27 listopada 2014

Proste równanie

   Skąd taki tytuł...? To proste, a dla moich stałych czytelników Bardzo oczywiste.
Otóż: Ja + Kino = Katastrofa.

   Kilka dni temu zabraliśmy Julkę do kina. Jula chciała obejrzeć nowego Pioruna, zaś ja zamierzałam obejrzeć jakiś film sensacyjny. Jak zwykle kupiliśmy zagryzkę - popcorn i napoje. Mój napój, na moje nieszczęście, nalano do średniej wielkości kubka (ba, kubła!!), którego moje niewielkie dłonie po prostu nie są w stanie objąć:/ Moje dzieci poszły oglądać bajkę, ja musiałam jeszcze chwilkę poczekać na swój seans.
Postawiłam popcorn i kubeł z napojem obok siedziska. Kiedy nadeszła odpowiednia godzina i zamierzałam pójść na film, chwyciłam kubek nie tak jak trzeba...... (dodam, że ledwie się zgramoliłam obarczona kurtką, szalikiem, wielką torebką z Samymi Potrzebnymi Klamotami)......
i pół mojego napoju rozbryzgało się uroczo...po siedzisku, podłodze..... po mnie naturalnie... i...rany.. chyba po moim sąsiedzie:(  Mało tego. Łapiąc w locie kubek, strąciłam popcorn.......................
Pan, który siedział obok mnie, poderwał się gwałtownie i zaraz począł mnie pocieszać mówiąc "nic się nie stało, na pewno zaraz ktoś to posprząta, proszę się nie przejmować". Mnie było okropnie wstyd, nie chciałabym, by ktoś po mnie sprzątał, więc pobiegłam po rolkę ręczników papierowych i zaraz wszystko uprzątnęłam. Bilet też zalałam, ale na szczęście druk jest solidny, nie zmył się;)) Oblałam też siebie całą. Sweter, który miałam przewieszony przez ramię, był mokry i nieprzyjemnie klejący...
RANY.
Pozbierałam się spalona jak żarówka i pobiegłam do bramki. Do sali kinowej prawie biegłam, żeby mnie już nikt nie oglądał. W sali kinowej chciałam zająć wyznaczone miejsce, ale...kiedy się spostrzegłam, że aby tam dotrzeć, musiałabym minąć kilkoro ludzi, których nie chciałam pomoczyć... usiadłam na pierwszym miejscu z brzegu. Rozwiesiłam mokry sweter na fotelu (jeszcze mi klamerek brakowało...) i modliłam się, by nikt nie chciał zając mojego nowego miejsca. I nagle przypomniałam sobie pana, który mnie pocieszał. Jej,.. nawet go nie przeprosiłam.........!! Zrobiło mi się gorąco.
Jak widzicie (po raz kolejny!!), ja NIE MOGĘ CHODZIĆ DO KINA.
Z tego miejsca od razu, na wypadek gdyby któryś ze świadków mojej katastrofy był moim czytelnikiem, chciałabym bardzo, bardzo przeprosić.
I, tak przy okazji, gdyby ktoś mnie kiedyś spotkał w kinie tudzież w jego pobliżu, NALEŻY - UWAGA:
a) zmienić kino
b) zachować ode mnie bezpieczną odległość.
TYLE w temacie.
;)))



   Wracając do (bardziej normalnej) rzeczywistości, chciałabym się z Wami podzielić kolejnymi wrażeniami z mojego pobytu w stolicy.

   Będąc w Warszawie, miałam okazję przetestować fantastyczny Przewodnik po restauracjach warszawskich. Dlaczego fantastyczny...? Zaraz wyjaśnię...






Przewodnik zawiera informacje o ciekawych punktach gastronomicznych Warszawy. Jest tu trochę o właścicielach, menu, wystroju. Są zdjęcia - miałam więc ułatwioną sprawę przy wyborze miejsca na kolację, bo tak się składa, że przywiązuję dużą wagę do wyglądu wnętrza. Zwracam uwagę na to, czy restauracja jest urządzona ze smakiem i czy mnie w jakiś sposób zainspiruje;)
Restauracje w przewodniku podzielono na trzy rodzaje - od najdroższych do tańszych.
Jak się okazało, nie zawierał on jedynie informacji.
W przewodniku zamieszczono Bony. Jeden bon uprawnia dwie osoby do zakupu tańszego dania obiadowego za symboliczną złotówkę:) Brzmi niewiarygodnie..? Sprawdziłam, to działa!! :)

