Witajcie.
Powoli zaczynam wracać do siebie. W miniony czwartek dopadła mnie okropna grypa... Leżałam jak nieżywa, z wysoką gorączką i przeokropnym bólem w piersiach :( Było mi raźno, bo wraz ze mną "poległ" mój mężuś ;) Strasznie, gdy tak się dwie osoby pochorują... Małą oddaliśmy do babci, żeby jej nie zarazić...czego jednak nie uniknęliśmy. Córcia zachorowała 3 dni później, a po niej jeszcze babcia... W sobotę trzebabyło wzywać do berbecia pogotowie, bo gorączki nie możnabyło zbić... Ja byłam jeszcze nieprzytomna, ale zaraz sił nabrałam, gdy trzabyło powalczyć z nieczułymi małpolami z izby przyjęć. Przeżyłam horror, na szczęście juz po wszystkim. Jeśli chodzi o małą oczywiście. Bo wczoraj znów akcja... babcia, o której pisałam w poście nt.świąt, dostała udaru, źle z nią. Jutro rano idę do szpitala...
Od kilku dni przeprowadzam renowację krzeseł. To dużo pracy, więc jeszcze trochę potrwa. Zamieszczę zdjęcia, gdy skończę. Chcę też zrobić stół. Zostało mi jeszcze jedno krzesło do przetarcia, a ręce już tak bolą...
Czytam Twój blog, post po poscie....a odkryłam dzis przypadkiem....ja też "zabijam" smutki pracami domowymi....to odrywa mysli.
OdpowiedzUsuń