4 stycznia 2014

Filmowo/kinowo

   Lubicie chodzić do kina? 
Ja lubię czasem po prostu wsiąść z Radkiem do samochodu i jechać kilkaset km po to, by obejrzeć film na wielkim ekranie. Nie przeszkadza mi długa droga. Nigdy nie śpię podczas jazdy. Oglądam po raz tysięczny te same widoki za oknem, za każdym razem dostrzegając coś nowego. Tu stary dom, ładny dziki ogród, tam drzewo jak namalowane, gdzie indziej coś, czego oglądać nie chcę, czyli leżący na jezdni szop pracz...albo kot prasowacz..nigdy nie wiem..
   Często takim wyprawom towarzyszą blondyńskie wpadki. 
Raz na przykład pojechaliśmy w trójkę do Wrocławia. Ja na "2012", moje dzieci (czytaj: mąż i córka) na "Mikołajka". Seanse miały się zacząć po południu, tak więc wcześniej zrobiliśmy zakupy. Obarczeni mnóstwem papierowych toreb (cóż za ekologia!!) dotarliśmy do kina. Kupiliśmy bilety. Do biletów standardowo popcorn w wielkim wiadrze i napój. Przed rozejściem postanowiliśmy podzielić się pakunkami, bo oprócz wymienionych toreb nosiliśmy jeszcze kurtki, szaliki etc. bo przecież w CH szatni brak. Podzieliliśmy się załadunkiem, a mimo to ręce mieliśmy mocno zajęte. Nawiasem mówiąc kobiecie czasem przydałaby się dodatkowa para...;) 
Nadszedł czas, by się rozdzielić. Podeszłam do bramki z biletem. Dziewczyna z białej koszuli przedarła bilet i mówi: "na prawo, sala nr 7, proszę się spieszyć.." Naturalnie, ja jak zwykle, na ostatnią chwilę. Żeby nie było za łatwo, sala nr 7 daleeeko... Biegnę więc objuczona niczym kuc uważając, by nie rozlać picia. I - Oczywiście - mam buty na obcasie!! Dobiegłam. Weszłam na salę. Zajęłam miejsce. Kolejnych 5 do 7 minut zajęło mi rozłożenie ładunku tak, co by nikomu nie wadził. Jeszcze trwają reklamy, więc jest dobrze. Ok, bagaż rozładowany. Rozsiadłam się wygodnie. Patrzę na ekran. Trwa reklama filmu dla dzieci. Hmm...dziwne, powinni emitować zwiastuny czegoś dla starszej widowni. Jednak wyczuwam, że coś nie gra. Rozglądam się. Na prawo - chłopczyk. Na lewo - tata z chłopcem. O holender. Przyszli na "2012"??! Patrzę w tył - same dzieci. RANY. Wstaję i podchodzę do chłopca po prawej. Pytam: "przepraszam, jaki tu będzie film?" Mały z grzecznym uśmiechem odpowiada: "Mikołajek". Gwałtu rety!! Cofaliście kiedyś film w przyspieszonym tempie...? Tak właśnie wyglądał mój w tył zwrot... Okazało się, że mój film emitowano w sali nr 2... ;)
Innym znów razem, już nauczona doświadczeniem, że panie w białej koszuli czasem źle kierują i że Zawsze trzeba zapamiętać nr sali z biletu, weszłam na salę i po zrzuceniu bagażu postanowiłam podejść do pani siedzącej po prawej i...na wszelki...zapytać o film, żeby nie było. Wstałam. Pani siedziała jakieś 10 miejsc dalej, więc schylona potuptałam. Spytałam, miła kobieta potwierdziła, że to odpowiedni film. W momencie, gdy słyszę jej odpowiedź i dziękuję, gaśnie światło. Zapadają egipskie ciemności. I wróć tu teraz babo na swoje miejsce... 
Tak kochani. Dla mnie niemal każde wyjście do kina to prawdziwa przygoda;)
  