   Pierwszą restauracją, którą odwiedziliśmy w sobotę po kiermaszu, była Bellini (Magdy Gessler), umiejscowiona na starówce. Wybraliśmy ją właśnie ze względu na zachęcające zdjęcie wnętrza.
Już po przekroczeniu progu restauracja wywarła na nas ogromne wrażenie. Mieści się w piwnicy, a wnętrza zdobi stara cegła. Jest tam niesamowicie przytulnie i zachęcająco. Zaznaczam, liście widoczne na podłodze, to nie śmieci, lecz pachnące listki laurowe;))
Zamówiliśmy tutaj makarony. Radek z mlekiem kokosowym, ja z krewetkami. Były... wyśmienite!!
Faktycznie, po okazaniu kuponu, kelner w rachunku tańsze danie uwzględnił jako danie za 1zł:)


O, to zmęczona ale szczęśliwa ja;)




Następnego dnia, w niedzielę, wybraliśmy się na obiad do Fukiera.Tu również skorzystaliśmy z bonu i za obiad zamiast 145zł zapłaciliśmy 75zł :)









Teraz jeszcze jedna ważna informacja. Przewodnik jest aktualny tylko do końca tego roku, czyli jeszcze przez miesiąc. Jeśli jest wśród Was ktoś, kto chciałby z niego skorzystać, odstąpię go z miłą chęcią. Nieodpłatnie oczywiście. Wyślę pierwszej osobie, która zgłosi się przez e-mail: rustykalnydom@wp.pl







   Wracając do sobotniego wieczora: kolację w Bellini zjedliśmy w przemiłym towarzystwie Agnieszki prowadzącej blog Domowe Klimaty, i jej męża. Było cudnie. Miło, wesoło. W pamięci utknie mi niewątpliwie "boski zwłoczek" zamówiony przez Michała (chodziło oczywiście o "włoski boczek") ;))
Po kolacji wybraliśmy się do Pożegnania z Afryką, gdzie w niemalże magicznej atmosferze wypiliśmy najlepszą na świecie kawę z kardamonem i zjedliśmy wspaniały deser.


W niedzielę rano kawę wypiliśmy w kolejnym lokalu M.Gessler. Cóż, mam słabość do jej wnętrz;)
Byliśmy w Embassy, i przy okazji rzuciłam okiem na AleGlorię - pięęęęęęęękna!!!!! :))) Kelner okazał się bardzo uprzejmy, pozwalając mi na zwizytowanie lokalu w celach czysto poznawczych;)

Obiad, jak już wspomniałam, zjedliśmy w Fukierze. Zachwycona jestem klimatem wnętrz restauracji. Wrażenie na mnie zrobiła nawet... toaleta;) Było pięknie i pysznie. Na pewno wrócę tam z chęcią...


Śmieszne trochę było to nasze zwiedzanie lokali gastronomicznych;) ale okazuje się, że inspiracji można szukać nawet w restauracjach. Odwiedzając nowe miejsca zwracałam bacznie uwagę na dekoracje, kolory, aromaty. Chłonęłam piękno i nastrój. To był bardzo, bardzo piękny weekend.......
:)))))))




Mam nadzieję, że nie zamęczyłam Was opowieściami.
Po pięknym weekendzie ochoczo przystąpiłam do prac nad nowymi bombkami, również 3D.
I powstało kilka nowych, przyznam, całkiem ładnych, sztuk. Oto pierwsza z nich...


Bombka 3D, w całości wykonana ręcznie (nawet pierniczki). Dostępna TUTAJ. Podoba się Wam??









