18 marca 2021

Wracam do żywych

 Jesteśmy w kwarantannie. Około dwóch tygodni temu dopadła mnie korona. Piszę ten post, by opowiedzieć Wam o tym, co przeżyłam i ku przestrodze dla tych, którzy jak ja wcześniej uważają, że wirus powoduje zwykłe przeziębienie.

   Dopadło mnie w weekend, 6-7 marca. Byłam przekonana, że to grypa, bo choroba rozwinęła się u mnie dość nagle. Zaczęło mnie boleć gardło, dostałam kaszlu i rozbolały mnie plecy. Bardzo mocno bolały. Następnego dnia już bolało mnie wszystko. Nawet palce u rąk. Mam w domu masażer, więc masowałam ręce, nogi i plecy, jednak na niewiele to się zdało, ból nie ustępował. 

Zarejestrowałam się do lekarza, powiedziałam o objawach przekonana, że stwierdzi grypę i wyśle mnie na zwolnienie. Jednak od razu skierowano mnie na test. 

Cała logistyka związana z robieniem testów w naszym szpitalu to jakieś nieporozumienie. Brak informacji, pretensjonalna pielęgniarka, która pozwoliła sobie wyżyć się na mnie, bo śmiałam przyjść dziesięć minut przed zakończeniem jej pracy (nadmienię, że byłam punktualnie o wyznaczonej godzinie). Samo robienie testów to było dla mnie bardzo przykre przeżycie, tym bardziej, że moje samopoczucie było bardzo, bardzo złe. Totalnie opadłam z sił. Kiedy schodziłam po schodach, nogi się trzęsły pode mną, jakbym była doszczętnie odwodniona. Złożyłam zażalenie do szpitala, za namową rzecznika praw pacjenta. Jak na razie pozostaje bez odzewu.

Po południu, po wykonaniu testu, już wiedziałam, że będzie pozytywny. Nagle straciłam smak i węch. I nie, nie tak, jak traciłam je zazwyczaj przy przeziębieniu. Straciłam jedno i drugie w stu procentach. Nawet mocnych perfum nie czułam nic a nic. Wiedziałam już, że to coś zupełnie innego niż zwykle. 

Wieczorem dostałam wiadomość głosową z ministerstwa zdrowia. Zostałam objęta kwarantanną. Cała ta otoczka była na początku dość.. poważna i straszna zarazem. 

Następnego dnia zaczęły mnie boleć i piec oczy. Zupełnie jakbym zaprawiła je jakimś silnym środkiem chemicznym. Bolała mnie głowa, a plecy dokuczały tak bardzo, że miałam problem ze snem. Doszedł ból uszu. Pojawił się też problem z pęcherzem. Czułam, jakbym się cała rozpadała. 

Przyszedł wynik testu, oczywiście pozytywny. Nie spodziewałam się innego. Cały dom objęto kwarantanną, mnie izolacją. Nienajlepszy to czas dla nas, bo mamy kilka pilnych spraw, a i Julka ma próbne egzaminy, które muszą się odbywać w trybie zdalnym. 

Otrzymałam telefon z sanepidu. Na szczęście zła passa po kontakcie z wypaloną pielęgniarką minęła i odtąd miałam do czynienia już tylko z dobrymi ludźmi. Kobietka z sanepidu odbyła ze mną wywiad, ale zrobiła to bardzo delikatnie i sympatycznie. Również kontrole wojska i policji przebiegały bardzo miło. Ponadto nasi nowi sąsiedzi okazali się równie wspaniali. Służą nam pomocą, interesują się naszym zdrowiem. Zamieszkaliśmy w bardzo dobrym miejscu.

Moje złe samopoczucie trwało około dziesięciu dni. Później już objawy zaczęły mijać. Jedyną rzeczą, która przyprawiła mnie jeszcze o gęsią skórkę był ból serca, który wystąpił po ustaniu reszty objawów. Okazało się, że korona może powodować zapalenie mięśnia sercowego. Zaczęłam brać leki przeciwzapalne i krople nasercowe, serducho się troszkę uspokoiło.

Wierzcie mi, przeżyłam chwile grozy. Bałam się o siebie, bo jeszcze nigdy aż tak się nie rozchorowałam. Ostatni raz był chyba gdy byłam małym dzieckiem i przeszłam ostre zapalenie płuc.


Kwarantanna mi się niedługo skończy, o ile lekarz nie zadecyduje inaczej. 

Do codziennych czynności wracam powoli, etapami. Odkurzenie salonu to dla mnie wyczyn równy biegowi w maratonie. Widzę już, że jeszcze długo będę dochodzić do siebie. To też dla mnie nietypowe, bo z reguły po kilku dniach choroby wracałam do całkowitego zdrowia i sił. Teraz jest inaczej. 

