30 marca 2016

O remoncie i nowym reportażu

   Nadeszła wiosna, a wraz z nią potrzeba ubierania domu w jasne kolory. W moim przypadku potrzeba ta jest uzasadniona - moje mieszkanie jest pozbawione słońca. Całkowicie. I o ile parę lat temu się z tego cieszyłam, to teraz mi tego słońca strasznie brakuje. W ciemnych kątach często czuję zmęczenie. Już nie odprężenie, ale właśnie zmęczenie.
Zaczęłam nową pracę. Jako dziennikarz biegam co chwilę na spotkania, konferencje prasowe, a gdy wracam do domu padam z nóg. Jak wiecie w międzyczasie czyli cały dzień i noc - tworzę. To wszystko powoduje, że potrzeba mi energii. I światła.

   W mieszkaniu szykuje się remont. Wcale ale to wcale mnie to nie cieszy. Bo to taki remont z musu... Muszę określoną kwotę gotówki przeznaczyć na cele remontowe. A że chałupa się wali (panele popękane, szafa rozleciana, łazienka... ehh.. łazienka wymaga modlitwy ilekroć się siada na "tronie", bo stelaż się załamał, kafle popękały i istnieje ryzyko oberwania się i utonięcia w mało przyjemnych roztworach.. PS. idziecie o zakład, że to się przytrafi właśnie mnie?? )... trzeba będzie coś niecoś ponaprawiać.
   Na pewno zmienię podłogę. Zastanawiam się nad jasną. Może delikatny popiel.. albo sosna bielona... Denerwuje mnie fakt, że nie bardzo mam czas na buszowanie po internecie i innych pinterestach, by szukać inspiracji :/ Co do łazienki natomiast, po prawie 9 latach nadaje się do całkowitej przebudowy. Chcę zamienić wannę na prysznic, zamontować w niej lepsze oświetlenie i jakiś żyrandol... Myślę też nad wkomponowaniem jakichś fajnych płytek dekoracyjnych.. może z Bolesławca..?? Jeszcze nie wiem co i jak wyjdzie. Stresuję się trochę, bo średnio mam ochotę na prace remontowe i remontowy bajzel. Ale mus to mus...


   Tak jak wspomniałam, staram się w międzyczasie (którego to międzyczasu jest stosunkowo mało) malować. Pochwalę się, że kilka moich Janiołów poleciało ostatnio do Chicago i będą prezentowane na wystawie w centrum miasta. Modlę się, by skradły serca mieszkańców tamtej części świata ;)
 
Ostatnio wykonałam obraz na zamówienie. Malowałam na starej, dębowej desce. Wyszło tak...








   W innym międzyczasie, pomiędzy pracą redaktora i artysty, robię, jak wiecie, materiały do magazynu „Siedlisko”. W bieżącym wydaniu możecie przeczytać mój kolejny reportaż. Tym razem pisałam o ceramice bolesławieckiej. Zajrzałam do manufaktury, poznałam od środka proces produkcji, przyjrzałam się pracy malarek, które tworzą te wspaniałe wzory. Wspomniałam też o corocznym Święcie Ceramiki. Bywacie tam..??

Mój reportaż w bieżącym wydaniu, zapraszam Was do laktury:







Na cele reportażu miałam okazję sfotografować wyjątkową, unikatową kolekcję ceramiki. Gdyby pasowała kolorystycznie do mojego "M", już bym ją miała w swojej kolekcji ;) Póki co kupuję tą tradycyjną, w kobaltowym kolorze, bądź w kolorze kremowym z delikatnym, łączkowym wzorem...





   Tak, wiem, że to bardzo chaotyczny post;) Ale ja sama jestem ostatnio chodzącym chaosem :D
Życzę Wam słońca, kwitnących kwiatów i widoku soczystej zieleni w Waszym codziennym otoczeniu!! :)

26 marca 2016

Wielkanoc 2016..

   Kochani, życzę Wam miłego świętowania. Odpocznijcie, spędźcie czas w gronie osób, które kochacie. Życzę Wam radości, pogody ducha i wiary...










 O, macham Wam wesoło :) 




24 marca 2016

Twórczo przedświątecznie

   Żyję. Wbrew temu, co widać na blogu;)
Moja nowa praca pochłania mnóstwo czasu. Zapewne nie wynika to do końca z jej specyfiki, lecz raczej z mojej - jeszcze - nieumiejętności zorganizowania czasu. Musze godzić pracę dziennikarza, reportera z obowiązkami domowymi i pasją. Staram się nie zaniedbywać sztuki i nawet jeśli muszę zarwać noc - maluję ;)

Ostatnio szalałam z pisankami. Wyszalałam się twórczo. Tym razem nie decu, lecz wszystko malowane. Oprócz malowanych drewniaków nowe życie zyskały wydmuszki gęsie, z którymi pracowałam po raz pierwszy. Zaprzyjaźniłam się bliżej z Dremlem, który zalegał na dnie szafy od kilku lat. Przyznam, że pomimo delikatności i precyzji, której wymaga praca z taką wydmuszką, wiercenie i reliefowanie przypadło mi do gustu;)

Oto efekty mojej pracy:

Wydmuszki gęsie, ażurowe..