 Czasem zaś mam ochotę rozłożyć się wygodnie na kanapie, przykryć ciepłym kocem, zapalić świece i zajadając popcorn obejrzeć dobry film w domowych pieleszach.
Tak było wczoraj. Obejrzeliśmy film, który pokochałam za fabułę, grę aktorską i, przede wszystkim, za muzykę. To film "Czas na miłość". Jeśli nie oglądaliście, zróbcie to koniecznie. Ja zakochałam się od pierwszego słyszenia w utworze How long will i love you. Posłuchajcie...




   Spójrzcie poniżej. To kadr z filmu. Czy widzicie co wypatrzyło w filmie bystre oko mojego męża? ;) To niesamowite, jak bardzo zaczął zwracać przy mnie uwagę na szczegóły.
Druga sprawa, gdyby był kawalerem, zapewne powiedziałby: "ale fajna dziewczyna". Jako mąż na głos zauważa Dzbanek;)




   Zdjęcia poniżej wklejam z tęsknoty za wiosną. Pogoda jest okrutna, bo za każdym razem, gdy słońce wkradnie się do mojej kuchni myślę, że wiosna już blisko...a tu nawet zima się jeszcze nie zaczęła... Wstrętne słoneczne oszustwo...







Życzę Wam zwiastującego zimę słońca
i z radością witam nowych czytelników:)))

27 komentarzy:

  1. Ja zawsze jakoś szczęśliwie trafiam w kinie na swoje miejsce. Ale nigdy w trakcie seansu nie wychodzę, bo moim najgorszym koszmarem jest właśnie trafienie po ciemku na miejsce ;) Czasami również mam wielką ochotę do wyjścia na coś fajnego. Co do wiosny to i mi już jej się chce, mam nadzieję, ze śnieg już nie napada, co jest trochę nierealne...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)) miło wiedzieć, że nie ja sama mam problem z trafieniem na miejsce gdy zgaśnie światło;))

      Usuń
  2. Cóż byłoby warte życie bez takich przygód, które można wspominać po latach :))))
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak Samosiu, będzie co wspominać... ;) Również pozdrawiam!!

      Usuń
  3. A ja bardzo lubię chodzić do kina i traktuję to jak moje święto ,więc nigdy się nie spóźniam,nie jem w kinie a popkorn to dla mnie przekleństwo kinowe:))te wiadra popkornu wnoszone na spektakl,smród (dla mnie popkorn śmierdzi)i wiadra napoju stawiane na wspólnym podramienniku:)masakra:)dlatego chodzę do południa ,bo wtedy jest taniej,mniej ludzi i jest szansa ,że nikt koło mnie nie siądzie z wiadrem:))i nie będę wychodziła po dywanie usianym z kukurydzy:))

    OdpowiedzUsuń
  4. Hihi to jesteśmy podobne :P

    Pozdrawiam
    Viola :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówisz Violu..? Też czasem zdarza Ci się zadziwiać samą siebie? ;)) Przesyłam uściski!!

      Usuń
  5. Fajne te historyjki ,uśmiałam się serdecznie i od razu humorek lepszy ,bo na to szaro-bure "pogodowe coś" za oknem już nie daje rady patrzeć.Fotki z kwiatami ucieszyły moje oczy Dziękuję, tego potrzebowałam ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ bardzo proszę , polecam się na przyszłość;) U mnie na parapecie kwitnie prymulka. I tak bardzo chcę, żeby mi kwitła, że nie włączam w domu ogrzewania... Póki co rośnie ślicznie. I wcale nie ważne, że mi zamarza nos...

