W
powietrzu czuć zmiany.
Odbyłam wczoraj przymusowy spacer na drugi koniec miasta. Wędrowałam do sklepu z Julką,
która dzielnie zniosła dwugodzinny marsz (no, może częściowo przekupiłam ją
pączkiem z najlepszej cukierni). Idąc poczułam powiew świeżości. Roznegliżowane
panienki (za takie o tej porze roku uważam kobietki biegające w rozpiętych
ekoskórkach i pantoflach), takie wymalowane, wyfarbowane i pachnące spacerują po ulicach, zaglądając do każdej napotkanej drogerii. Lubię to.
Widać, że ludzie, a już szczególnie kobiety, przygotowują się do nadchodzącej
wiosny.
Idąc
przez przejście podziemne słuchałyśmy Bacha wygrywanego na skrzypcach przez
młodą dziewczynę, zapewne studentkę. Miałam dreszcze.. Krocząc spokojnie,
łapiąc każdy najmniejszy nawet promyk słońca, zwracałam uwagę na mijane wystawy
sklepowe. Doszłyśmy do starego zapyziałego sklepiku, do którego zaglądałam
jeszcze jako mała dziewczynka z śp.Babcią Irenką. Wtedy sklep zachwycał
asortymentem – był to jeden z tych, w których można było kupić wszystko- począwszy od mebli, po gary,
porcelanę, deski do prasowania czy plastikowe miski we wszystkich możliwych
kolorach i rozmiarach. Weszłyśmy. Od czasów mojego dzieciństwa nic się nie
zmieniło. Fajne to . Córcia zachwycona była emaliowanymi garnkami w pomarańcze i truskawki.
Wychodząc moja sześcioletnie córka wprawiła mnie – matkę - w oszołomienie i zachwyt. Powiedziała: „mamo,
zaimponowała mi tamta szafa”. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc pocałowałam
małą rączkę i skwitowałam , że mam mądrą dziewczynkę.. ;)
Teraz siedzę, maluję i robię
karneto-bilety na zamówienie. W domu cisza. Jula w swoim pokoju maluje. Dziś
dostała swoje pierwsze farby akrylowe. Czasem rozmawiamy. Jula śmieje się gdy
mówię, że nasza Tośka to.. w sumie Teodora. „A Tom? To Tomasz?” – pyta.
„Tak” – odpowiadam. Dodaję, że Jerry to..chyba Dżerosław ;)
Cisza.
Słychać tylko szum pompki w akwarium. W środku akwarium przyklejony do szyby
glonojad. Na zewnątrz akwarium przyklejona do szyby Tośka…
Dziś za oknem sceneria rodem z Królowej Śniegu. Płatki śniegu wolniuchno tańczą za oknem, a ja zmarznięta popijam gorącą czekoladę.
Oto bileciki, które już powędrowały do klientki. Miałam wykonać wedle własnego uznania. Bilety przeznaczone są dla kobiet, postawiłam więc na kwiaty. Długo kombinowałam ze sposobami zdobienia. W rezultacie wygrała prostota.. ;)
Dziękuję za odwiedziny i ściskam wieczornie!!
;)
Proste a zarazem wykwintne. Takie najbardziej mi się podobają. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńProste i kobiece, takie najpiękniejsze:) pozdrawiam ciepło
OdpowiedzUsuńDzięki, dziewczyny;)
OdpowiedzUsuń