Kiedy rozpoczynałam przygodę z blogiem, Jula miała zaledwie dwa latka. Pamiętacie jej zdjęcia..?? :) Biegało to to po domu z biszkoptem w ręce, zafascynowane rybką Nemo czy innym Cliffordem.. Od zawsze była dzieckiem, które zna zasady. Tego ją uczyliśmy. NIGDY nie miałam kłopotu z wyrzucaniem rzeczy z szaf, z niszczeniem ścian, czy chodzeniem po meblach. Nasza konsekwencja w mądrym, tak myślę, wychowaniu, przyczyniła się do spokoju ducha. Kłopotów z zachowaniem nie było.
Julka rosła, przechodząc przez te wszystkie dziwne i mniej dziwne etapy, przez które każde dziecko przejść musi. Okresy buntu, wypróbowywania naszej cierpliwości, eksperymentowania z pasjami. Wszystko to jednak jakoś tak lekko szło.. bez wyraźnych wzlotów, czy powodów do niepokoju.
Dziś jest nastolatką.
Rany, jak ja czekałam na ten moment, kiedy już będę mogła z nią porozmawiać na "poważniejsze" tematy, tak jak z dużą dziewczyną... ;) I teraz tak właśnie jest. Nie raz nie dwa zaskakuje mnie rozsądkiem, posiadaniem własnego zdania, stylu. I choć popełnia błędy, to duma mnie rozpiera, że ona... fajna jest taka.. Czuję w głębi serca, że odwaliliśmy kawał dobrej roboty z tym wychowaniem. Pewnie ma coś tam za skórą, jakieś tajemnice ukryte i zdarza jej się zachować w sposób matczynonieakceptowalny, ale.. sądzę, że każdy dzieciak tak ma. Ba, każdy człowiek dorosły tak ma. Ale..niech uczy się na własnych błędach. Niech doświadcza życia. Ono samo weryfikuje pewne sprawy z czasem.
Uwielbiam z nią przebywać.
I kocham momenty, gdy wpada do pokoju zaśmiewając się do łez krzycząc: "mamuś, ten film jest rewelacyjny, ta wiewióra jest bezbłędna!!" I to, jak przygląda mi się, gdy maluję, po czym mówi: "lubię patrzeć, jak malujesz, jesteś wtedy taka słodka".. i cmoka mnie w policzek mocno. I kiedy dziesięć razy pyta mnie, czy wszystko w porządku, gdy skurczę się z powodu bólu pleców..
Obecnie trwa jeden z fajniejszych etapów w naszym życiu, bo tak się złożyło, że jako pedagog specjalny, jestem nauczycielem w jej klasie. Śmiechu jest co nie miara, bo wygłupiamy się czasem, "strzelamy" do siebie głupie miny na lekcjach.. Ja wiwatuję podskakując z radości ilekroć nauczyciel pomyli jej imię z moim i rzuci, że Kaśka dostaje szóstkę z gry na flecie.. ;) Rok szkolny zbliża się ku końcowi, z żalem pożegnam ten jakże interesujący czas.. Będzie co wspominać :)))
Bycie mamą to jedno z najpiękniejszych doświadczeń. I choć bywa czasami trudne, to i tak nic nie dorówna uczuciom, których doznajesz, przeglądając się w swojej córce niczym w zwierciadle, na którego dnie dostrzegasz ciepło, miłość, dobro i ogromną wrażliwość.
I nie prawda, że w dzisiejszych czasach niedobrze być wrażliwym. Ktoś, kto wrażliwością epatuje, w końcu w życiu zaczyna się podobnymi ludźmi otaczać, a takich osób (ja nazywam nas "wyjętymi z innej czasoprzestrzeni") jest, w moim mniemaniu, wiele.
Ponad wszystko na świecie.
Kocham.
♥️
Dla mnie jest najpiękniejsze ,że moje córki już dorosłe nadal są moimi przyjaciółkami:)że chcą z nami spędzać czas:)i w swoich zapracowanych dniach znajdują czas na chociażby telefon:)różnie bywało jak dorastały,był też okres buntu,ale ja zawsze stałam przy nich i zawsze byłam po ich stronie,co dziś procentuje:)Wyrosły na piękne,mądre kobiety.I jestem z nich dumna:))))
OdpowiedzUsuńKasiu ,piękny wpis.Dzieci szybko rosną /moje mają po czterdziestce/ ale w każdym wieku są moimi dziećmi i kocham je nad życie
OdpowiedzUsuńBardzo piękny wpis, mamą jesteś wspaniałą. Cudownie piszesz o Waszych relacjach, a nie każdy potrafi takie stworzyć. Życzę Wam dużo wspólnych chwil, dużo szczęścia. :)
OdpowiedzUsuń