      Usuń
  6. Po takiej recenzji MUSZĘ ten film zobaczyć .Bardzo dziękuję za te piękne zdjęcia z bolesławską ceramiką;-))) uwielbiam ją.
    Każda wyprawa do dużego miasta;-))) czyli Krakowa kończy się zakupem. W czwartek znów coś przywiozę bo wybieram się na rynek Krakowski więc jest okazja aby pobuszować po sklepach;-))
    Pozdrawiam
    Dana

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, zazdroszczę Ci tej wyprawy... Sama poszperałabym w bolesławcach, jednak na razie nie ma czasu na jakikolwiek wyjazd. Miłego buszowania!!

      Usuń
  7. Kasiu,usmiałam się z tych Twoich kinowych przygód...ja jakos z kinem średnio się lubimy...Po całym tygodniu pracy,weekend wolę spędzić w spokoju, w domu... A pogoda za oknem? Chyba szokuje każdego...Ja dzisiaj grabiłam na podwórku...W styczniu chyba mi się to jeszcze nie zdarzyło....Kasiula,pozdrawiam serdecznie!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hheheh kochana, grabki..? Nie wierzę, świat stanął na głowie!! A pierwiosnków czasem tam gdzieś nie widać..? ;) Ściskam Cię serdecznie!!

      Usuń
  8. No proszę chyba wczoraj w tym samym kinie byliśmy :)))))). Mnie też film się podobał. Jeśli chodzi o filmowe wpadki, to ostatnio zaliczona dotyczyła wyboru filmu, totalna porażka. Zamiast komedii romantycznej z lekkim zabarwieniem erotycznym wyszło gwarno i parno z zabarwieniem romantycznym :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, wszystko na odwrót;)) Często się zdarza, że komedie obfitują w to "parno";) Osobiście nie cierpię, gdy chcąc podbić oglądalność filmu reżyser wstawia multum scen rozbieranych... To tak jak z wokalistkami: dobra wokalistka nie musi się rozbierać w teledysku, żeby zaistnieć. Justynko mam nadzieję, że wkrótce wypijemy razem kawkę:)

      Usuń
    2. Kawka bardzo chętnie :).

      Usuń
  9. Ja osobiście uwieeelbiam chodzić do kina :) Kilka dni temu byłam właśnie na Hobbicie, gorąco polecam, fantastyczny. A "czas na miłość" od dłuższego czasu mam zamiar obejrzeć ;) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, mnie Hobbita polecać nie trzeba, bo ja jestem z tych zaawansowanych w temacie Tolkiena. Wszystkie książki w małym paluszku, filmy oglądam gdy tylko pojawią się w kinie. Hobbit też już zaliczony, że tak się nieszczęśliwie wyrażę;) I tak jak Tobie, bardzo mi się podobał. Nawet specjalnie mi nie przeszkadzał fakt dodania kilku scen...zdaje się...z innej książki.. ;)) Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!!

      Usuń
  10. Co za oko! A Boleslawiec faktycznie wsrod Brtytyjczykow popularny:) Twoje kwiatowe kompozycje -uwielbiam.
    Fajne anegdoty:)
    Ostatnio bylam w kinie sama na "Venus w futrze" Polanskiego. To nie byl dobry dzien, na tego rodzaju film..
    Sciskam:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Czasem lubię iść do kina. Ale jestem zdecydowanie za książkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och tak, tu nawet nie ma co dyskutować. To oczywiste, że żaden film nie dorówna książce. Dlatego sama też kocham czytać. Obecnie pochłaniam wszystko, co napisał Coben Harlan;) Pozdrawiam!!

      Usuń
  12. Świetny blog, dołączam się do grupy Obserwatorów :)

    Pozdrawiam
    http://magiczneslowaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Faktycznie, przygody były :) Ale za to masz sławny dzbanek :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Kasiu, to jest fajne, że nasi mężowie - zauważają takie rzeczy, o których pewnie wcześniej nie mieli pojęcia, że w ogóle są na świecie. Ale to nasza zasługa, naszych upodobań i zainteresowań. Mam tak samo :)) Buziaki *))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci za poświęcony czas... :)

Udostępnij