Biję się w pierś, bo bagatelizowałam koronę w myślach - cała pandemia wydawała mi się nadto rozdmuchana. Jednak gdy sama, będąc osobą bez poważnych chorób i dość młodą, zachorowałam tak ciężko, wiem już, że to nie są przelewki. To loteria, albo nie zachorujesz, albo zachorujesz i przejdziesz to lekko, albo zapadniesz jak ja i będziesz truchleć na myśl, jak wiele z nieprzyjemnych objawów zostanie z tobą na dłużej. Smaku i węchu nie odzyskałam w pełni, jednak mam już "przebłyski". Mam nadzieję, że odzyskam je szybciej niż po kilku miesiącach, jak znajomi. 


Przespałam w ostatnim czasie wiele godzin, co zapewne pomogło mi w regeneracji.

Bardzo tęsknię za pełnym zdrowiem, za możliwością realizowania swoich pasji, za normalnością. Nabrałam pokory. 


Dbajcie o siebie, kochani. Nie ma co popadać w paranoję, ale też nie można lekceważyć tego, co się dzieje wokół. Jestem tego żywym przykładem. 

Życzę Wam dużo zdrowia i szczęścia, oby Was to cholerstwo ominęło szerokim łukiem.. :**

6 komentarzy:

  1. Dobrze, że pomału wracasz do zdrowia, oby było 100 procentowe, jak dawniej. Ja zawsze wierzyłam w to co mówią i ostrzegają i byłam, nadal jestem, zła na tych co bagatelizują i się śmieją. Przez takich wiele osób może stracić nawet życie.W kwietniu idę się zaszczepić. Mam termin, co prawda Astrą Zeneka, bardzo się boję po tym co pisza niektórzy, ale wiem, że bagatelizować tego draństwa nie należy. Jeszcze raz zdrówka i sił.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co, na nie dowierzałam, że to taka straszna choroba, faktycznie. Myślałam sobie - grypa jakaś, tylko odmiana inna.. Ale nawet gdy nie dowierzałam, zawsze starałam się zachowywać względy bezpieczeństwa, a już w szczególności gdy spotykałam kogoś, kto się koronki bardzo bał, zawsze ubierałam maskę, szanując jego sposób myślenia.
      Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę zdrowia :)

      Usuń
  2. Kasiu! To przykre, że w tak dotkliwy sposób dopadła Cię ta "zaraza." Przyznam szczerze, że mnie przekonały opowieści osób, które przeszły COVID, jak boleśnie potrafi ta choroba "przeczołgać" człowieka. Dlatego po listopadowej, drugiej fali zaczęłam odczuwać strach przed zakażeniem. Miałam jednak sporo szczęścia, bo cytując Twoje słowa "to cholerstwo ominęło mnie szerokim łukiem" oraz, że moją grupę zawodową włączono do I etapu szczepień. Nie miałam żadnej wątpliwości, jaką podjąć decyzję.
    Kasiu, życzę Ci zatem powrotu do pełni sił i zdrowia! Aby wszelkie dolegliwe konsekwencje korony, minęły jak najszybciej i bezpowrotnie! Trzymaj się i dbaj o siebie!
    Dołączam najcieplejsze pozdrowienia ;-))
    Anita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, Anitko :*
      Po mnie korona dopadła męża, który przeszedł ją zupełnie inaczej, ale też nieciekawie. Na szczęście i ja i on już dochodzimy do siebie. Ja jestem wdzięczna, że wraca mi smak i węch. Utrata ich tak w stu procentach była czymś niezrozumiałym dla mnie i uciążliwym.
      Zdróweczka, kochana, niech Cię omija wszelkie choróbsko z daleka :***

      Usuń
  3. Bardzo mi przykro że tak cięzko przeszłaś, współczuje. Trzeba być po prostu bardzo ostrożnym, przestrzegać obostrzeń, unikać miejsc gdzie jest dużo osób, a ponadto maski, dezynfekcja. Panikowanie paranoja niewiele daje. Życzę Tobie oraz Bliskim dużo zdrowia i niech Was koronka omija. Mnie już zawsze okres pandemii będzie się kojarzył z odejściem mamy ( akurat nie korona, ale schorowana była bardzo). Nawet nie mogłam być przy niej gdy odchodziła zeszłego roku w marcu. Tez przechodziłam chwile grozy, bo z lekarzami nie mogłam się dogadać przez tel, każdy co innego mówił o stanie mamy. Póki, co korona omija nas szerokim łukiem i oby tak dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutne, straszne Kasiu.. Bardzo Ci współczuję. I straty, i tych wszystkich nieprzyjemności związanych z opieką lekarską. W moim mieście też jest kiepsko pod tym względem. Nawet zażalenie wysmażyłam na pielęgniarkę ze szpitala, jednak szpital się nie poczuwa do odpowiedzialności za swoich pracowników. Temat rzeka..
      Dzięki Kasieńko, a i Tobie i Twojej rodzinie życzę zdrowia i cierpliwości do tych wszystkich absurdów, które nas otaczają. Ściskam :)

      Usuń

Dziękuję Ci za poświęcony czas... :)

Udostępnij