Z dnia na dzień czuję się trochę lepiej. Pan domu na szczęście już też wychodzi z choroby. Jego też dopadła korona. Przeszedł ją zupełnie inaczej niż ja, mając mniej objawów, ale były one bardzo intensywne. Gorączki koło 40 stopni przez tydzień, o reszcie nie chcę nawet wspominać. Paskudny wirus.
Powoli staram się nadrabiać zaległości, które nawarstwiły się podczas trwania kwarantanny.
Nasz niuniuś ma już pół roku. Spójrzcie na ten pyszczulek.. :)))
Jaką my mamy z niego pociechę.. ;)))
Opowiem Wam o jednej z sytuacji.
Któregoś wieczora oglądałam serial siedząc w fotelu, w salonie ("Homeland" - widzieliście..? Polecam!!). Nagle wpada Jula i krzyczy: "Mamuś! Co to jest??" Patrzę - na środku podłogi leży wielka, ugotowana marchewa. Wyobraźcie sobie, piorun mały wyciągnął ją z zupy w kuchni i przyniósł do salonu 😅 Nie zjadł jej, ba, nawet nie nadgryzł, doszłam więc do wniosku, że przyniósł ją.. dla mnie 😜
Trzy światy z tym Lulem ;) Chodzi chronicznie głodny, gotów zjeść wszystko, co tylko da się pogryźć i przełknąć.
Stał się też bardziej przytulasty. Każdego ranka przychodzi do mnie i czeka, aż go wezmę na ręce i pomiziam pod szyjką. Tylko tam. Panie broń dotknąć mu brzucha ;) Podgryza wtedy mi rękę, albo pomrukuje krótko - robi tak zawsze, gdy jest niezadowolony.
Kochany kociak, rozweselił nam dom.
Przez choroby nasze remonty stanęły w miejscu. Podobnie jak prace na wsi, w ogrodzie - nie zrobiliśmy w nim nic. Czeka nas sporo pracy w tym roku. Najważniejsza inwestycja została już poczyniona w zeszłym sezonie - szambo. Bez niego ani rusz. Teraz trzeba kłaść rury, kable, stawiać ogrodzenie, robić fundament pod narzędziownię... Dużo tego. Co się uda zrobić, to się okaże. Nie nastawiam się, że musimy. Jeśli zdrowie pozwoli, popracujemy i nawet jeżeli będzie to minimum, też będzie dobrze.
W mieszkaniu też zaszło kilka drobnych zmian. Udało się (prawie) skończyć gabinet pana domu. Czarny sufit wygląda nieziemsko. Maleńkie pomieszczenie zyskało na przytulności, funkcjonalności i klasie.
Na stole kawowym w salonie wylądował dodatkowy blat - z kamienia. O nim w kolejnym poście. Zrobiło się miejsce na dodatkowy mebel (komodę), bo pianino przeniosłam do swojej pracowni. Doszły dwie duże lampy. Jedna (w stylu Art deco) z przypadku - kupiliśmy ją w sklepie stacjonarnym, a po przywiezieniu do domu okazało się, że w gabinecie się nie zmieści. Stanęła do czasu zwrotu w salonie.. - i tam już została ;)
Do zobaczenia!!
♥️♥️
Wracaj! Dopiero Cię odkryłam!
OdpowiedzUsuń