Życzę Wam pogodnego piątku!!
:)

23 komentarze:

  1. Rozbawilaś mnie do łez swoimi przygodami w kinie, właściwie ciągiem przygód, Bombki sa śliczne. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  2. A to miałaś kinową przygodę, nie zazdroszczę. Bombka cudna. :) Szkoda że do stolicy mam tak daleko. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe inspiracje a przy tym pyszne:) oj przypomniałaś mi że w tym roku nie byłam w kinie. ...ups obniżyłam statystyki;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Historia w kinie teraz śmieszna, ale w tamtym momencie nie zazdroszczę:) Bombka prześliczna! Za podróż po restauracjach dziękuję, jak będę miała okazję być w Warszawie to z propozycji skorzystam:) Zapach liści laurowych ach... musiało być wyjątkowo!:))
    Pozdrawiam serdecznie!
    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu faktycznie, wówczas było mi niewesoło... ;) Pozdrawiam Cię serdecznie

      Usuń
  5. No proszę, przyjemne z pożytecznym:) gratuluję doznań estetycznych, bo tak mało tego wyszukanego piękna w tym nowoczesnym życiu...
    a co do kina:) moja rada na przyszłość, ja już nie kupuję nic przed sensem, by ustrzec się właśnie takich katastrof:)
    BUZIAKI :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, ja już raczej też z piciem do kina nie pójdę... ;) Buźki!!

      Usuń
  6. Mnie do szewskiej pasji doprowadzają ludzie ,którzy w kinie MUSZĄ mieć wiadro popcornu i drugie coli:)czy naprawdę nie można się powstrzymać przed jedzeniem przez dwie godziny?a potem chrupanie pod nogami ,bo więcej tego na podłodze niż w żołądkach:)))
    taki przewodnik przydałby się dla mnie w moim mieście,bo raczej do Warszawy nie pojadę na kolację ,ale u mnie -czemu nie:))))pozdrawiam cieplutko:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bożenko, problem chyba nie polega na chęci podjadania w kinie, lecz bardziej na braku kultury osobistej. Nikomu by nie przeszkadzało jedzenie przez innych, gdyby robili to cicho i czysto. Ale cóż... są ludzie i ludziska. Najpierw widzi się w restauracji matkę z dzieckiem, które strąca serwetki, po czym mamusia mówi: "nie podnoś! kelnerka to zrobi"... potem to samo dziecko idzie do kina, śmieci i wychodzi jak król, bo po cóż się schylać... ekipa posprząta...
      Pozdrawiam Bożenko:)

      Usuń
    2. masz absolutną rację:))czym skorupka za młodu nasiąknie tym na starość trąci:))))pozdrawiam:))

      Usuń
  7. Witaj Kasiu :))) To dopiero przygód miałaś niemiara:))) Pobyt w Warszawie jak widać obfitował w wiele miłych chwil, nie tylko fantastyczny kiermasz, ale i pyszne jedzonko...jeśli jeszcze nikt się nie zgłosił po przewodnik, to za chwilę do Ciebie napiszę, ja z chęcią skorzystam:)))
    Twoje bombki są przepiękne, wiem coś o tym i już wkrótce będzie można podziwiać Twoje dzieło na moim blogu:)))
    Pozdrawiam Cię kochana serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Kasiu ja wieczór po kiermaszu też zakończyłam kulinarnie. Spotkałam się z rodzinką mieszkajacą w Warszawie w restauracji PIWNA KOMPANIA (www.podwale25.pl). Polecam to miejsce. Dla mnie też w lokalu ważny jest wystrój , klimat...
    Pozdrawiam -Jola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Jolu za informację, kiedyś może tam zajrzę:) Pozdrawiam!!

      Usuń
  9. Cudna bombka, muszę kiedyś spróbować zrobić taką ;-)

    OdpowiedzUsuń
  10. "Boski Zwłoczek" i kompania pozdrawiają :)
    Było nam bardzo miło z Wami się spotkać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnieszko kochana, to my dziękujemy. Było wspaniale!! Ślę ciepluchne uściski!!!

      Usuń
  11. Kasiu uśmiałam się z twoich kinowych przygód ! Mieszkasz daleko to na pewno w kinie się nie spotkamy,! Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  12. Niezła przygoda...więc mówisz,że to taka tradycja kinowa...no nieźle....Ale wiesz, a gdyby tak będąc w kinie spróbować iść na seans bez coli i popcornu to na pewno pech by Cię ominą ....:)Bombki wspaniałe :)Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Ślicznie zapraszam do blogidom.pl

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja również pośmiałam sie z twojej przygody. Jeśli chodzi o popcorn to nie tylko kwestia kultury jedzenia ale również, z czego jedzący nie zdają sobie sprawy, zapachu! Ja nie jestem w stanie jego znieść i przesiadam się.
    Bałwanek uroczy. Pozdrawiam serdecznie.
    Wiga

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Ci za poświęcony czas... :)

Udostępnij