17 lutego 2019

Sesja do magazynu i zaczarowany dywan

   Za mną bardzo intensywne ferie. Udało się je zakończyć całkiem udanym wyjazdem w góry (relacja wkrótce, z poleceniem fajnego miejsca na nocleg).

   W miniony wtorek miałam okazję gościć ekipę magazynu Moje Mieszkanie (stylistka Karolina Klepacka i fotograf Piotr Mastalerz). Już po raz kolejny odbyły się w naszym domu zdjęcia do magazynu. Czuję się już "zaprawiona w boju", bo to już dziesiąty raz, kiedy o Rustykalnym będzie wzmianka w mediach. Nie przerażają mnie już ani przygotowania, ani nie dziwi specyfikacja sesji zdjęciowych. Za to z dumą mogę stwierdzić, że zaszczytem było poznać tak fajnych ludzi, którzy podjęli się przygotowania sesji. Karolina i Piotr zrobili na nas bardzo dobre wrażenie. Są otwarci, szczerzy, zabawni i bardzo, bardzo sympatyczni.
Sesja przebiegła sprawnie, zdążyliśmy zjeść razem obiad, wypić kawę i posilić się świątecznym piernikiem ;)

   W związku ze zdjęciami, postanowiłam rozpieczętować nasze nowe nabytki, które grzecznie czekały w kącie mieszkania na "swój czas". Mowa o dywanach, które zamówiłam jakiś czas temu. Głównie z myślą o panu domu, który również jest miłośnikiem tego, co przytulne, a o dywanie marzył.
Kiedy planowałam zakup dywanu, miałam nie lada dylemat co do jego koloru. Wiecie.. bo u nas ten artystyczny misz-masz...  Z początku myślałam o jasnym, jednokolorowym, jednak wiedziałam, że w tak małym wnętrzu się nie sprawdzi - za blisko mamy do przedpokoju, po którym chodzi się w butach. Nie chciałam sobie utrudniać życia.
Postawiłam na taki w klasycznym stylu, we wzory, w kolorystyce zielonej. Zamówiłam dywan przez internet, w firmie, która reklamowała go jako belgijski dywan wysokiej jakości. Niestety, kiedy przyszedł, okropnie mnie zawiódł. Okazało się, że jest bardzo sztuczny już na pierwszy rzut oka. Biel we wzorze wręcz świeciła po oczach. Wyglądał nienaturalnie. Mało tego. Po rozłożeniu wydzielił się sztuczny zapach i zaczęłam mieć duszności. Było w nim coś, co mnie chyba uczuliło.. :/ Kaszlałam jak oszalała, czułam dziwne szczypanie w klatce piersiowej. Coś było nie tak. Zwinęliśmy go i zapakowaliśmy. Duszności minęły. Zdarzyło mi się to pierwszy raz, ale specjalnie nie zdziwiło, bo zauważyłam, że z biegiem lat coraz więcej rzeczy mnie uczula. W lecie na przykład dostałam okropnego uczulenia po zetknięciu ramienia z żywicą - zupełnie jakbym się poparzyła.
 Nic, dywan trzeba było oddać.
Poszperałam trochę w okolicznych sklepach z dywanami, ale nic ładnego nie znalazłam. Znów pozostał internet. Tym razem zaczęłam szukać polskich producentów. Nie było mnie na tamtą chwilę stać na dywan wełniany w kwocie rzędu 3tys., a poza tym, znając siebie, nas, po jakimś czasie "opatrzy się" i zechcemy zmiany.. Znalazłam polskiego producenta Agnella. Dotychczas - nie wiem jak to możliwe - o nim nie słyszałam. Wybór wzorów jest wręcz porażający, a już klasyczne są tak ładne, że wiedziałam już - znajdę coś dla siebie.
   W  międzyczasie przyszły nowe zasłony, które uszyła dla mnie pani Kasia Wiśniewska - tym, co kochają styl klasyczny, znane jest zapewne nazwisko pani Katarzyny, albo i nazwa Żakardstyl. Pani Kasia szyje prawdziwe cuda, a na zasłony miałam ochotę już dawno. Zamówiłam czarno-złote. Jako przełamanie zieleni i bieli. Chciałam, by w zimowym czasie nadały salonowi nieco mrocznego charakteru.
Powiesiłam zasłony z lambrekinem. Wyglądają obłędnie. To był dobry zakup. Już wiem, że muszę ciułać grosz, by za jakiś czas zakupić jeszcze komplet jasny, na cieplejsze dni ;) Dla tych, co ciekawi są realizacji pani Kasi, wklejam baner w pasek boczny bloga. PS. Nie robię tego za kasiorkę - zwyczajnie lubię reklamować tych, których reklamować warto i trzeba. Może ktoś z Was akurat skorzysta :)
   Wracając do dywanu.. Kiedy powiesiłam zasłony, wiedziałam już, że zdecyduję się na dywan Agnelli w kolorze czarno-beżowym. Bałam się trochę robiąc znów zakupy w ciemno, ale - jak się miało okazać - zupełnie niepotrzebnie.
Zamówiłam dywan duży i mały dywanik pod komputer, obydwa w tym samym wzorze. Kiedy przyszły i je rozpakowałam, już wiedziałam, że to zupełnie inna półka niż poprzednie zamówienie. Tu, pomimo, że to nie dywany wełniane, widać jakość. Rozwinęłam i - jak to ja - zaczęłam się cieszyć jak dziecko z nowego nabytku, bo śliczny jest :)) A w dotyku..ach.!! Nawet samą powierzchnię ma taką..hmm.. jakby lekko satynową. Wygląda bardzo naturalnie, jesteśmy zachwyceni. I znów powtarza się reguła: DOBRE, BO POLSKIE. :))))


























Dla ciekawych wrzucam kilka pstryków z backstage'u:


Karolcia w akcji..




...i ja jako przeszkadzajka, choć nie było mnie tu wiele - ja przygotowałam bazę, później się ulotniłam, głównie ze względu na fakt, że byłam dzień po zabiegu..







No i tu my - grzeczni goście nawet statyw do mnie zniżyli, co bym nie wyglądała przy jego gabarycie jak atom :D




Fajnie było. I fajni oni.
Dobrego dnia Wam życzę!!
:*





6 komentarzy:

  1. Piękną tacę widzę na zdjęciach. Pokażesz bliżej? ☺

    OdpowiedzUsuń
  2. Jasne, wrzucę w kolejnym poście ;) To taki stary staruszek, nawet nie pamiętam na których starociach ją kupiłam..

    OdpowiedzUsuń
  3. I te staruszki są najpiekniejsze, bo mają duszę ☺ W dzień przejrzałam tylko zdjęcia, teraz wracam by przeczytać tekst. Powtórzę się, ale naprawdę wyczarowałaś tym razem ujmujący klimat, który bardzo mi odpowiada. Zazdroszczę talentu i odwagi 😉

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniale! Gratuluje przepieknego salonu. Prawdziwa perelka.

    OdpowiedzUsuń
  5. Co za przecudowne lustro nad kominkiem <3.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kasiu, gratuluje. I podziwiam nowe wnetrza. Masz ogromny talent do tworzenia niebanalanych zakatkow. Kasia z Alzacji.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci za poświęcony czas... :)

Udostępnij