozy życia, tak pięknej.. Jestem tuż obok, patrzę. Wesele. Goście weselni zbierają się pod filarami. Z windy wyjeżdża młody mężczyzna, prowadząc wózek inwalidzki. Na nim siedzi staruszka, ma z 90 lat. Podbiega do niej młoda kobieta, w pośpiechu wyciąga szminkę, maluje usta staruszki. Patrzy na mnie, uśmiecham się, odpowiada tym samym, obie takie rozpromienione...
Z podróży wróciłam natchniona, pełna energii i jakiejś radości... Potrzebowaliśmy tego, oderwania od remontu, problemów. Po powrocie wszystko, co wcześniej nas przerastało, zbledło jakby i z radością ruszyliśmy do prac nad kuchnią. Oczywiście, muszę tchnąć bodaj pierwiastek ducha toskańskich wnętrz w nasz dom.. ;)
Ok, wrzucam już co nieco..
Na pierwszy rzut widok z okna hotelu La Pia. Przepiękny. I te barwy - łososie, ochra, ugier.. (zdjęcie nie podkręcone w żaden sposób, barwy są prawdziwe, naturalne, a jakże wyraziste..) Dodam, że tuż pod balkonem jest mały plac z fontanną, a na placu stoliki, przy których Włosi wieczorami grali w karty.
Oczywiście w pokoju hotelowym mieliśmy podwójne okno balkonowe, z dwiema parami okiennic - jednymi, drewnianymi od wewnątrz pokoju, i drugimi, zielonymi, ażurowymi. Oddzielały je jeszcze jedne drzwi, z szybą, w której wisiała płócienna firanka. Fajne to jest we Włoszech, a spostrzegłam w kilku prywatnych oknach. Zasłonki na każdą połowę okna z osobna.
Poniżej już kadry uchwycone w drodze. Na każdym pagórku i na każdym szczycie dużej góry dom albo ruiny..
Dawniej myślałam, że winnice znajdują się w poszczególnych miejscowościach. Myliłam się, Toskania jest nimi usłana. Tak, jak gęsto układają się na połaci ziemi pola zbóż w Polsce, tak właśnie malują się we włoskim krajobrazie winnice i plantacje oliwek. Jest ich mnóstwo. Widoki zapierały mi dech..
O, są i "upiorne, toskańskie drzewa, które wiedzą" ;) Strzeliste cyprysy, chudziaki piękne, bardzo charakterystyczne dla tego kawałka świata..
Rzeczone okiennice. Kolor tutaj akurat przekłamany, bo zdjęcie robiłam w popołudniowym słońcu.
cdn..