Dziś na wesoło.
Kupując kebab trafiłam na rodowitego Turka. Powiedziałam, że chcę na wynos i razy dwa..po czym Pan zadaje mi pytanie - PO SWOJEMU naturalnie - i..nic a nic nie zrozumiałam:/ No więc pytam grzecznie "słucham?" Powtarza. Ja: "yyy...jeszcze raz proszę.." Pan cierpliwy znów powtórzył pytanie. Ale ja nadal ni w ząb!! Głupio było kolejny raz prosić o powtórzenie,więc z uśmiechem odpowiedziałam : "tak"
W domu okazało się, że pytanie dotyczyło ostrości sosu.
Nieznajomość języków przypłaciłam przepalonym podniebieniem;))
Dziękuję za odwiedziny i miłe słowa;) Obecnie jestem zajęta przeróbką wezgłowia łóżka..już wkrótce fotorelacje;)
Pozdrawiam Was serdecznie!!
Czy te serwety to Twoje rękodzieła? Marzę, żeby kiedyś umieć zrobić coś tak pięknego:)
OdpowiedzUsuńUśmiałam się z Twojej historii:) Swoją drogą, jak już pracuje u nas to powinien się chociaż podstawowych słów dotyczących kebaba nauczyć:P
Dobre, dobre. Teraz na wszelki wypadek najpierw mów: nie ostre, nie ostre! ;-)
OdpowiedzUsuńA wezgłowie chętnie zobaczę. Coś tam zmajstrowała? ;-))
hihi... ale dla żołądka zdrowo czasami zjeść ogniste danie ...
OdpowiedzUsuńpiękny stolik z serwetą
"Góral z synem siedzą na progu domu.Idzie turysta,podchodzi do nich i pyta -spik inglisz?-cisza:)fersztejn?:)znowu cisza:)zadaje pytanie jeszcze po francusku,włosku i hiszpańsku,ale góral patrzy na niego i nic.Turysta odchodzi a syn mówi do ojca - widzisz ojciec może trzeba by się było języków uczyć?:)a góral na to -po co?:)patrz ile on znał a i tak się nie dogadał:)))))))))))))))))Twoje ptaki poderwały mojego kota na cztery łapy:)))))))))))))))pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJeszcze gorzej bywa, kiedy obcokrajowiec bardzo marnie znający jezyk polski próbuje się z nami dogadać po naszemu... ja wtedy kompletnie nic nie rozumiem.
OdpowiedzUsuńNa fotorelację czekam z utęsknieniem!
obrus przepekny :)
OdpowiedzUsuńZaczarowałaś mnie klimatem Twojego bloga,wnętrz i pomysłów. Nie przypuszczałam, że można stworzyć takie klimaty, których samo oglądanie zdjęć sprawia, że samemu odczuwa się spokój, sielankę i zapach domowych konfitur. Pozostaje mi jedynie tobie pogratulować kreatywności, a sobie życzyć choć w nikłym stopniu wytworzenia takiej atmosfery, którą udało się Tobie stworzyć, gdy już doczekam się w końcu upragnionego własnego gniazdka:)
OdpowiedzUsuńWitam, też miałam podobną wpadkę - w muzeum w Luwrze zamówiłam sobie kawę, która kosztowała mnie ok. 50 zł. Smaczna była, więc przynajmniej moje podniebienie nie ucierpiało z tego powodu. Ale swoją drogą to kelner był tylko francuskojęzyczny, a ja "nie parlam po francuski":)))
OdpowiedzUsuńSerwetka jest zabójczo piękna.
Pozdrawiam
Ja dukam trochę po angielsku, trochę po rosyjsku, ale żadnego nie znam perfekt. Kiedy ostatnio byłam w Egipcie zobaczyłam, że mamy w pokoju tylko jeden koc. Poszłam do recepcji w myślach układając zdanie, w końcu wydukałam tak: "I sleep with my husband and we have got only one blanket. Paetomu ja by chatjeła jeszczio adin koc". Przyniósł!
OdpowiedzUsuńAle napiszę jeszcze jeden numer. Byłam z przyjaciółką w Londynie. Ona nie zna angielskiego ni w ząb. Siedzimy w kawiarni i nagle ona mówi do mnie z taką dumą: Elżbieto, ale ten napis na ścianie to ja rozumiem. Tam jest napisane, że tutaj nie ma szatni. Ja się odwracam, patrzę, a tam napis: NO SMOKING !!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPodczas wyjazdu na Litwę mój znajomy w eleganckiej kawiarni chciał zabrylować językiem angielskim i palnął "One lemon tea for my friend, and for me one coffe rozpuszczalna please."
OdpowiedzUsuń...to tak jak ja prawie ;-)
OdpowiedzUsuńWitam,bloguję od niedawna.Bardzo lubię pani blog,piękne meble,piękne zdjęcia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzepięknie:)
OdpowiedzUsuńWyobrazam sobie przelyk i zaladek jesli nie jest sie przyzwyczajonym do ostrych potraw - uwielbiam! Moze wiesz ale napisze - po takim ostrym najlepiej napic sie mleka - lagodzi. :)
OdpowiedzUsuń