Zacznę od nowości w Rustykalnym, czyli stolika. Gorąco zachęcam do obejrzenia zdjęć mojego jesiennego dzieła. Mebelek doskonale sprawdzi się jako stolik kawowy w salonie bądź jako element wystroju pokoju dziewczęcego...
Mam nadzieję, że mebelek szybko znajdzie właściciela:)
Teraz odpowiem na pytanie, które zadano mi w jednym z maili.
Osoba, która do mnie napisała, zachwyciła się dekoracjami w naszym "m". Spytała przy okazji, czy posiadanie tak wielu delikatnych i wartościowych dodatków nie przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu i czy nie obawiam się, że moje dziecię coś zniszczy.
Kochani. Nigdy nie traktowaliśmy naszego domu jak muzeum. Owszem, jest w nim dużo drobiazgów, które mogłyby ulec zniszczeniu, chociażby podczas dziecięcych zabaw. Jednak powtórzę to, co powtarzam często innym ludziom: najważniejszym jest wyznaczenie dziecku granic. Dotyczy to również domu.
Gdybym od "małego" pozwalała naszej córci np. chodzić po stole, ściągać serwety, czy zdejmować przedmioty z komody, zapewne dziś mieszkałabym w pustym domu, w którym stałyby puste meble. My jednak już na początku, po wprowadzeniu się do mieszkania, wyznaczaliśmy granice mówiąc maluchowi stanowczo: "kochanie, nie wolno". Nikt nie krzyczał ani nie bił dziecka. Wystarczyło konsekwentnie zwracać uwagę. W końcu Jula zrozumiała, że są w domu przedmioty, które nie służą do zabawy. W swoim pokoju miała zabawki, kubki z kredkami, doniczki z kwiatkami, które - gdy podrosła - mogła ustawiać tam, gdzie jej się podobało. Nigdy nie było tak, żeby nie miała w domu swobody. Jednak miejscem zabawy, tak uważam, powinien być pokój dziecięcy. Nie ukrywam też, że drażni mnie czasem, gdy widzę u kogoś takie sytuacje, w których pozwala się dziecku chodzić po stole, bo wówczas jest tzw. święty spokój i dziecko nie krzyczy. Nie, to zdecydowanie nie moja bajka;) U mnie w domu panują zasady, i myślę, że nikt nie ma nic przeciwko.
Julka wzrastała w przekonaniu, że o dom należy dbać. Teraz obserwuję, jak chętnie podejmuje się "akcji dekoratorskich" w swoim pokoju;)) Nigdy nie była karana za demolkę, bo tego problemu po prostu nie było.
I Was kochane mamy zachęcam, jako pedagog, do wyznaczania zasad w domu. I wcale nie chodzi o robienie z domu przysłowiowego muzeum, lecz o to, by dziecko czuło się w nim komfortowo, ale też wiedziało, na co może sobie pozwolić, a na co nie;)))
Tymczasem uciekam do pracy:)
Ściskając pędzel w dłoni przesyłam moc pozdrowień!!
Stolik śliczny.
OdpowiedzUsuńJa też uważam że dziecko powinno mieć wyznaczone granice i tak próbowałam postępować ze swoimi pociechami, nie zawsze mi się udawał. Wyrosły jednak na fajne kobitki. Natomiast synek mojej siostry ( jedyny syn w swoim pokoleniu i dużo młodszy od swoich sióstr) został przez dziadków przyzwyczajony że On rządzi i nie jest fajnie :((((
śliczny stolik :) a donica cudna !
OdpowiedzUsuńdzieci muszą miec jakieś granice ;)
wow! stolik cudo! mój ulubiony moty róż!
