Moja mama wysiadła z samochodu, zrobiła pięć kroków wgłąb lasu po czym głośno i stanowczo oświadcza: nie ma grzybów!! Cała mama;))
Początkowo chodziliśmy po lesie razem, później się rozdzieliliśmy - mamy razem, a ja z Radkiem i Julką. Jula (do czasu gdy babcie były jeszcze w pobliżu) pełniła rolę szpiega. Sprawdzała dla swoich zleceniodawców (czyli nas) ile grzybów nazbierały babcie.. Później się oddaliliśmy. Zeszliśmy ładny kawał lasu. Najdalszym punktem był sporych rozmiarów zagajnik. Miejsce dość osobliwe, ja twierdzę, że magiczne. Porastały go równymi rzędami niewielkie choinki o tak gęstych gałęziach, że aby się przebić wgłąb, trzeba było iść niemalże wpół zgiętym. Kiedy przeszliśmy kilkanaście metrów, naszym oczom ukazał się wspaniały widok: drzewa, niska trawa, a tu i ówdzie olbrzymich rozmiarów muchomory czerwone, jedne jednolite, drugie ciapate z pomarańczowymi akcentami, jeszcze inne w stylu retro - w piękne białe kropy. Cudnie tam było!! Żałuję, że nie miałam aparatu...
Kawałek dalej znaleźliśmy kanie. Zerwaliśmy z piętnaście okazałych sztuk i wróciliśmy do lasu. Po upływie kilkudziesięciu minut zapaliła nam się lampka w głowie, że to może muchomory niesiemy w koszyku i czy w ogóle warto je nieść jeśli nie jesteśmy do końca pewni...więc powzięliśmy decyzję, iż pozbywamy się balastu. Wyrzuciliśmy prawie wszystkie kaniomuchomory pod drzewem i poszliśmy powoli do auta. Kiedy spotkaliśmy teściową, uśmiała się, bo stwierdziła, że to są przecież kanie.. Szczęki nam opadły i żal się zrobiło na myśl, że mogliśmy na obiad smażone sowy jeść.... Żal był tak duży, że postanowiliśmy wrócić. Kanie czekały pod drzewem ;), a ja byłam szczęśliwa jak dziecko, bo kanie w panierce uwielbiam:)
Część kani zjedliśmy na obiad (wieczorem musiałam wykonać telefon do mamy: "cześć mamusiku, żyjemy"), część zaś zasuszyłam, bo znajoma Pani Zosia polecała suszyć, po czym skruszone dodawać do sosów. Podobno niebo w gębie...
W domu cudownie pachnie grzybami. Kocham ten czas....
... od ładnych paru lat nie zbieramy kań... po tak... profilaktycznie...
OdpowiedzUsuńwolę borowiki i prawdziwki...
świetnie się prezentuje łańcuch suszonych grzybów
U nas mój mężuś uwielbia zbierać grzyby... Ja to tylko z talerza!
OdpowiedzUsuńWczoraj przyniósł mi cały kosz, dzisiaj drugi i właśnie czeka to całe dobro na oczyszczenie...
W ogóle to dzisiejsze grzybobranie nieco pechowe, bo zaparkował auto w lesie na zakazie i strażnik lasu go dorwał! Także te grzybki dzisiejsze będą dla nas kosztowne! Oj, kosztowne....
Przy okazji u nas wolno tylko do 2,5 kilograma z lasu wynieść!!! Nadwyżki, jak ktoś dorwie są konfiskowane i jeszcze kara dowalona!
Echhhh.... Niemcy to dziwny kraj.....
Dorotko..grzyby faktycznie kosztowne, chyba taniej byłoby kupić na ryneczku :)) a co do limitu wagowego...zastanawiałaś się kiedyś, gdzie wędrują owe nadwyżki..? być może żona strażnika lasu ma już ich całą spiżarnię..;)))
UsuńPozdrawiam!!
Ojjjjj.... Na ryneczku to raczej nie spotkałam się z prawdziwkami. Kurki i owszem.... W sklepach zaś parę gram suszonych kosztuje bardzo dużo, także zaryzykować w lesie chyba jednak warto....hehe! Najważniejsze to po prostu nie dać się złapać, ot co!
UsuńNie wiem jak tam naprawdę jest z tymi skonfiskowanymi grzybkami, wyczytałam dzisiaj w internecie, że jakiś pan gajowy zasponsorował owe nadwyżki dla szpitalnej kuchni w jakiejś tam miejscowości.... Ba! Wierzyć? Nie wierzyć? Może żonka zapasów na parę lat narobiła.... Kto tam to może wiedzieć.... ;)))
A mnie kiedyś lekarz powiedział, że chorzy nie powinni jeść grzybów, bo są ciężkostrawne. To może jednak wersja z pełną spiżarnią bardziej prawdopodobna?
