26 kwietnia 2013

Balkonowe początki i mania wciągania;)

Na początek - o wciąganiu.
  Po mojej mamie odziedziczyłam kilka pozytywnych cech, ale i tzw. łomymostwo.
Ubiegła sobota obfitowała w ciekawe wydarzenia potwierdzające w/w tezę. Rano wstałam i zaczęłam dzień od sprzątania pokoju Julki. W łóżku zastałam majteczki w kropeczki, których córcia nie zaniosła do prania. Wyjęłam i chwilowo rzuciłam na dywan, bo akurat zawzięcie odkurzałam podłogę. Nagle coś mi się tam przypomniało, obejrzałam się za siebie..oczywiście nie bacząc na rurę odkurzacza i.. wciągnęłam gatki. Rura się zapchała totalnie, bo bielizna utknęła po środku jej części ruchomej. Akcja ratownicza trwała mniej więcej godzinę. Trzeba było rurę rozłożyć na części pierwsze. Mój mąż mocował się z anielską cierpliwością , zerkając co jakiś czas na mnie z politowaniem i miną pod tytułem "rany, kochanie..."
   Po godzinie wybraliśmy się na działkę, by umyć auto. Kiedy prałam tapicerkę, miałam koło siebie całą masę "autowych" środków czyszczących i kilka ściereczek. Gdy odkurzałam bagażnik karcherem...znów się odwróciłam...i.. wciągnęłam ścierkę:/ Tym razem jednak nie utknęła, bo ciąg był mocniejszy. Ścierka wylądowała w pojemniku, co mnie baaardzo ucieszyło. Postanowiłam, że się nie przyznam:) Poczułam się niczym stereotypowa blondynka..no bo jak można wciągnąć dwie rzeczy w ciągu jednego dnia...
   A jednak nie doceniłam swoich możliwości.
Po jakimś czasie chwyciłam małą zmiotkę, gdyż nie mogłam się pozbyć piasku, który wbił się w tapicerkę bagażnika. Jedną ręką zaczęłam wymiatać piasek, drugą natomiast wciągałam go karcherem. Robiłam to tak intensywnie, że..odpadła mi rączka od miotły..i..zgadnijcie...................... ;)
Wciągając rączkę do odkurzacza pobiłam rekord blondynizmu...
;))

   Od kilku dni robię porządki na balkonie. U wielu z Was już jest tak wiosennie..
Ja musiałam skończyć malować barierkę (zaczęłam w zeszłym roku)  i pozbyć się wielu bardzo potrzebnych mojemu mężowi gratów;) Swoją drogą, czy wasi mężowie też uprawiają chomikarstwo..??
Nie skończyłam jeszcze urządzania przestrzeni balkonowej, bo czekam na gotówkę na zakup kwiecia. Jak na razie zrobiłam jeden kącik, w którym znalazły się tuje i bluszcze. Lubię prywatność, więc osłoniłam balkon siatką, po której piąć się będzie dzikie wino i bluszcz zimujący. Plan jest taki, by było prywatnie, zielono, ciut dziko, ale i kolorowo.
  Czekam obecnie na paczkę z Westwing. Chcę wprowadzić kolor i nutkę orientu. Zamówiłam różowe i pomarańczowe poduchy, a także różowy obrus. Za jakieś dwa tygodnie pojawią się również w donicach kwiaty w tych kolorach...







..w kąciku znalazło się miejsce dla szczypiorku...
..tutaj wspomniana siatka, do której
przymocowałam gałęzie wierzby
i bluszczu..



..pozostała jeszcze ta część balkonu, na której umieszczę tuje, bluszcz, kwiaty, ławeczkę na narzędzia i stolik w krzesłami.. tak..zamierzam to wszystko zmieścić;)


We wrześniu nasza córcia idzie do szkoły. Planujemy przeprowadzić mały remont pokoju. Tym razem na ścianach pojawią się turkusy (Jula sama wybrała tapetę) i zieleń, która sprzyja wyciszeniu.
Zakupiłam już (na westwing.pl) różano-zielony abażur do lampki nocnej, wspomnianą tapetę i widoczny na zdjęciu poniżej zegar. Jest po prostu wspaniały!! 


Dziękuję za odwiedziny, komentarze..i w ogóle..że jesteście;))
Buziaki!!

16 kwietnia 2013

Zielone krzesło

Czekam na deszcz.
Uwielbiam malować w deszczowe dni. Jeszcze świeci słońce, ale ma padać, a na niebo już się wkradły szaro-ponure obłoki. Jest dobrze...