OdpowiedzUsuńhttp://paulapearls.blogspot.com/
Bardzo ładny stolik, taki delikatny
OdpowiedzUsuńCałkowicie zgadzam się z Tobą, że należy wyznaczać granice - dzieciom i zwierzętom. Nikogo nie bawią rozpuszczone dzieci i rozwydrzone zwierzaki a dom, który staje się poligonem doświadczalnym cokolwiek dziwnych wybryków wiele traci. Żyjemy w czasach kiedy wciąż jeszcze pokutuje moda na bezstresowe wychowanie, które dla mnie jest kompletną bzdurą. Życie będzie nam serwowało stresy i dziecko powinno się z nimi stykać od małego aby nauczyło się jak sobie z nimi radzić, zaś rodzice powinni je w tym wspierać. Jeśli zaś pod hasłem "bezstresowe wychowanie" chcemy ukryć niechęć bądź brak umiejętności jakiegokolwiek wychowywania to biada następnym pokoleniom.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
u mnie w domku dzieci tak zwanych klapsów nie dostają, za to mają kary np. nie czytam im bajki czy zabawka o którą sie kłóca jest zabierana i oddawana na drugi dzień i to skutkuje czasem tzreba sobie głos na nie podniesć ale to już jest skrajny przypadek ... moim zdaniem rozpuszczanie dziecka ze na wszytko mu wolno to lekka pzresada ale tez nie mozna dziecku na nic nie pozwalać musi znac granice i uczyć sie na błedach
UsuńZosiu, zgadzam się z Tobą co do bezsensowności bezstresowego wychowania, chociaż zapewne różni ludzie różnie je interpretują. Bezstresowe wychowanie winno oznaczać takie, gdzie się nie bije, nie wydziera i nie ubliża dziecku, lecz wychowuje wedle ustalonych zasad, lecz też konsekwentnie i stanowczo. Niestety jednak często bezstresowe wychowanie kojarzone jest z całkowitą samowolką dziecka i wychowaniu liberalnym..
OdpowiedzUsuńWzięło mi się na poważne tematy kochani, ale myślę, że czasem tak trzeba;)))
Ściskam mocno!!
PS. Do moich czytelników: mam włączoną moderację komentarzy ze względu na coraz częstsze pojawianie się dziwnych komentarzy z ukrytą reklamą;)
Kasiu zgadzam się z Tobą, ja również od początku wprowadzałam zasady w moim domu i nie mam z tym problemu. Dzieci wiedzą, gdzie są granice. Córa ma w tej chwili 16 lat, więc jej ten problem nie dotyczy, ale mój mały 3 latek, wszystkiego się uczy. Jednak nigdy nie ściągał serwet, czy nie brał do zabawy ozdób szklanych.
OdpowiedzUsuńStolik śliczny.
pozdrawiam cieplutko
aga
cudo
OdpowiedzUsuńStoliczek kawowy piękny, uważam, że pewne zasady trzeba wpajać od dziecka, tak jest np.z zachowaniem się w domu i utrzymaniem porządku, ja mam syna już dorosłego, ale zawsze uczyłam go porządku i nie chodził jak inne dzieci, które u obcych otwierają szafki i szuflady, co jest dla mnie nie do pomyślenia , ale dla innych rodziców to nic szczególnego:((
OdpowiedzUsuństoliczek przepiękny-delikatny i subtelny :)
OdpowiedzUsuńa dzieci powinny mieć wyznaczone granice i z góry ustalone zasady, są wtedy szczęśliwsze, bo zawsze wiedzą jak się mają zachować, ja nigdy nie wystawiała kwiatów, nie zdejmowałam serwet i nie chowałam bibelotów, po prostu taki mamy dom i wszyscy muszą się nauczyć w nim zgodnie i szczęśliwie żyć (a dzieci mam czworo :))
nieśmiało i skromnie zapraszam do siebie http://dompachnacyjasminem.blogspot.com/
pozdrawiam
piękny
OdpowiedzUsuńmoje córcie mają określone zasady i pzred spaniem zawsze choć nie zawsze im sie chce sprzatają do pojemniczków tak wygodniej ... kuchnia to akurat moje miejsce wiec pytają sie czy mogą to czy tamto do zabawy porzyczyć ( chodzi o plastikowe miseczki ) i siedza obie ze mną robiac jakies słodkosci ... wiedzą co mogą zrobić jak sa u kogoś czego zrobic nie mogą czasem są chałaśliwe ale to jest normalne jak dla mnie ...
OdpowiedzUsuńa stolik przeuroczy
pozdrawiam ciepluteńko
Witaj Ksieńko ! śledze twój blog od niedawna i jestem pod wielkim wrażeniem co za styl,gust i dotego tak mądrość życiowa mądrość (mimo młodego wieku ) jesteś niesamowita ,tyle pasji ,energi jestem pod WIELKIM wrażeniem !!! Moja prośba pisz dużo i często czekam z niecierpliwością. Pozdrawiam Hania
OdpowiedzUsuńStoliczek śliczny!! Dzieci muszę znać pewne granice..co im wolno a czego nie..Ja tez zawsze mialam w domu dużo rzeczy i dzieci nigdy nie niszczyły niczego..trzeba tłumaczyc i zwracac uwage..
OdpowiedzUsuńBuziaczki
Me encnata la mesa , es preciosa, delicada. Yo tengo 4 hijos !así que imaginate, me paso los dias poniendol imites, acabo agotada, pero los pongo...Un beso.ANA
OdpowiedzUsuń