UsuńJa od niedawna właśnie zbieram kanie,ale bardzo ostrożnie,jeśli mam jakiekolwiek wątpliwości co do grzyba -wyrzucam,choćby był najpiękniejszy:)to dotyczy wszystkich grzybów:)piękne podgrzybki:)też byłam na grzybach w niedzielę:)))nazbierałam koszyk:)U mnie też pachnie grzybami,w ogóle moja kuchnia raczej przypomina kuchnię czarownicy niż blokową:))suszy się mięta,grzyby,jabłka,piętrzą się zaprawy,leżą dynie:)))ale ja to uwielbiam:)nie zniosła bym życia w laboratorium na wysoki połysk:)))bliżej mi do stylu rustykalnego:)))pozdrawiam
OdpowiedzUsuńoch Bożenko, cudownie!! uwielbiam takie czarownicowe kuchnie, więc pewnie - pomimo że nie byłam - Twoją kuchnię też lubię:))
Usuńno niezłe zbiorowisko grzybów ;))
OdpowiedzUsuńprzypomina mi się dzieciństwo... i moja kochana babcia Ś.P.. która tak wieszała, jak Wy grzybki w kuchni....
pozdrawiam i zapraszam w wolnej chwilii do mnie.
ach, te babcinki...:) moja też tak robiła..
UsuńPrzesyłam uściski
Grzybów się nie zbira w ten sposób niszczymy grzybnie jak widać na fotach miłego dzionka
OdpowiedzUsuńDrogi Anonimowy czytelniku/czytelniczko, ale że się nie zbiera w ogóle czy że z mchem..? Bo jeśli chodzi o mech, to..pomimo iż jestem blondynką tom świadoma jak należy ścinać grzyby, więc nie sugeruj się proszę tym, co na zdjęciu, bo to tylko dwa pierwsze grzybki znalezione przez moją córeńkę;) Sam mech natomiast pochodzi ze stroika zakupionego w kwiaciarni, więc spokojna głowa, nie szkodzę przyrodzie;) Pozdrawiam serdecznie
UsuńPiekna wycieczka,ja też mam za sobą pierwsze grzybobranie,chcialam wybrać się jutro.ale słyszałam że ma padać.pozdrawiam
OdpowiedzUsuńo, to po deszczu warto..ja się chyba wybiorę..
UsuńPiekne grzybowe suszace sie korale:))
OdpowiedzUsuńSciskam Cie Kasiu mocno:))
Jakie piękne sznury grzybów! Cudowny widok i zapach na pewno. Ja byłam już chyba na 15 grzybobraniach, bo lasy mam w około a nawet swój własny młodnik maślakowy, do którego zakrada się cała wieś:) Powoli, w miare dojrzewania tego lasku pojawiają się też w nim prawdziwki. Może jutro też się przejdę :)A te muchomory.....rozbrajają mnie zawsze. Jak z bajki o Jasiu i Małgosi :)
OdpowiedzUsuńI świetne określenie wymyśliła Bożena - kuchnia czarownicy - podpisuje się pod tym w 100 %. Uwielbiam :)
Ściskam serdecznie i zapraszam wszystkie kuchenne czarownice do mnie na jesienną rozdawajkę :)
Ja świeże grzyby jadam baaardzo okazjonalnie, nie znam się na nich a i po ostatnich zatruciach to strach. Dlatego cieszę się, że Wy się najedliście i żyjecie :)
OdpowiedzUsuńmy też się cieszymy, że żyjemy;)) dobrej nocki:)
UsuńNo grzybki pięknie się prezentują nad kuchenką:) pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńrównież pozdrawiam:)
UsuńGratuluję udanych zbiorów :)))
OdpowiedzUsuńw tamtym roku pierwszy raz jadłam kanie- ale zebrał je mój znajomy, który zna się na grzybach. Niby pokazał mi różnice ale sama bym się bała. W smaku rzeczywiście rewelacja:)
OdpowiedzUsuńJa na grzyby jak pogoda pozwoli wybieram się w niedziele:)
jakie piekne grzybki nazbierałaś , a powiadasz kanie suszone pierwsze słysz :O
OdpowiedzUsuńdobry pomysł z tymi palnikami chyba wykorzystam ;)
my kanie marynujemy:)
OdpowiedzUsuń