Jajka drewniane w całości malowane...






I drobne wariactwo - pomysł, który narodził się w sekundę. Malowany na plastrze drewna król z Alicji w Krainie Czarów ;)


Mam nadzieję, że z porządkami wielkanocno-wiosennymi jesteście dalej niż ja ;) Mój dom póki co bardziej przypomina atelier niż dom, ale ogarnięcie się tudzież domu to kwestia czasu. Jutro pobiegnę po świeże kwiaty i pomyślę nad tegoroczną dekoracją kosza wielkanocnego.

Pozdrawiam Was ciepło!!
:)

8 marca 2016

Wciąż szukam idealnego błękitu...

   Dlaczego lubię to, że jestem kobietą...?

   Jako mała dziewczynka, pewnie jak wiele z Was moje drogie, marzyłam o tym, by kiedyś być Kobietą Idealną. Taką, która się pięknie maluje, ładnie ubiera, ale także jest niezależna, silna, pewna siebie i przebojowa. Chciałam być jak kobiety, które podziwiałam na ekranie starego telewizora w czerwonej obudowie. I.. chciałam być jak Mama.
Mama jako młoda kobieta taka właśnie była. Pomimo tego, że życie jej nie oszczędzało, zawsze była dla mnie wzorem. I nie mam tym razem na myśli jej postępowania czy zasad, które wyznawała. Myślę o czymś bardziej przyziemnym - że właśnie Ona była prawdziwą Kobietą.

   Mama zawsze była dobrze ubrana. Sama szyła ubrania, sama je dobierała. Miała bzika na punkcie pięknych szpilek i torebek. Jako dyrektor przedszkola, a później nauczyciel, zawsze była elegancka. Pamiętam do dziś jej sukienki. Turkusową z cienkim paskiem w talii, beżową w pasy, malinową z kimonowym rękawem. Pamiętam jej kostiumy. Jej szpilki, szczególnie te turkusowe i złote, nosiłam z dumą przechadzając się pokracznie po domu.
Pamiętam jej zapach. Zapach perfum.. w szczególności Panią Walewską i Być Może..Paryż. Pamiętacie je..?? :) Ja na pamiątkę do dziś trzymam maleńki flakonik z zamkniętym w środku wspomnieniem.
Mama pachniała też szminką. Strasznie lubiłam zapach szminki. Dziś to jeden z ukochanych elementów moich kosmetyków do makijażu. Niezbyt często ich używam. Czasem po prostu jakąś kupuję tylko po to, by mieć. Jednak mam do nich słabość :)
Największym jednak skarbem była schowana w szufladzie szkatułka. W jej wnętrzu kryły się "malowidła". Były dla mnie...i pewnie dla mamy.. czymś niemalże magicznym. W czasach stanu wojennego i tuż po jego zakończeniu niełatwo było zdobyć wyjątkowe kosmetyki, od których dziś uginają się półki w drogeriach. Kiedyś każdy z nich był na wagę złota. I tak oto w magicznej szkatułce mieściły się trzy największe skarby: cienie do powiek przywiezione z Belgii, brokat w maleńkim woreczku i... błękitny cień do powiek, który miał barwę tak piękną, że nie spotkałam takiej dotychczas. Ten cień to był mój ulubiony maminy kosmetyk. Kiedy w wieku szkolnym szłam ba bal, przebrana za pannę młodą, tata zrobił mi makijaż. Użył Tego cienia, a ja czułam się jak księżniczka... Sentyment pozostał. Do dziś szukam tego idealnego błękitu. Nie do makijażu, bo do moich zielonych oczu błękit niekoniecznie pasuje.. ale po to, by mieć. By powrócić do wspomnień...
  Mama jest dziś babcią, i choć nie zawsze ma już na to siły czy ochotę, nie zatraciła swojej kobiecej natury. Kitra gdzieś na dnie szuflady piękne apaszki czy korale. Strasznie to lubię ;)


   Jako mała dziewczynka marzyłam jeszcze o jednym. O tym, by kiedyś, jak już będę dorosłą kobietą, móc nosić szpilki Barbie :) Tak!! Nie przepadam wprawdzie za tak słodkim stylem... ale To marzenie po prostu musiałam spełnić. I znalazłam. Nie zakładam ich zbyt często, ale kiedy już założę, sama się do siebie uśmiecham;) Kiedy pomyślę, jak bardzo kiedyś marzyłam... :)


Oto kochane moje mój kawałek Kobiecych Marzeń i kawałek mnie samej - czyli to, do czego dziś ja, już jako kobieta, matka, mam słabość ;)










   Podzielcie się ze mną swoimi ukochanymi kobiecymi drobiazgami. A może i Wy macie podobne wspomnienia...?
:)

Udostępnij