Długo mnie nie było. Nie za sprawą wyjazdu wakacyjnego, nie. O tym mogę w tym roku pomarzyć... Miałam trochę pracy w związku z remontem u mamy, z zaległymi zleceniami no i.. nieco kłopotów zdrowotnych. Cierpienia przysporzył mi ząb, którego miałam wyrwać już dawno, ale jak zwykle zwlekałam... Kiedy się go pozbyłam, dostałam takiego bólu, że jadłam tabletkę za tabletką. Pomimo nie przekroczonej dawki przeciwbólowych, trzeciego dnia zatrułam się na całego. Kiedy już nie mogłam brać tabletek, pozostało mi cierpieć. Leżałam dwa dni z zimnym okładem na policzku. Tych kilka dni było prawdziwym koszmarem... Później dentysta założył lekarstwo i odżyłam. Jakaż to była radość przeżyć dzień bez bólu...
Po odchorowaniu swojego zabrałam się za reklamę, której wykonanie zleciła mi znajoma. Chodziło o tablicę informacyjną z nazwą kwiaciarni. Napis razi w oczy, ale taki był cel, gdyż lokal położony jest w mało widocznym miejscu. Malowanie tablicy zajęło mi 4 dni. Gdyby nie ząbek, byłoby gotowe już dawno. Jestem więc oczywiście do tyłu z pracami domowymi, zamieniam się więc zaraz w gospochę;)
Poniżej mój nowy nabytek - stara waza przytargana ze sklepu ze starociami. To znaczy nie aż taki nowiutki, ale dopiero teraz go sfotografowałam. Wazę zobaczyłam w sklepie około 2 miesiące temu. Oczy mi się zaświeciły gdy ją ujrzałam;) Marzyłam o starej wazie z ładną ornamentyką. Musiałam namawiać męża, który nie przepada za mocno zdobionymi dodatkami. Ku mojemu zdumieniu waza mu się bardzo spodobała. Uśmiecham się, bo gdy ją przytaszczyłam do domu obejrzał ją i zapytał: "kochanie, co zamierzasz w niej trzymać...??" Jemu takie wazy kojarzą się wyłacznie z urnami, więc domyślacie się co miał na myśli... ;)
Cieszę więc oczy wazą, która ciekawie wygląda w towarzystwie znalezionego w piwnicy miedzianego świecznika z domu rodzinnego...