 Dziś skończyłam przerabiać stare sosnowe krzesło. Teraz robię lawendową walizę. Właściwie poprawiam, bo to już drugie podejście. Czasem potrzebuję czasu, by coś wyszło mi tak, jak bym sobie tego życzyła;))
A oto krzesło. Przed przeróbką i po, w wersji zielonej...





Dziękuję serdecznie za miłe komentarze;)
Pomimo tego, że czekam na deszcz,Wam życzę dużo słońca!!

14 kwietnia 2013

Jak na wsi, czyli u Pani Basi...

    Tytułowa Pani Basia to jedna z moich klientek. Poznałam ją kilka tygodni temu. To ten rodzaj człowieka, przy którym nie wypada kończyć zdania ulepszaczem typu ".., nie?" Nie wypada też stukać łyżeczką o dno filiżanki. Pani Basia jest kobietą elegancką, zarówno w wyglądzie jak i sposobie bycia, o eleganckim sercu i nienagannych manierach. Bardzo wartościowy człowiek. I niezrównanie kreatywny;)
    Spotkałyśmy się, by wspólnym pomysłem i moją pracą podrasować basiową kuchnię, której - w moim mniemaniu - i tak niczego nie brakowało. Odmieniłyśmy nieco charakter starych mebelków dodając im patyny i zdobień.
    Napisałam o tej znajomości, bo myślę, że przetrwa ona dłużej niż myślałam. Z Panią Basią rozumiemy się doskonale. Ba.. Kiedy słyszę zdanie typu : "Pani Kasiu, zrobiłam to tak..ale..pani wie, że za miesiąc już będzie inaczej, prawda..?" ..widzę siebie za "ileśtam" lat. Widzę swoją osobę z posiwiałymi kosmykami upiętymi w niedbały kok, z młotkiem w ręku, a wokół mnie oburzone wnuki krzyczące: "Babciu, znów coś zmieniasz??!!"...;)))
  Spotykanie takich ludzi jak Pani Basia nadaje mojemu życiu barw.
Życzyłabym sobie jak najczęściej spotykać takich ludzi. Z zasadami. Z niesamowitym wręcz poczuciem taktu:)

  Co do mnie i tego, co się aktualnie dzieje..
    Otóż choruję. Chodzę niczym bida z popuchniętymi powiekami i zakatarzonym nosem. Staram się trzymać fason, niemniej jednak trudno się cieszyć, gdy się od dwóch miesięcy wstaje z łóżka z zatkanym nosem. U lekarza naturalnie byłam. Byłam i..się zdziwiłam. Po raz kolejny służba zdrowia dała popis braku profesjonalizmu. Zasugerowałam problem z zatokami. Lekarz zajrzał do nosa i skwitował, że zatoki są OK. Jak to wyjaśnić..? Wiem.
Na studiach miałam profesora, który podczas wykładu pisał notatki na tablicy. Pisał i pisał..a kiedy brakło mu miejsca, odwrócił się i począł bazgrać po drugiej (dodam: dla nas niewidocznej) stronie tablicy. Kiedy jeden ze studentów spytał jak mamy spisać informacje, profesor odparł: "Musicie to widzieć oczyma wyobraźni". No i wszystko jasne. Lekarz niewątpliwie oczyma wyobraźni ujrzał moje zdrowe zatoki..;)
    Poza niedomaganiem (rany, co ze mną będzie za 10 lat?!) pracuję obecnie nad pewnym projektem i sklepem internetowym. Poza tym niuansem dzieje się dużo i dzieje się dobrze;) Maluję, krytykuję siebie samą, poprawiam. I znów maluję..
 
   Obiecałam pokazać przeróbkę krzesła "na biało". Nie jest to możliwe na dzień dzisiejszy, ponieważ klient, dla którego miałam wykonać krzesła, wycofał się, tzn. zrezygnował z bieli. Ale gdy się nadarzy okazja, napiszę co nieco..
    Ja sama, co zapewne zauważacie, zwolenniczką białości nie jestem. Owszem, podoba mi się, ale u kogoś. Sama wolę drewno w naturalnej postaci, bądź w kolorze. Lubię swojsko, ciepło, naturalnie i kolorowo. Ot, taki ze mnie przewrotowiec;)
   Mam nadzieję, że z czasem i Wy przekonacie się do koloru:)
   Już niedługo w moim sklepie ukażą się pierwsze mebelki w Kasiowym wydaniu. A już w następnym poście mój wywiad w lokalnej gazecie..

   Dziękuję Wam za wizyty, ciepłe słowa. Kochani... i najważniejsze. Mamy wreszcie wiosnę!!
Czy Wy - pytanie do kobiet - również odczuwacie ból łydek w związku z nagłym skokiem w baleriny....?
 ;)

Poniżej fragment Basiowej Baśniowej Kuchni:))



   

Udostępnij