Po raz drugi zakwaterowaliśmy się w willi Tatiana, tyle że tym razem padło na Tatianę Lux. Pamiętacie mój wpis sprzed dwóch lat? (niewtajemniczonych odsyłam:KLIK)
Wówczas mieszkaliśmy w cudownym apartamencie w Tatianie Premium.
Dlaczego tu wróciłam? Bo jest przepięknie, miło, domowo, bardzo czysto, a podczas poprzedniego pobytu w Tatianie stwierdziliśmy, że wreszcie znaleźliśmy "nasze" miejsce. Różnica w pobytach jest taka, że podczas poprzednich odwiedzin odzyskiwałam wiarę w marzenia i bardzo, ale to bardzo zapragnęłam domu na wsi. Teraz jestem tu ponownie, ze świadomością, że mamy już swoje miejsce pod lasem. Teraz jedynie czerpiemy inspiracje i kolekcjonujemy pomysły na budowę i aranżację leśnego domku. Ot, dowód na to, że warto wierzyć..........
Wczoraj mieliśmy cudowną pogodę. Bezchmurne niebo i wysoka temperatura zachęciły nas do wyjścia w góry. Niestety nie doszliśmy za daleko, bo w pobliżu Sarnich Skał na szlaku zalegał śnieg i bardzo śliskie błoto, a spotkany po drodze górski przewodnik ostrzegł nas, że dalej śnieg jest zamarznięty i trzeba bardzo uważać podczas schodzenia w dół. Zawróciliśmy. Tak czy inaczej, trochę pochodziliśmy. Zaczerpnęliśmy leśnego powietrza, słońca, posłuchaliśmy szumu strumyków, trochę się zmęczyliśmy i szczęśliwi wróciliśmy do hotelu.
Zawiedliśmy się niestety na naszej karczmie, w której się ostatnio stołowaliśmy. Jedzenie już nie to samo, jakby okrojone porcje.., brak "czekadełek" i śmiejącego się na cała chałupę kelnera - a na właśnie czekała Julka.. Zamówiłam bigos, w którym pływało coś na kształt grzyba, ale bez smaku zupełnie. Klimat też już nie ten. Trzeba było więc szukać nowego miejsca.
Kuzyn polecił nam jadłodajnię o nazwie.. hmm.. "Babcia tu jest szefem" czy jakoś tak.. ;) Jak się okazało, spacer na obiad był przeszło godzinną wyprawą, w dodatku - a jakże - pod górkę. Kiedy doszliśmy na miejsce i zobaczyliśmy kolejkę przed lokalem, ogarnął nas głęboki smutek ;) Nie było jednak mowy o powrocie. Wcisnęliśmy się do stolika między innymi gośćmi i zjedliśmy naprawdę fantastyczny obiad w rozsądnej cenie. Dziś pewnie tam wrócimy, bo warto. Choćby po to, by raz jeszcze przeczytać menu ;))
Szerokim łukiem omijam oblegane restauracjo-podobne twory na Krupówkach. O moich ostatnich przygodach można przeczytać TU. Już nie dam się namówić na deser "owoce leśne" w postaci galaretki z kiwi. Jestem już mądrzejsiejsza i zanim coś gdzieś skonsumuję, robię wstępny rekonesans wśród bliższych i dalszych znajomych ;)
Dziś wybieram się do Małej Szwajcarii, którą poleciła mi Jola z bloga Żyjąc z pasją.
Dzisiaj pogoda nie rozpieszcza. Nad górami wiszą ciężkie chmury i pada przelotnie. Wybierzemy się może na spacer łagodnym szlakiem. Jeśli złapie nas deszcz, odziejemy się w stylowe przeciwdeszczowe worki na śmieci. Yyyy..przepraszam. Worki na ludzi ;))
Póki co praktykuję chilloucik. Jak zwykle z kubkiem kawy, który zapewne za lat kilka przyrośnie mi do dłoni ;)
Poniżej widok z sypialni. Tak pięknie było wczoraj o piątej nad ranem...
Mam nadzieję, że i Wam majówka mija przyjemnie. Przesyłam pozdrowienia!!
Bawcie się dobrze :)
OdpowiedzUsuńU nas jest pochmurnie i deszczowo, niestety, ale i tak fajnie:) pozdrawiam!
Dzięki!! Tu też leje, ale nie ważne. Jest dobrze ;) Pozdrawiam :))
UsuńKasiu, ciekawa jestem Twojej opinii o "Małej Szwajcarii". Byliście?
OdpowiedzUsuńps. bawcie się dobrze.
Dzięki Jolu.
UsuńByliśmy. Faktycznie świetne miejsce i to rzut beretem od Tatiany :) Jedzonko pyszne, a wnętrza śliczne. Miałam ochotę spróbować deseru, ale już nie wcisnęliśmy ;) Dzięki za polecenie, buziaka przesyłam.
Pani Kasiu serdecznie dziękujemy za miłe słowa i zapraszamy ponownie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy
Aleksandra Czerny
Piękna wycieczka ;) pogoda niestety w dalszym ciągu nie rozpieszcza..
OdpowiedzUsuńDomek na wsi to piękne marzenie do którego warto dążyć.
OdpowiedzUsuń